oglądałam dzisiaj na Rozrywce śpiewające fortepiany i gościem był Cezary Żak jaki był wtedy gruby, i dobrze że schudł bo za czasów jak on grał w Miodowych latach nie mogłam na jego tuszę patrzeć a teraz jak schudł to jest przynajmniej fajny, sympatyczny.
Właśnie jak był większy to był bardziej śmieszny. W miodowych latach wykorzystano motyw Flipa i Flapa, a wiadomo jaką Laurel i Hardy robili karierę. Chudy Norek i gruby Krawczyk... widać ten wzorzec i teraz się sprawdza. Podobnym aktorem komediowym był John Candy, on był jeszcze grubszy i ludzie go uwielbiali. Tusza, nadmierna chudość czy inne bardzo widoczne wyolbrzymione cechy dodają komizmu bohaterom, więc czasem dobrze być innym niż cała reszta, wady można zamienić w zalety. Jaś Fasola, cherlawa ofiara losu, jego twarz i mimika potrafią wywołać uśmiech. Jim Carrey też polega na mimice i "gumowym" ciele. Właśnie o to chodzi w komedii, żeby było coś przesadzone. Zawsze jest tak, że trzeba być naturalnie śmiesznym, żeby zrobić karierę w komedii. Teraz Cezarego Żaka ratują jedynie zabawne dialogi i mimika, bo wyglądem już nie śmieszy.
No gruby był, ale śmieszny :). Cały czas z tatą śmiejemy się jak go oglądamy :P. PS. Też go oglądałaś na rozrywce? :D
Też tak uważam, że śmieszniejszy był, kiedy był grubszy. Teraz mniej mnie śmieszy. I też oglądałem Śpiewające fortepiany i Cezary Żak był przezabawny i wyluzowany. A ta cała niby wielka aktorka Pilaszewska to straszne beztalencie nie dość, że nie u mnie śpiewać to strasznie zarozumiale wyszła.