Mads Mikkelsen nie wraca do swoich filmów. Rozmawiamy z gwiazdą filmu "Bękart"

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Mads+Mikkelsen%3A+Rozmawiamy+z+gwiazd%C4%85+filmu+%22B%C4%99kart%22-154575
Mads Mikkelsen nie wraca do swoich filmów. Rozmawiamy z gwiazdą filmu "Bękart"
źródło: Materiały prasowe
W piątek do polskich kin wchodzi "Bękart", kolejny po "Kochanku królowej" film Nikolaja Arcela z Madsem Mikkelsenem. W tym "duńskim westernie" Mikkelsen wciela się w weterana wojennego, który postanawia zbudować kolonię na nieurodzajnych wrzosowiskach, wchodzi jednak w konflikt z lokalnym właścicielem ziemskim. Gwiazdor takich filmów, jak "Na rauszu" i "Casino Royale" czy serialu "Hannibal" opowiedział nam o filmie, swoim podejściu do aktorstwa i kibicowaniu duńskiej kinematografii. Z aktorem rozmawia Jakub Popielecki.   

GettyImages-1652649306.jpg Getty Images © Stefania D'Alessandro


Mads Mikkelsen opowiada nam o filmie "Bękart"



Ciekawe w twoje karierze jest to, że utrzymujesz stały kontakt z duńskim kinem. Wciąż pracujesz z Thomasem Vinterbergiem, Andersem Thomasem Jensenem czy Nikolajem Arcelem, reżyserem "Bękarta". Czemu?

Mads Mikkelsen: Bo to świetni reżyserzy i bardzo dobrzy przyjaciele. Więc czemu nie? Można ich postawić w jednej linii z najlepszymi twórcami na świecie. Dlatego sprawa jest prosta. Jeśli proszą mnie o występ, zgadzam się.

Masz patriotyczne uczucia związane z duńskim kinem?

MM: Kibicuję duńskiemu kinu, ale nie użyłbym słowa "patriotyczny". Myślę, że duńskie kino osiągnęło wiele – z różnych powodów. Wielu twórców wyznaczyło ciekawe ścieżki naszej kinematografii. Utrzymujemy dobrą formę już od jakiegoś czasu. Bardzo się z tego cieszę. Myślę, że zasłużyliśmy na sukces. Ale nic nie trwa wiecznie, jeśli się o to nie dba. Musimy więc pozostać uważni.
    
Czy uważasz, że w duńskich filmach dostajesz ciekawsze role i większe wyzwania?

MM: Cóż, łatwo byłoby odpowiedzieć "tak", bo gram tu zazwyczaj główne role: skomplikowanych bohaterów w skomplikowanych historiach. Ale czy w związku z tym wszystko, co robię za oceanem, nie ma znaczenia? Dla mnie ma. To rzeczy, z którymi dorastałem, które oglądałem jako dziecko. Rzeczy typu: "o Boże, oni fruwają, a tu jest pistolet i helikopter!". I mam szansę być ich częścią w wieku 58 lat. Dlatego piszę się na to bez wahania. Równoważenie jednego z drugim to dla mnie najlepsza możliwa opcja.


Mads Mikkelsen w filmie "Bękart"

Ale nie stosujesz strategii "jeden film dla mnie, jeden film dla nich"?

MM: Nie. Biorę to, co pojawia się na moim horyzoncie i mi się podoba. Jeśli to dziesięć duńskich filmów z rzędu, nie ma sprawy. Dziewięćdziesiąt procent aktorów nie pracuje. Nie mógłbym więc siedzieć i narzekać: "nie, chyba nie mam na to ochoty". Niewiele osób ma większe szczęście czy bardziej uprzywilejowaną sytuację niż ja.

Pracowałeś już wcześniej z Nikolajem Arcelem i Andersem Thomasem Jensenem (współscenarzystą "Bękarta"). Jak określiłbyś waszą współpracę?

MM: Są zupełnie różnymi ludźmi. Tym razem po raz pierwszy pracowałem z oboma naraz. To bardzo ciekawe, bo inspirują się nawzajem w interesujący sposób. Czasem jestem zaskoczony, że Nikolaj napisał fragment, który wydawało mi się, że napisał Anders Thomas – i na odwrót. Uwielbiam ich obu i znamy się bardzo dobrze. Nasza współpraca nie jest bezbolesna, bo zdarza nam się nie zgadzać i kłócić. Ale jest bezbolesna w takim sensie, że szanujemy się nawzajem. Kiedy któryś z nas ustępuje, to nie dlatego, że się poddał, tylko dlatego, że został przekonany. Ewentualnie dalej się nie zgadza, ale ma zaufanie do drugiej strony. Tak z grubsza wygląda nasza relacja.

