Audrey! Prawdziwa ikona stylu i filmu :) Wszystko robiła z klasą, nawet kiedy pracowała dla UNICEF-u. Była nie tylko świetną aktorką, ale również dobrym człowiekiem. Kiedy oglądam z nią filmy nasuwają mi się same dobre myśli. Sprawia, że człowiek wierzy w dobroć i piękno, a przede wszystkim pozwala wierzyć, że nie każdy aktor Hollywood jest zepsutym snobem ;)
To pytanie jest pozbawione jakiekokolwiek sensu!! Pod względem aktorstwa,śpiewu i urody Maryli brakuje trzech klas do Audrey!11
Audrey kontra Marilyn? Błagam. To poniżające dla Hepburn, która jest 100 razy od niej lepsza. Zestawienie ją w rankingu z Marilyn jest nie do pomyślenia!
Audrey jest naturalna, skromna, kobieca, Marylin zaś sztuczna, wyzywająca, wulgarna.
Marilyn. Przyznam sie, nie ogladalam zadnego filmu z Audrey, ale jak dla mnie MM jest o wiele ladniejsza, bardziej ikoniczna I zwyczajnie jest legenda. Gry aktorskiej Audrey nie oceniam, ale MM byla dobra aktorka, zadna plastikowa lala. Miala wielki talent, tylko po prostu nie zdazyla sie wykazac.
Hepburn to wybitna aktorka. Monroe to symbol sexu wszechczasow, Inny typ urody, kobiecosci. To troche jak porownac Clarka Gable`a i Bogarta. Mozna powiedziec, ze kazdy w swojej dzialce byl swietny. Ze wzgledow czysto wizualnych oczywiscie wybralym Monroe, bo uroda Hepburn zupelnie mnie nie przekonuje. Jest taka bardzo dziewczeca, a nie kobieca:D Audrey chyba jednak bylaby ciekawsza w rozmowie;)
Te dwie gwiazdy czesto się zestawia ze sobą i porównuje. W dużej mierze z powodu skrajnie odmiennego typu urody,który prezentują a obie uchodzą za piekności. Dodatkowo żyły i pracowały w tym samym czasie. Każda miała inny wizerunek. O gustach się nie dyskutuje, bo wilbicieli dziewczęcych, delikatnych brunetek i kobiecych blondynek o pełnych kształtach nikt nie pogodzi. Kazdy typ ma swoich zwolenników i przeciwników. Ja zdecydowanie wolę typ urody Audrey. Jest pełna wdzięku, delikatna, dziewczeca i ma wrodzoną elegancję i klasę. Marylin, choc pełna sexappealu nie miałą ani elegancji ani klasy moim zdaniem. I nie do końca pisze to w pejoratywnym znaczeniu. Marylin wybrała wizerunek, lub zwyczajnie była,sexy i bardzo chciała być wręcz "krzycząco" widoczna i błyszcząca. Znam bardzo dobrze jej biografię i niestety nie darze tej postaci szacunkiem. Tak, była nadwrażliwa i nieszczęsliwa, ale tez konsekwentna i dość interesowna w kontaktach z mężczyznami. Szczególnie na początku kariery. Wszyscy postrzegają ją jako ofiarę, bo ostatecznie poniosła porażkę w życiu osobistym i umarła tragicznie. Nie zmienia to jednak faktu, że sama bez skrupułów moralnych robiła karierę przechodząc przez łózka znanych, starszych producentów i rezyserów. I wcale jej nie wykorzystywali. Marylin postanowiła zrobić karierę za wszelką cenę i konsekwentnie do tego dążyła. Jako osoba zabuzona emocjonalnie byłą także bardzo bezkompromisowa w oczekiwaniach wobec ludzi. Deficyty z dzieciństwa sprawiały że wymagałą 100% poświęcenia się jej. nie tolerowała żadnych słabości. Chciała byc uwielbiana 24 h/na dobę. Nikt na dłuższą metę tego nie wytrzymywał. Szybko się ludźmi rozczarowywała i od razu porzucała. I wiecznie, ale to wiecznie cały świat jej nie rozumiał, nie miał racji itd. A co do jej inteligencji. Na pewno nie była idiotką ale przypisywanie jej jakiejś niebywałej wiedzy to śmieszność. Nie miała praktycznie żadnego wykształcenia i niestety w kontakatch z ludźmi z elity było to czesto widac, co wzmagało jej kompleksy. Na jej plus świadczy, że by temu