Jestem po lekturze bio Hopkinsa (Falka). Przyznam się, że czytałam ją pobieżnie, momentami tylko urywki - każdy kto czytał tą biografie, wie, że jest przeładowana, w pewnych chwilach po prostu nudna. Ale wynika z niej zaskakująca rzecz: że ten człowiek nie wie czego chce od życia (po tym jak już osiągnął sukces to już w ogóle). Miał tylko jedno marzenie - zamieszkać w Kalifornii, a dalej to już się tylko szamocze w życiu.
Całe swoje życie podporządkował pracy, gdy już na tej płaszczyźnie osiągnął wszystko co chciał to nagle stwierdził, że "zmarnował całe swoje życie"... potem oczywiście zmienił zdanie, 5 razy wyprowadził się i wprowadził do żony, mówił, że chce się rozwieść, a potem zmienił zdanie by w końcu ostatecznie się jednak rozwieść, ostatnio stwierdził, że poświęci się malarstwu i komponowaniu muzyki, by w końcu... schudnąć 35 kg i stwierdzić, że malarstwo i komponowanie muzyki to była tylko ucieczka przed wyzwaniami aktorskimi (mniej więcej to miał na myśli)... ale to że schudł mu na tyle pomogło... że znowu jest gotowy na nowe wyzwania aktorskie!
poza tym jeden mały drobiazg zepsuł mi o nim opinie: czy ja tam dobrze przeczytałam, że Jenny miała jego... popiersie (i parę portretów)?! Kurcze popiersie i kilka portretów pana domu! xD A to ci dopiero! Nigdy bym nie pomyślała, że nasz Antek jest taki próżny ;D
Chyba jednak przesada z tymi popiersiami. Ja sobie nic takiego nie przypominam, a jeżeli już takowe posiada to pewnie dostali od jakichś zaprzyjaźnionych malarzy, rzeźbiarzy i szkoda by było wyrzucać. Rzeczywiście z jego wielu decyzji wynika, że jest "rozchwiany emocjonalnie". Taka już jego natura, takie podejście do życia. W jakimś wywiadzie powiedział, że nigdy nie jest w pełni szczęśliwy, zawsze są w nim jakieś pokłady złości. Ja go osobiście rozumiem, bliskie mi jest jego podejście do życia, pewnie dlatego też się nim zainteresowałem. Alkoholik - artysta to dość zabójcze połączenie. Do tego on sobie doskonale zdaje sprawę, że w tym zawodzie jest coś komicznego, absurdalnego. Udawanie kogoś innego, takie oszukiwanie siebie. Przebieranie się za kogoś kim się nie jest i nie będzie, w gruncie rzeczy praca bezsensowna. Jednak nie umie niczego innego, więc to robi, przy czym ma z tego ogromną kasę. On już osiągnął wszystko zawodowo, więc ma, zawsze miał i będzie miał jakieś poczucie pustki. Taki to już dziwny człowiek. Nigdy do końca niespełniony. Nie psuj sobie o nim opinii, zapewniam Cię, że on jest skromny, tylko czasami sprawia inne wrażenie :D
o tym popiersiu i portretach jest na końcu książki, że gdy się rozwodzili Jenny pytała co mu przesłać z domu z Anglii - on poprosił tylko o statuetkę Oskara i to wszystko. Po czym jest napisane, że nawet po rozwodzie Jenny przechowuje jego nagrody, wycinki z prasy... i te popiersia. Faktycznie mam nadzieje, że to prezent od zaprzyjaźnionego artysty :)
Co do alkoholizmu Tonego... mam wrażenie, że on nigdy nie był tak na prawdę alkoholikiem, a jedynie dużo pił. Jaka jest różnica? Alkoholik to osoba poważnie uzależniona, która jest w ciągu przez kilka dni bez przerwy, która na pewno nie jest wstanie rzucić alkoholu z dnia na dzień. On natomiast chodził do pubu i może nie znał umiaru ale trzymał swój "nałóg" w ryzach, by go w końcu po nieprzyjemnym doświadczeniu rzucić - jak zrozumiałam z książki - z marszu!
