Można darzyć większą sympatią np., De Niro, czy Nicholsona itd., ale jeśli ktoś twierdzi, że
Anthony Hopkins jest miernym aktorem, to albo nie widział z Nim żadnego filmu, albo struga
wariata.... W moim rankingu Hopkins jest na 1-szym miejscu.
Szkoda, że w nowszych produkcjach skrywa ten swój "geniusz" z iście genialnym skutkiem godnym własnego "geniuszu"... Wilkołak i Rytuał zdecydowanie na minus. Oczywiście nie zaprzeczam, że miał wiele kultowych kreacji i naprawdę dużo zrobił dla światowego kina, szkoda tylko, że teraz to psuje z premedytacją...
Jak dla mnie żaden z tej trójki w ciągu ostatnich 10 lat nie grał w żadnym wybitnym filmie, co nie znaczy że grali źle. Oni raczej niczego nie muszą już udowadniać a swoje życiowe role mają już za sobą
Przecież nikt nikomu niczego nie każe udowadniać. Po prostu sylwetka dobrego aktora często skłania do obejrzenia danej produkcji. W przypadku Hopkinsa przejechałem się już nie raz. Aktor ma grać na swoim poziomie wykorzystując w pełni swój potencjał i gamę wyrazów. I nie jest to kwestia udowadniania tylko oczekiwań.
Co do pytania Marcinkka to jest tyleż głupie co nie na miejscu. Oczywiście chodziło mi o TENDENCJĘ tzn że im starsze filmy z Anthonym tym lepsze. Są starzy aktorzy, którzy potrafią wciąż zabłysnąć w czymś świeżym na poziomie (np Freeman w "choć goni nas czas" albo Pacino w "kupcu weneckim" ). Otwarcie drugiego tysiąclecia naszej ery jest początkiem końca Hopkinsa w moim mniemaniu. Nie ma się co puszyć, gość jest już w podeszłym wieku, jest wciąż rewelacyjnym aktorem ale poziom nowej filmografii... Chcę pamiętać Hopkinsa z Milczenia owiec, okruchów dnia i człowieka słonia.
Wszystko ok, tylko poniekąd to role wybierają Hopkinsa a nie Hopkins role. Dostaje propozycje i może się zgodzić lub nie. Ja osobiście wole oglądać go w gorszych filmach niż nie oglądać w ogóle. Zresztą jak już mówiłem Hopkins wcale nie gra źle, np. w ostatnim "Rytuale" zagrał jak dla mnie bardzo dobrze. Idąc dalej, rok 2005 i "Prawdziwa historia" to już film z najwyższej pułki. Rok 2007, "Słaby punkt" solidny film i równie solidny Hopkins. Trochę tylko filmów na poziomie jest, więc nie jest najgorzej. Co do tego Irishman'a to Scorsese i dotychczasowo przedstawiona obsada na pewno zobowiązuje, zobaczymy jak to będzie.
W filmie "Słaby punkt" gest jego ręki, kiedy kciukiem pokazuje na sobie gdzie strzelił do swojej żony .... to mi się śni po nocach. W "Poznasz przystojnego bruneta" oczekiwanie na działanie viagry i cała reszta :)
On jeszcze ma te możliwości. Wystarczy tylko odrobina szczęścia co do roli. Jak na razie nic godnego uwagi nie powstaje. Incepcja ? Avatar ? No błagam ... to nie dla Hopkinsa. Trzeba czekać.
Podejrzewam, że on na słowo "czekać" reaguje bolesnym grymasem na twarzy. Na co on ma czekać mając na karku 75 zim? I tak dziw bierze, że nie zeżarła go po drodze kokaina albo inne aktorskie cholerstwo. Widziałeś Culkina? Popularnie zwany Kevinem. Trochę młodszy nieprawdaż?
Prawda, do śmierci będę pamiętał Anthony'ego, ale w filmach sprzed lat.