Czy praca nad "Bękartem" różniła się od pracy nad "Kochankiem królowej"?

MM: Nie bardzo. Przez pierwsze kilka tygodni pracy nad naszym pierwszym filmem musieliśmy się dotrzeć i ustalić, jak pracować, kto jest kim itp. Tym razem nie musieliśmy tego robić. Poszło nam więc dużo łatwiej. Powiedziałbym też, że w "Bękarcie" mamy bardziej złożonych bohaterów, więc wkroczenie do tego świata było bardziej interesujące.

Simon Bennebjerg w filmie "Bękart"

Kilka dni temu rozmawiałem z Nikolajem i zdradził mi, że nigdy dotychczas nie śmiał się tyle na planie. Powiedział, że to twoja zasługa. Co takiego tam robiłeś?

MM: Myślę, że to w równym stopniu zasługa Simona Bennebjerga (odtwórcy roli Frederika De Schinkela). Simon jest bardzo zabawny. Co takiego robiliśmy? Po prostu czasem próbowaliśmy spuścić trochę powietrza. Mieliśmy bardzo intensywne sceny między moim bohaterem, Ludvigiem, a De Schinkelem, którego grał Simon. Dobrze jest trochę przeczyścić atmosferę i pośmiać się z czegoś innego, rozładować napięcie na planie, a potem błyskawicznie wrócić do pracy.

Czy "Bękart" to zatem taki film, po którym potrzebowałeś rekonwalescencji?

MM: Nie. Nie muszę dochodzić do siebie mentalnie po żadnym filmie. Nie mówię sobie: "o Boże, jestem tak bardzo Ludvigiem, że nie mogę przestać nim być!". Nie jestem aktorem tego typu. Oczywiście zdarza się, że potrzebuję odpoczynku, kiedy rola jest wymagająca fizycznie. Albo kiedy wymaga pozostania przez dłuższy czas w konkretnym nastroju. To może się na tobie odbić, więc po prostu trzeba się z tego otrząsnąć. Ale nie przynoszę postaci do domu i nie proszę moich dzieci, żeby mówiły do mnie innym imieniem.

Co w takim razie zainteresowało cię w postaci Ludviga?

MM: Uważam, że to piękne: mężczyzna, który chce stać się czymś, co nienawidzi. To skomplikowany mechanizm, który zaobserwowałem u wielu ludzi. Nie znosisz czegoś, ale równocześnie chciałbyś być tym czymś. To interesujący dylemat. Ludvig to bohater z misją, który jest gotów spalić świat, żeby dopiąć swego. Urok jego historii polega jednak na tym, że uświadamia sobie, iż istnieją osoby, na których mu zależy. Być może nawet bardziej niż na jego misji. To gigantyczny krok dla takiego człowieka.

Powiedziałeś wcześniej, że nie zostajesz w roli przez cały czas. A czy szukasz podobieństw między sobą a postacią, którą grasz? Czy wolisz raczej rozpłynąć się w roli?

MM: Nie wskakuję w rolę z biegu. Początkowo nie mam pojęcia, kim jest mój bohater. Zastanawiam się: "Może jest tym? Nie wiem, jak to zrobić. Gdzie zacząć? Co mi pomoże? Może ten kapelusz? Nie, to nie działa". Potrafię rozpoznać coś z siebie w każdej spotkanej osobie. To może być zaledwie skrawek. Grając postać, muszę zbudować z takiego skrawka całą postać. Ale kiedy już znajdę ten element, mogę zacząć pracować. Wtedy muszę zacząć uzupełniać rolę o coś osobistego. "To nie to, to nie to…". I nagle staję się bohaterem, nagle go rozpoznaję.

Mads Mikkelsen w filmie "Bękart"

Czy trudno jest ci rozmawiać o aktorstwie? Czy to bardzo tajemniczy proces?

MM: To nie jest tajemniczy proces. Ale faktycznie trudno o nim mówić, bo składa się z tak wielu elementów. Odkrywasz jedną rzecz, odkrywasz drugą, dochodzi do tego czynnik fizyczny… Trudno wskazać, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy ten proces. Zbierasz inspiracje i w końcu stajesz się postacią. Ale ta trudność nie wynika z faktu, że to coś magicznego. Po prostu za każdym razem wygląda to zupełnie inaczej.

"Bękart" to film kostiumowy, którego akcja rozgrywa się w Danii ponad 200 lat temu. Co sprawia, że ta historia jest wciąż aktualna? Czy to zasługa postaci?