zaradzić bardzo dużo czytała, szczególnie klasyków. Natomiast ile z tego rozumiała to inna sprawa. Jej marzenia o roli Gruszeńki z "Braci Karamazow" w połączeniu z jej wypowiedziami na temat tej postaci dowodzą,że chyba niewiele zrozumiała. Popisywała się wypowiadając w wywiadach tytuł książki i nazwisko Dostojewski. Robiło to wrażenie, bo po pierwsze w większości Amerykanie niestety nie są zbyt oczytani a dodatkowo mają jednak kompleks bogatej europejskiej literatury. Do tego takie nazwisko w ustach kobiety, której nie podejrzewano nawet o to,że potrafi przeczytać instrukcję odżywki do włosów wprawiały w zachwyt. Była piękna, ale też jej wizerunek był jak na mój gust tani i tandetny. Taka wiecznie "świecąca choinka".Audrey po prostu miała wrodzoną elegancjęi dobry gust. W każdym geście czy ruchu głowy znać dobre maniery. Ona to po prostu w sobie miała. Sa takie osoby,które nawet gdy mają na sobie łachmany to widać po nich "dobre urodzenie" i takie,które pomimo sukcesu i pieniędzy wyglądają w drogich garniturach jak "wół zapszęzony do karety". Nie jest to sparwiedliwe ale tak jest. Styl Audrey pokazuje, że czasem "mniej" znaczy "więcej". Miała klasę. Z tego powodu to ją obsadzono w "Śniadaniu u Tiffaniego" a nie Marylin jak sugerował Truman Capote. Nie będę tu porównywac jego opowiadania, traktującego o "niespełnieniu" z hollywódzkim romansem z pozytywnym zakończeniem, jaki ostatecznie nakręcono. Film moim zdaniem broni się po latach tylko dzięki muzyce i AUDREY. Jednym z głównych pwodów był własnie wizerunek obu pań i kodeks moralności. Truman Capote npisał opowiadanie o Call Girl a w filmie byłoby to zbyt szokujące, dlatego profesja Holly nie ejst opisana. jest to taka Party Girl. Gdyby w roli obsadzono Marylin jej profesja byłaby oczywista. Oczwiście nie bez znaczenia był fakt, ze Marylin miaał kontrakt z konkurencyjna wytwórnią ale Truman Capote bardzo nalegał na Marylin. Podsumowując. Ja uważam Audrey za jedną z najpiękniejszych kobiet w historii kina!!! Jednak szanuję gust wielbicieli kobiecych blondynek:)
Obie panie były świetnymi aktorkami i pięknymi kobietami ale po prostu każda z nich była inna i miała inną osobowość i styl gry.
Audrey i Marylin to całkowicie różne aktorki. Osobiście wolę Audrey, bo aż chce się na nią patrzeć. Jest śliczna, bardzo dziewczęca,jej uśmiech potrafi rozświetlić ekran. Az miło się patrzy na to, jakie postaci tworzy swoją grą aktorską. Natomiast potrafię zrozumieć również fascynację Marylin - jej gra aktorska jest bardzo oryginalna i hipnotyzująca, ale jest w tym dużo sztuczności i przerysowania. Jej ruchy, mimika, śmiech - tak, dla wielu wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju, ale dla mnie trochę denerwujące. Zdecydowanie wolę Audrey.
Nie sądziłem, że znajdzie się tylu amatorów biustu w rozmiarze A
Lubię obie Panie choć pod względem seksapilu wyżej oceniam Marilyn Monroe a jeszcze wyżej Jayne Mansfield.
Bardzo szanuję Marilyn Monroe. Wbrew pozorom nie była pustą i płytką lalką. Była inteligentna, bardzo wrażliwa i niestety też pełna strachu i zakompleksiona. Niezaprzeczalnie jedna z największych ikon Hollywood. Uwielbiam ją w "Some Like It Hot" i "Gentlemen Prefer Blondes". Ale gdybym miała wybierać między Marilyn Monroe a Audrey Hepburn wybieram Hepburn. Zdobyła moje serce rolą Księżniczki Anny w "Rzymskim wakacjach". Też z całym szacunkiem dla Marilyn Monroe którą Truman Capote sobie wymarzył w roli
Holly Golightly, bardzo się cieszę że to jednak Audrey ją zagrała.