Muszę przyznać, że żałuje że nie wpadła mi ta książka w ręce parę lat temu. Bardzo wiele mogła mnie nauczyć, w okresie gdy pewnych wskazówek co do życia potrzebowałam... Bowiem zawsze mi się wydawało,że żeby coś osiągnąć nie tylko trzeba urodzić się z odrobiną talentu do czegoś, ale pracować nad nim gdzieś tak od 8 roku życia... potem już jest na wszystko za późno. A tu taki koleś co się na nic nie zapowiadał i nagle... okazał się tytanem pracy i w dorosłym życiu uwierzył w siebie i w swoje marzenia. Naprawdę podziwiam charakter tego człowieka... straszliwie przypomina mi tutaj mojego brata, który też jak sobie coś postanowi to jest konsekwentny (tyle, że mój brat się taki urodził, a Tony był kiedyś ofermą... tak jak ja ;). Gdybym ja to wcześniej wiedziała, że w życiu aby coś osiągnąć trzeba być jak to Hopkins ujął: "bezwzględnym dla siebie"... Ja wiem, że to dosyć banalna rzecz, którą niby każdy wie... ale mieć namacalny przykład, że tak naprawdę jest - że można tak "z brzydkiego kaczątka" - to dopiero historia dająca do myślenia!
Na pewno nie był stuprocentowym alkoholikiem. Jednak oddzielał picie od pracy, pijany na scenę nie wchodził, ale zaraz po spektaklu chlał jak na alkoholika przystało, bez umiaru. Przypomina mi się od razu scena z biografii Callan'a, kiedy to Hopkins leży na łóżku i całkowicie załamany mówi do Jenny "Nie wiem co się ze mną dzieje, nie mogę przestać pić". Wydaje mi się, że to jednak był alkoholizm, z resztą sam Hopkins tak mówi. Picie rzeczywiście rzucił za pierwszym razem, ale walka z tym, żeby nie sięgnąć po kieliszek zajęła mu kilka lat. Osobiście znam osobę, alkoholika, który także rzucił picie od razu (nie pije 10 lat), ale sama walka trwa, jak mówi, do końca życia. Zawsze będzie w nim siedział alkoholik, tyle że z biegiem lat coraz bardziej uśpiony.
Taki artykuł z sieci. Daje do myslenia:
Zwyczajny facet z Walii
Tak myśli o sobie Anthony Hopkins. Może nie wtedy, kiedy tłumy wielbicieli błagają go o autograf, ale na pewno wtedy, kiedy przychodzi na spotkania swojej grupy Anonimowych Alkoholików. Aktor walkę wygrał – nie pije od ponad 30 lat. Teraz pomaga innym.
Ostatniego drinka Anthony Hopkins wypił 29 grudnia 1975 roku w podrzędnej knajpie w Westwood, na przedmieściach Hollywood.
Pił – i to dużo – od wczesnej młodości. Zdarzało się, że na plan filmowy przychodził tak pijany, iż nie był w stanie nakręcić ani jednego ujęcia. Budził się na parkingu, na stacji benzynowej czy w tanim hotelu i nie miał pojęcia, jak się tam znalazł. Znajomi Anthony’ego doskonale wiedzieli, że pod wpływem alkoholu staje się on nieobliczalny, agresywny i złośliwy. Starali się schodzić mu wtedy z drogi.
– Po kilku piwach wsiadałem do samochodu i pędziłem przed siebie jak wariat – wspomina aktor. – Cud, że nikogo nie skrzywdziłem… Nie przyznawałem się do alkoholizmu. Oszukiwałem sam siebie, że w każdej chwili mogę przestać pić. Wyznaczałem kolejne daty: stanę się abstynentem po nakręceniu filmu, po przeczytaniu nowego scenariusza, po występach w teatrze… I zawsze miałem wytłumaczenie, dlaczego tego terminu nie mogę dotrzymać. W prasie rzadko pojawiały się informacje o tym, że nadużywałem alkoholu. To była swoista zmowa milczenia: przyjaciele i rodzina starali się mnie „chronić”, producenci kolejnych filmów uważali, że lepiej przemęczyć się ze mną przez kilka miesięcy na planie, niż wyrzucić na zbity pysk, liczył się sukces i widzowie, którzy lubili mnie oglądać…
Aktor jest przekonany, że gdyby pił o kilka miesięcy dłużej, to jego organizm by tego po prostu nie wytrzymał. Zdarzało się, że przez kilka dni nic nie jadł, po czym nadrabiał zaległości, pochłaniając, co popadnie, cierpiał na zbyt wysokie ciśnienie i bezsenność. W okresie Bożego Narodzenia 1975 roku prawie nie trzeźwiał. Wędrował od baru do baru, schudł kilkanaście kilogramów…
– Leżałem oparty o stolik, barmana widziałem jakby za mgłą – wspomina Anthony Hopkins. – I wtedy przypomniałem sobie rozmowę, którą odbyłem z Edem Bondi, agentem jednej z moich koleżanek. Odwoził mnie po świątecznym przyjęciu do domu, nie byłem w stanie sam prowadzić.
– Anthony, jesteś znakomitym aktorem, ale niedługo nie będziesz już w stanie grać – mówił Ed. – Stracisz wszystko. Zadzwoń do terapeutów z ruchu Anonimowych Alkoholików, tylko oni mogą ci pomóc.
Ed napisał na kartce numer telefonu. Anthony zmiął papier w dłoni i włożył do kieszeni marynarki. Nie wypadało go wyrzucić na oczach kolegi. Kilka dni później w barze wyciągnął kartkę… Podszedł do telefonu i zadzwonił.
Usłyszał miły kobiecy głos. Terapeutka poprosiła, żeby przyszedł na spotkanie. Zakończyła rozmowę, mówiąc: „Miej ufność w Panu”.
Anthony szedł ulicą i myślał o jej słowach.
– Nagle usłyszałem głos wewnątrz siebie – opowiada. – Powiedział: „Dość tego. Teraz żyj”. Wiedziałem, że to znak od Boga, to było moje wielkie objawienie, wiadomość przekazana od Pana. Przekonany jestem, że Bóg przemawia do każdego z nas, ale nie zawsze potrafimy Go usłyszeć. Ja miałem to szczęście… Spłynęła na mnie ogromna wiara, że moje życie się zmieni, że otrzymam wsparcie i pomoc. Nie myliłem się, zresztą czy Bóg może kogokolwiek zawieść?
Anthony Hopkins do dzisiaj kilka razy w tygodniu uczestniczy w spotkaniach ruchu AA. Nie pije od 34 lat, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że wystarczy jeden kieliszek… Po latach abstynencji ciągle bywają momenty, gdy ma ochotę na ulubioną tequilę.
Zamyka wtedy oczy i modli się, prosi Boga o siłę.
– Na spotkaniach ruchu AA czułem się po prostu sobą – zwyczajnym facetem z Walii, urodzonym w portowym miasteczku Port Talbot, dorastającym wśród ciężko pracujących, uczciwych ludzi. Gdy stałem się sławny, w prasie kreowano mnie na jakiegoś nadczłowieka. Prawda jest taka, że w szkole ledwo sobie radziłem, z trudem przechodziłem z klasy do klasy, nudziła mnie większość wykładanych przedmiotów, nie znosiłem matematyki, angielskiego, nie angażowałem się w zajęcia sportowe. Godzinami grałem na fortepianie, miłość do muzyki zresztą pozostała mi do dzisiaj. Namiętnie chodziłem do kina, wyobrażałem sobie, że jestem na miejscu poszczególnych aktorów, kombinowałem, jak można zagrać różne sceny. Gdyby nie „bakcyl” aktorski, prawdopodobnie prowadziłbym piekarnię razem z ojcem. Gdybym został
piekarzem i wiódł spokojne życie, to czy miałbym problemy z alkoholem?
Czasem się nad tym zastanawiam…
Aktor z trudem radził sobie ze swoją popularnością. Nie wychodził z domu niedbale ubrany – powtarzał, że jego wielbiciele nie mogą go widzieć w wymiętych spodniach i powyciąganym podkoszulku. Godzinami podpisywał autografy, ponieważ nie potrafił przyznać, że jest zmęczony. Na początku lat 80. przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, poza grą w filmach
występował w teatrze na Broadwayu.
Znany był z tego, że po spektaklach rozmawiał z widzami – wydawało mu się, że to jego obowiązek i forma okazania szacunku drugiemu człowiekowi.
– Moje dwie żony miały ze mną trudne życie – wspomina. – W domu byłem nieustannie zmęczony, zdołowany i nieszczęśliwy. Dopiero za trzecim razem, gdy sześć lat temu wziąłem ślub ze Stellą Arroyave, jestem spokojny i szczęśliwy. Dlaczego? Nie piję, bardziej wierzę w siebie, pozbyłem się kompleksów… Czy to nie jest tak, że jeśli nie kochamy siebie, nie potrafimy kochać innych?
W 1991 roku aktor zagrał Hannibala Lectera w „Milczeniu owiec” i dostał za tę rolę Oscara, a rok później królowa Elżbieta II nadała mu tytuł szlachecki. Hopkins postanowił wykorzystać swoje pięć minut, aby pomóc innym ludziom. Zaczął działać na rzecz uzależnionych od alkoholu i narkotyków, wspomagał rozmaite stowarzyszenia i programy wsparcia w Londynie i Los Angeles.
– Anthony spędził w walijskim ośrodku dla uzależnionych mnóstwo czasu – wspomina Robert Kiener, dziennikarz i przyjaciel aktora. – On naprawdę potrafi słuchać innych… Kiedyś jedna z pacjentek onieśmielona jego sławą westchnęła, że przez myśl jej nie przeszło, że kiedykolwiek będzie siedzieć obok słynnego Hannibala Lectera. Hopkins odpowiedział: „Nie ma znaczenia, za kogo mnie uważają. Jestem alkoholikiem. Mam taki sam problem jak ty”. Kobieta rozpłakała się, a Hopkins przytulił ją: „Głowa do góry. Najgorsze masz za sobą, podobnie zresztą jak ja. Ciesz się każdym trzeźwym dniem! Szczęście nie zależy od tego, czy jesteśmy sławni”.
Przekonany jestem, że Bóg przemawia do każdego z nas, ale nie zawsze potrafimy Go usłyszeć. Ja miałem to szczęście.
To on jest wierzący?
Tak poza tym zawsze mnie zastanawiało mnie na ile rzetelne są takie artykuły - ten wszechwiedzący ton - jakby siedział w głowie samego aktora (nie twierdzę, że to stek bzdur, ale może mieć wiele wyolbrzymień i dopowiedzeń).
Np. wg książki Falka (a dokładniej żony Jenny Hopkins) Tony trzymał swój nałóg w ryzach i właśnie nie przychodził na plan pijany, nie wpadał pod stół itd. Pił codziennie ale wieczorami w pubach. W momencie gdy się obudził na autostradzie dosłownie in the middle of nowhere, nie pamiętając jak się tam znalazł, wtedy postanowił porzucić alkohol na rzecz innego nałogu - spotkań AA. Żona się skarżyła, że on tam ciągle łaził i nie mógł przestać ;D Może źle przeczytałam, ale miałam wrażenie, że mu to dość łatwo poszło po tym wydarzeniu.
źródło: http://www.wrozka.com.pl/view/page/id/2616
Wróżka.com.pl hehe
Ratowałoby ten artykuł gdyby napisali, ze był tłumaczony, ale skoro jest autorka tzn. że był napisany przez wróżkę ;DDDD
no, wróżka... ;))
Zastanawiało mnie czy to moze byc wiarygodne, tak duzo tu szczegółów. Ale wydało mie sie w koncu, że tak. Zwłaszcza że chyba w 2002 (2001?) wypłynęły nagrania Hopkinsa ze spotkan i rozmów w AA (opublikował chyba Daily Mirror, dokładnie nie pamiętam). Hopkins pozywał ich za to do sądu.
errata: mi się
PS. czy jest wierzący?
Niewykluczone.