MM: Tak, to postacie. Do pewnego stopnia również sama historia. Oczywiście, nie mamy już chłopów na poddaństwie, obowiązują prawa kobiet i nie można bić dzieci, więc te wątki nie są dosłownie "aktualne". Ale działają na zasadzie analogii. Problemy naszych bohaterów mają dziś inną skalę albo objawiają się w innych częściach świata. Znamy ludzi, którzy skupiają się na czymś tak bardzo, że to niszczą. Znamy typ wiecznego chłopca, który ma wszystkie zabawki, takiego, z którym każdy się bawi, ale którego nikt nie lubi. To typy postaci, które są ponadczasowe.

Czy myślałeś o "Bękarcie" jako o westernie?

MM: Zdecydowanie widzę podobieństwo. Czytając scenariusz, nie myślałem jednak o tym. Ale faktycznie: jest koń, jest owca i są bandziory. Bez dwóch zdań mamy tu elementy westernu.

A czy pierwowzór literacki, książka "The Captain and Ann Barbara" Idy Jessen był dla ciebie ważny, pomocny?

MM: Jeszcze nie. Ale będzie. Mam zamiar ją przeczytać. Celowo tego nie zrobiłem, bo chciałem, żeby to scenariusz był moją Biblią. Nie chciałem też się zawieść, gdyby jakiś mój ulubiony fragment książki nie znalazł się w scenariuszu. Ale teraz jestem gotów przeczytać powieść. Zwłaszcza że autorka napisała Nikolajowi długiego maila, w którym przyznaje, że jest zadowolona z filmu, co jest absolutną rzadkością. Nigdy nie zdarza się, żeby autor książki docenił film. Więc było to bardzo miłe.

Amanda Collin w filmie "Bękart"

Muszę spytać cię o Amandę Collin i Simona Bennebjerga. Zagrali dwie bardzo różne od siebie postacie. Jak się z nimi współpracowało?

MM: Było wspaniale, bo to fantastyczni aktorzy. Reprezentują nowe pokolenie: nakręcili dopiero kilka rzeczy, ale zachowują się tak, jakby mieli już za sobą nie wiadomo ile projektów. Wiedzą doskonale, co robią. Tak jak ja szukają po omacku – na tym polega aktorstwo – ale nie są niepewni.

Ty byłeś niepewny, kiedy zaczynałeś?

MM: Jako młody aktor? Tak. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Chociaż nie dotyczy to filmów z serii "Pusher", bo kręciliśmy je we własnym gronie, z poczuciem "zróbmy to!". Myślę raczej o spotkaniach ze starszymi aktorami, których znałem na przykład z telewizji. Analizowałem, czemu zachowują się tak, a nie inaczej. Zastanawiałem się, czy robię coś nie tak, bo sam zachowywałem się inaczej. Kręciło mi się od tego w głowie. Ale w końcu musisz odnaleźć swoje miejsce i zaufać, że zatrudniono cię do tej roli z jakiegoś powodu – po prostu musisz odkryć ten powód. Czego potrzebujesz od innych aktorów na planie? Czego od nich oczekujesz? Muszą być obecni. Muszą być gotowi na wspólną pracę. Muszą stworzyć przestrzeń na popełnianie błędów i robienie dubli. Wszystko będzie dobrze, jeśli poczujemy się ze sobą komfortowo.

Czego w takim razie potrzebujesz od reżysera/reżyserki?

MM: Tego samego. Oraz wizji. Muszę zrozumieć jego albo jej wizję. A jeśli jej nie rozumiem, musi przynajmniej nakreślić dla mnie jakiś obraz. Jeśli nie potrafisz zwerbalizować pomysłu, po prostu pokaż mi obrazek. Tego potrzebuję. Musisz mnie zainspirować.

Wracasz do swoich własnych filmów?

MM: Nie. A przynajmniej nie celowo. Jeśli któryś pojawi się akurat w telewizji, obejrzę kawałek i wyłączam. To nie jest coś, co mnie interesuje. Wszystkie te filmy gdzieś sobie istnieją i je doceniam – każdy z innych powodów. Nie siedzę jednak weekendami z popcornem, robiąc sobie maratony własnych filmów.

Ale może masz wśród nich jakiegoś faworyta?

MM: Prawdopodobnie. To jednak mój sekret. Zazwyczaj moim ulubionym filmem jest ten, nad którym właśnie pracuję. W tej chwili jest to więc "Bękart". Jestem z niego całkiem zadowolony.

Przeczytajcie recenzję filmu "Bękart" TUTAJ.


"Bękart" – zwiastun filmu



Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones