Często czytam w wypowiedziach i komentarzach, że Andy Garcia ma "nieznośną manierę" zamykania oczu, którą trudno znieść, przeoczyć i w ogóle udźwignąć. Że maniera ta jest passe, że już się przejadła i generalnie niektórych mdli, jak ją widzą. Andy, manierą tą ma niby podkreślać dramaturgię sceny lub nawarstwiające się emocje...

Wpisy tego typu widzę, coraz częściej i szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem, o co chodzi ludziom, którzy to piszą. Rozumiem, że niektórych aktorów lubi się bardziej lub mniej, ale Andy Garcia? Jeden z najwybitniejszych aktorów kina?! Przecież ta niesławna "maniera" to klucz do jego niezwykłości i sposobu kreowania postaci, które gra. To jego znak rozpoznawczy. Bez tej "maniery" nie wyobrażam sobie wielu ról, w których wystąpił, i które stały się kultowe. Uważne, z lekka lekceważące, ale czarujące spojrzenie, łobuzerski uśmiech, i cudownie przymykające się powieki to MARKA, marka zwana Garcia :)
... Oscar Isaac czasem próbuje tej hipnotyzującej "maniery" (pewnie to ta kubańska krew!) i to działa! :)