Gdyby wróżka to wymysliła to w tekscie zamiast "Boga", "Pana" pojawiłaby sie pewnie jakaś "Energia"... ;))))
heh, no w sumie masz racje. Ale pamiętam jakiś wywiad gdzie mówił: Bóg to czas... czy coś w tym stylu ;D
Szkoda, że autorka nie trafiła na jakiś wywiad z okresu promocji Krainy wiecznego szczęścia... wtedy to by miała materiał adekwatny do tematyki magazynu, hehe
Poważnie? Mozna gdzieś to znaleźć w necie? (to co wypłynęło w Daily Mirror)
Ja nie twierdzę, że to co napisano we "Wróżce" jest nieprawdą... ja po prostu jestem sceptyczna. Niegdyś byłam fanką Mickey'ego Rourke'a oraz Ala Pacino i jako znawczyni wszystkich newsów, doniesień, biografii i wywiadów obu panów (baaa co do Ala Pacino to nawet "znam" brata jego najnowszej kochanki ;D), często spotykałam się z przeinaczeniami, uproszczeniami, dopowiedzeniami itd. w artykułach, zwłaszcza jeśli były one pisane na zasadzie: "trzeba coś napisać a gwiazdą miesiąca będzie pan X. szybko sobie przeczytam jakąś notkę biograficzną w necie i jeden wywiad i z tego skompiluje jakiś artykulik." Dlatego można poczytać czasem nieźle udramatyzowane życiorysy gwiazd hollywoodu, które niestety często sugerują nieprawdziwe rzeczy.
A tak po za tym, w temacie Hopkinsa siedzę od niedawna (jeszcze go słabo rozgryzłam;). Mam pytanie do tych co go znają nie od dziś: czy hopkins jest człowiekiem wierzącym? (odniosłam wrażenie, że on jest coś jakby agnostykiem albo deistą... ale mogę się mylić) Jeśli tak, to jakiego jest wyznania? (czytałam gdzieś że z Jenny brał ślub w kościele metodystów... chyba)
To jest chyba ten artykuł (a właściwie ledwie notatka) z Mirror z 2002 r. Nie wiem czy o to chodziło.
http://www.thefreelibrary.com/My+name+is+Hannibal...+I%27m+glad+I%27m+an+alcohol ic%3B+Anthony+opens+up+to...-a083362385
Tutaj twierdzi, że był ateistą.
Zauważ, że w w tym tekscie jest fragment podobny do tego z "powyżej":
„– Nagle usłyszałem głos wewnątrz siebie – opowiada. – Powiedział: „Dość tego. Teraz żyj””
"an enormous powerful voice came into my mind. It said, 'It's all over now, you can start living"
Albo to: „Prawda jest taka, że w szkole ledwo sobie radziłem”.
Hopkins mówił o tym wielokrotnie szczerze. Np. w rozmowie z Liptonem „Inside the Actors Studio ” z lat '90, czy w ostatnim z 2007. Można znalezc te rozmowy w sieci, na youtube.
Moim zdaniem ten tekst jest jakąś kompilacją dostępnych informacji, albo, co wydaje mi się bardziej prawdopodobne, tłumaczeniem jakiegoś artykułu- może nawet z jakiejs broszury, wydawnictwa kalifornijskiego AA.
Tych biografii Falka, czy Callana nie znam. Może sobie kupię, czy ja wiem. W wolnej chwili poczytam...
W znalezionym przez ciebie artykule H. mówi ze jest ateistą [2001]. Ale ten wklejony przeze mnie jest z 2009, bo: „gdy sześć lat temu wziąłem ślub ze Stellą”. Od 2001 do 2009 dużo może się zdarzyć w zyciu człowieka. Może przeżyć nawrócenie. Mógł przyjsc do niego Pan, Bóg. I wreszcie Go usłyszał.(?) Wszystko mozliwe. (Poszukaj na stronach „Rzeczpospolitej” jak prof. I.Krzeminski opowiada o swoim nawróceniu: „nagle intelekt stanął mi dęba”. Takie wyznania budzą szacunek, nie śmiech)
Wspominam wywiady Hopkinsa w Actors Studio nie bez kozery. Naprawdę ciekawego, sympatycznego, bezposredniego człowieka tam widzimy. Nie ma w nim żadnego zadęcia, zadnej bucowatości. Sprawa „popiersia” wydaje się w takim świetle zupełnie niewiarygodna. H. wspomina o swoim początku w National Theatre u boku Oliviera. Widzimy jak swietnym jest opowiadaczem. Rozsmiesza publikę bez wysiłku. Ze kapitalnie nasladuje głosy aktorów. Oliviera imituje doskonale- tak jakby wielki Laurence ożył i przemówił. I innych: Gielguda, Brando, De Lorentisa, Ivory'ego, Katharine Hepburne. Potrafi zimitować wszystkich po prostu. Ta zdolność, przypuszczam, wynika z doskonałego słuchu muzycznego. Pada wiele ciekawostek. Np. że budując rolę Lectera w „Milczeniu” wykorzystał sposób mówienia, nieco skrzekliwy tembr głosu Hepburne. No, warto to obejrzeć!
