Gdy oglądam film Agnieszki Holland, podświadomie oczekuję na coś więcej. Kilka jej
filmów mi się podobało (Całkowite zaćmienie, Plac Waszyngtona, Kobieta samotna,
Aktorzy prowincjonalni), ale zawsze czegoś mi w nich brakuje. Mam wrażenie, że one są
poprawne, ale nie ma w nich tego czegoś... magii kina. Oglądam kolejny film, oczekuję że
tym razem się uda, a tu znów, niby wszystko dobrze, ale nie do końca. Nie chodzi mi tu o
konkrety, raczej o wrażenie, które towarzyszy mi przy każdym filmie pani Holland.