No właśnie po obejrzeniu tego odcinka Actor's Studio zakochałam się w nim. Wcześniej miałam wspomnienie jeszcze z wieku ok 13-14 lat niesympatycznego i nadmiernie poważnego człowieka z nieszczęsnego wywiadu z Rogowieckim. I pomimo iż w wieku ok.15 lat przeżyłam fascynację wywołaną H.Lecterem to mając świadomość jaki nieprzyjemny aktor gra tą postać nie zainteresowałam się Hopkinsem (choć obejrzałam jeszcze kilka jego filmów specjalnie dla niego) a jedynie twórczością Thomasa Harrisa... a szkoda, bo teraz wiem, że to jednak w aktorze była magia a nie we świetnie skrojonej postaci ;)
Ciężko cokolwiek ustalić z tą jego wiarą. W biografii Callan'a mówi, że w młodości był agnostykiem. W opisie porzucenia alkoholu także jest coś takiego, że usłyszał głos Boga. Jaki to Bóg i czy w ogóle Bóg nie wiem. Mówił, że nigdy nie był człowiekiem religijnym, ale czy pozbawionym wiary nie wiadomo. Mi by on pasował i na ateistę i na człowieka wierzącego, pewnie jest gdzieś pomiędzy, szuka Boga lub już go porzucił, ale przecież nie będzie o takich sprawach opowiadał gazetom. Nie można go nazwać człowiekiem o jakichś ustabilizowanych poglądach, więc to się pewnie ciągle zmienia.
No też właśnie o tym pisałam. Na podobnej zasadzie komponuje się "wywiady" na stopklatce (dlaczego mam wrażenie, że niejaka Yola Czaderska-cośtam jest postacią fikcyjną? hehe)
Dlatego preferuje czytanie jedynie wywiadów i to po angielsku ;)
chociaż: http://pl.wikipedia.org/wiki/Yola_Czaderska-Hayek
O KURDE! ONA NAPRAWDĘ ISTNIEJE!!!!
8o
Ale przyznaj, że schudnąć w takim wieku o ok. 25-30 kg (ze 230 lb na 180) to trzeba być twardym i cholernie zawziętym. :)
Tu jeszcze jeden artykuł z Guardiana:
http://www.guardian.co.uk/artanddesign/2010/jan/20/anthony-hopkins-paintings-int erview
A tak a propos jego malarstwa zastanawiam się czy to zamierzony prymitywizm czy on na prawdę ma zdolności na poziomie przedszkolaka... ;/
Ale, żeby nie było, że jestem wredna powiem, że ma wyczucie koloru.
W sumie zaskoczyły mnie te jego obrazy. Dopiero teraz widze że na stronie Guardiana pokazują ich więcej. Uwazam je za nadspodziewanie dobre. Dobre wyczucie barwy. Jak na czlowieka który nie malował przedtem całkiem OK.
No ale i tak liczy się podpis... Sam to dobrze rozumie bo podpisuje sie z przodu, a nie z tyłu obrazu, co malarze przeciez czesto praktykują...
http://www.guardian.co.uk/artanddesign/gallery/2010/jan/21/paintings-anthony-hop kins-art?picture=358349419
Trochę mnie razi to co powiedział w tym wywiadzie na temat córki... nie za dobrze to o nim świadczy. Faktycznie, najwyraźniej jest egoistą.
A tu córka na temat relacji z ojcem:
http://www.telegraph.co.uk/news/uknews/1515851/Her-dark-materials.html
Tu następny z nią wywiad:
http://www.pennyblackmusic.co.uk/MagSitePages/Article.aspx?id=5070
Jakby ktos chciał próbki jej twórczości:
http://www.myspace.com/abigailhopkins
Rzeczywiście. Troche sie zaperzył przy tych pytaniach o córkę. I to jest ciekawe bo wygląda mi na reakcje obronną. Nie wiemy jak naprawde te relacje wyglądały, ale jesli nie troszczył sie o dziecko, to jego wina jest ewidentna i pretensje córki sa uzasadnione.
Ale w sumie tez przyznac musze Hopkinsowi troche racji. Nie mozna ciągle karmić sie resentymentem. Trzeba z tego wyrosnąć. To nie jest proste, nie wszystkim sie udaje, ale jesli wiecznie rozpamietujesz własną krzywdę - robisz krzywdę sobie.
jak się czyta ten wywiad to faktycznie ma się wrażenie, że to reakcja obronna... gdyby nie to że to jednak Tony. Ja odnoszę wrażenie, że ten koleś ma coś nie tak z wrażliwością (jak sam zresztą przyznaje). W końcu Jenni, która była mu tak bardzo oddana porzucił jakby nie patrzeć, bo mu się znudziła!
Hmm. Chciałoby sie porozmawiac o nowych filmach H.,znacznie to ciekawsze od roztrzasania prywatnych spraw, ale o czym tu teraz gadać: Wilkołak? Beowulf? Bez przesady. Osobiście bardzo czekam na The City of Your Final Destination. Moze wreszcie uda sie ten film zobaczyć.
No wiec poplotkujmy dalej...
Z tego co czytam-słucham, to jego 2-ga zona nie chciała sie przeniesc do USA. A facet chcial krecic filmy w krolestwie filmowego przemysłu. Gdyby była tak oddana, albo gdyby jej tak zalezało, to by sie przeprowadziła.
Tak wiec p. Jennifer pozostało odkurzac miękką sciereczką popiersia byłego męza ;))) Co robić!
Po rozwodzie z żoną Hopkins nie był w zbyt dobrej kondycji. To widac gołym okiem. Wycofany, zdystansowany, zmęczony. To nie był wizerunek kogoś kto sie uwolnił od nudnego ciezaru i rzuca sie radosnie w wir następnych przygód, które ma na podorędziu.
A tę antykwariuszke to sam sobie znalazł (nie ona jego) bo meblując swój nowy dom w Malibu trafił do jej sklepu. Ona zyskała, ale przede wszystkim on duzo zyskał, bo jak sie na człowieka teraz patrzy to widać, ze jest mocno zakochany, no i szczesliwy.
Warto tez odnotowac, że jego nowa zona jest zdecydowanie starsza od jego córki ;)))) co nie jest tak powszechną regułą wsród swiatowych celebrytów. (Widziałas zone starca de Laurentisa?) To chyba dobrze swiadczy o naszym bohaterze, czyz nie?
no ja nie uważam, że są nadspodziewanie dobre... raczej pretensjonalne. Oto Hopkins który myśli, że zostanie drugim Schiele, no coż...
Bez przesady, lubi malować i tyle. Wiadomo, że gdyby te obrazy malował jakiś student pierwszego roku ASP, to pies z kulawą nogą by się nimi nie zainteresował. Uroki sławy. Dla mnie te obrazy są przeciętne, ale jestem przekonany, że to nie Hopkins wyszedł z inicjatywą pokazania ich większej publiczności. Zdaje się, że to jego żona. Widocznie zna się na zarabianiu pieniędzy ;)
Po mojemu to przesada z tą teorią spiskową, że niby Stella chciała się dobrać do Jego portfela. Może to i ciut prawdy (bo któż nie chce mieć dostatnie życie), ale przecież "nie samym chlebem człowiek żyje". Według mnie dobrze, że na stare lata poznał kobietę, którą kocha i przy której czuje się dobrze (z tego co wiem). Gdyby chodziło jej o kasę, to na pewno nic by z tego nie wyszło (a już trochę ze sobą są)... Wiadomo, że nie mnie to oceniać, ale myślę, że to nie kwestia spłacania długów. ;)
to znaczy ja tak tylko słyszałam. na Oscarach wydala się bardzo sympatyczną, żywą kobietą, wątpię, żeby była z nim z wyrachowania.
To co mówicie na temat "malarstwa" (że się tak wyrażę) Hopkinsa, to podobno to jest zamierzone - to jak maluje. Mówili na Planete (bo był program na temat jego biografii), że - jak się nie mylę - on robi plamy a potem to jakoś ścieka i tak to wychodzi.
Powiem szczerze, że mnie też nie powaliły jego prace (a znam się na sztuce i sama dużo maluję i rysuję), no ale skoro ponoć dużo osób kupiło jego prace, to coś w tym musi być - za pewne dobre nazwisko. ;)
Jego prace mają złe recenzje krytyków, ale kto by nie chiał mieć w domu portretu z kulką w głowie autorstwa hopkinsa (po prostu ten jeden obraz mnie rozbraja... trochę to niepokojące ;D)
Ale grunt, że go to cieszy :)
PS
Ciekawy był ten dokument na Planete? Niestety nie mam tego kanału, ale zastanawiałam się, czy nie warto kogoś poprosić aby mi nagrał jeśli będą jeszcze powtórki.
Jak dla mnie nie była taka zła. Po prostu kilka osób wypowiadało się na niego temat (w tym też Falk) i narrator opowiadał o jego losach w życiu osobistym, na temat jego kreacjach w filmach itp. Wypowiadał się też Hopkins. Sam dokument ciekawy. Fajnie opowiedziany i w ogóle, ale to co tam się ukazało, w 80% już wiedziałam wcześniej... Może jeszcze będzie na Planete. Ja oglądałam niedawno przypadkowo powtórkę.
Tak po za nawiasem.
Jak byś chciała obejrzeć ten dokument o Hopkinsie na Planete, to jest w najbliższą niedzielę (31 stycznia) o 17:45.
Ale ten jest na prawdę niezły:
http://www.artnet.com/artwork/425976560/424910816/anthony-hopkins-untitled.html
i ten też:
http://www.artnet.com/artwork/425976561/424910816/anthony-hopkins-untitled.html
Bogu dzięki chyba zmienia styl.
Co on tu napisał:
http://www.artnet.com/Artists/LotDetailPage.aspx?lot_id=96F67FA2C2BB84E4BE9AF132 CDCA2173
"what a catastrophe
a face (?) i co dalej???
Co do tego dokumentu na Planete: http://www.youtube.com/watch?v=b5boP4diReI&feature=related to jest prawie to samo.
Warto jeszcze to dodać [bardziej krytyczne]:
http://www.youtube.com/watch?v=Gv_PF5a6gsY&feature=channel
http://www.youtube.com/watch?v=hlIsggvvzM8&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=Ev8wq4-sE00&feature=related
tak, nie szczędzili mu krytyki heh ;D
Najciekawsze jest to, co jego nauczyciel mówi o dysleksji Tonego... tak jak podejrzewałam - urojony twór ;D
Łeee, to to?! Już do widziałam, ale nie obejrzałam do końca bo nie lubię tego tonu z tych amerykańskich pseudodokumentow produkowanych dla E! (wiele uproszczeń, popcornowata formuła, za dużo epitetów)
PS
Jako ciekawostkę dodam, ze ten pan (młodo wyglądający Amerykanin) z bródką co się wypowiada na temat Hopkinsa, to Larry Grobel. Był on na Camerimage 2009 w Łodzi (i ogólnie miał turnee promujące jego książkę). Siedział w jury filmów dokumentalnych odbywającym się w kinie Polonia (to bardzo kameralne kino). Można sobie tam było spokojnie podejść i z nim pogadać w przerwie pomiędzy seansami. Szkoda, że nie miałam odwagi (mogłabym się pochwalić, że czytałam In conversations with Al Pacino). Jest kumplem wielu gwiazd, ale w szczególności Ala Pacino (takim na prawdę jego bliskim przyjacielem, co wie o nim wszytsko... więc byłam niemal w 7-mym niebie gdy dowiedziałam się, że przyjeżdża do łodzi;).
Ten wywiad: http://www.americanwaymag.com/anthony-hopkins-tony-hopkins-the-wolfman-jeff-katz (zalinkowałam go już w innym wątku) to właśnie on przeprowadził... wynika z niego, że dobrym kumplem Tonego też jest ;)
Co do tej wiary w książce Callana jak wół pisze, że tony po wstąpieniu do AA się nawrócił. Ktoś coś wspominał, że Tony w jednym z wywiadów określił się jako ateista... z którego roku to był wywiad tak mniej więcej?
Więc jest wierzący? Bo to zależny, co autor tej książki miał na myśli przez słowo "nawrócił"? Bo może mu chodzić o to, że Anthony uznaje teraz istnienie Boga i uważa, że Bóg pomógł mu jakoś w życiu, albo o to, że nie tylko uznał Jego istnienie, ale także przyjął Boga za swojego Pana, wziął chrzest itp.