Colin Firth

Colin Andrew Firth

8,5
72 340 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Colin Firth

Zanim rozpocznę dyskusję chciałabym najpierw przedstawić kilka zasad:
1. W tematach, których tytuł rozpoczyna się od "Dyskusyjny Club Firthowy" rozmawiamy o filmach, które oglądaliśmy. Mogą tu być "zdradzane" szczegóły fabuły, więc osoby, które chcą mieć niespodziankę w kinie niech lepiej wstrzymają się z czytaniem do czasu obejrzenia filmu.
2. Klub jest przeznaczony dla fanów Colina Firtha - filmy będą omawiane przede wszystkim w sposób bardzo Colino-centryczny. (Co nie przeszkadza w tym, żeby porozmawiać o innych aktorach, reżyserii, muzyce, kostiumach itp...)
3. Na początek na omówienie każdego filmu będą 2 tygodnie. Po upływie tego czasu temat nie zniknie, ale powstanie nowy - dotyczący kolejnego, zapowiedzianego ze sporym wyprzedzeniem, filmu.
4. Rozmowa o "TKS" potrwa do 13 lutego (to trochę więcej niż dwa tygodnie, ale chyba lepiej liczyć te daty od niedzieli do niedzieli)
5. Życzę twórczej dyskusji!


Co do "The King's Speech" (uparcie będę używać tego tytułu, bo uważam, ze ten polski jest słabszy) - właśnie wróciłam z kina i jestem pod olbrzymim wrażeniem! Film za razem bardzo zabawny jak i poruszający! Świetna gra aktorów! Na ten moment aż brak mi słów! Kino wypełnione po brzegi- dwie osoby siedziały nawet na schodach! Po seansie idealna, pełna uznania cisza. Spodziewam się, że gdyby znalazła się jedna osoba na tyle odważna, żeby zacząć klaskać to wszyscy by się bez wahania włączyli!
Na pewno jutro napiszę obszerniejszą recenzję (jak już wrócę ze szkoły ze świadomością, ze mam ferie). Jeśli ktoś jeszcze widział już film i nie ma nad sobą bata w postaci sprawdzianów z języka polskiego i biologii zachęcam do rozpoczęcia dyskusji.

tatoke13

O, bardzo miły dla oka temat, zwłaszcza, jeśli uwielbia się grę Króla Colina ^^
Odnośnie wyścigu o miano najlepszego filmu minionego roku, planuję jeszcze seans z ‘Black Swan’, ale jak na razie, zdecydowanym faworytem jest dla mnie ‘The King’s Speech’. Ostatnim filmem, który zrobił na mnie tak piorunujące wrażenie, był nominowany na ubiegłorocznej gali ‘A Single Man’ (wszyscy wiedzą, kto grał główną rolę, a ja nie zaprzeczę, jeśli ktoś powie, że po części dlatego tak bardzo mną wstrząsnął. Ale cii, poczekam na kolejną filmową dyskusję ;)) i teraz owe wrażenie się powtórzyło. Film jest po prostu fantastyczny i chwilę po obejrzeniu bez wahania stwierdziłam, że to arcydzieło. To, co zrobił Colin to, ogólnie rzecz ujmując, mistrzostwo. Po równie wspaniałej roli we wcześniej wspomnianym przeze mnie filmie, kolejny raz udowadnia swoją wszechstronność i nieograniczone możliwości aktorskie. Kreacja dumnego, z początku wyniosłego i nieco snobistycznego jąkały, który nie ma problemów z mową jedynie w chwilach zdenerwowania i w czasie używania przekleństw to istny geniusz. A wspomniany już motyw przeklinania to jeden z najciekawiej przedstawionych wątków w ‘The King’s Speech’, mnie osobiście całkowicie rozbraja scena, kiedy Bertie, tuż przed pierwszym wojennym orędziem ćwiczy swoje przemówienie, tańcząc i w formie śpiewanej deklamując niecenzuralne słowa. Niezapomniane. Colin zrobił to genialne i jeśli Akademia ma wątpliwości, kogo w tym roku uhonorować Oscarem, trzeba im koniecznie o tym przypomnieć. Jedną z ciekawszych i wybitnie zagranych jest też scena, kiedy Bertie, płacząc, mówi żonie o swoim lęku i wątpliwościach dotyczących jego jako głowy państwa w obliczu wojny. Znowu, Colin cudowny, ale nie wątpię, że wkład w niesamowitość tej sceny miała również Helena Bonham Carter. A skoro o niej mowa, to jedna z jej najlepszych ról. Świetnie wypada w filmach Tima Burtona, ale tutaj była równie świetna, jeśli nie lepsza. Zdecydowanie nie można też zapomnieć o drugim planie, a mówię oczywiście o wspaniałym Geoffrey’u Rushu, który z postacią Lionela Louge’a robi, co tylko chce. I jest w tym tak cholernie cudowny, że gdyby nie Colin, powiedziałabym, że to jego film. Wielka, ogromna szkoda, że ‘The King’s Speech’ wyszedł w tym samym roku, co ‘Fighter’, bo w tym wypadku jestem raczej przekonana o wygranej Christiana Bale’a, który był naprawdę świetny. Co, rzecz jasna, nie przeszkodzi mi w trzymaniu kciuków na tegorocznej gali za pana Rusha ;) Głównie dzięki obsadzie ‘The King’s Speech’ jest tak cudowny i niepowtarzalny. Dodając do tego muzykę i zdjęcia, wychodzi to, co każdy widzi, oglądając. Kolejna perełka w świecie filmu.
Uff, ależ się rozpisałam, choć pewnie mimo to zapomniałam o wielu rzeczach, o których chciałam napisać. Aha, jeszcze jedno.
Tatoke – zazdroszczę ferii, moje właśnie powoli się kończą :(
Pozdrawiam ;)

anka248

Colin w tym filmie jest rzeczywiście fantastyczny! Zagrał tak dobrze, tak naturalnie, że przeżywałam wszystko razem z Bertie-m! Mimo, że wiedziałam, że ten końcowy "speech" musi mu wyjść, bo przecież o to chodzi w filmie to i tak denerwowałam się i szczerze mu współczułam! Cała ta historia bardzo mnie poruszyła chłopiec zmuszany do pisania prawą ręką, z szynami prostującymi nogi, z wyśmiewającym się z niego starszym bratem, ojcem chcącym opierać swój autorytet na strachu i jeszcze tą nieszczęsną nienawidzącą go nianią... Wszystko to odbija się na całym jego dorosłym życiu! Przecież dla kogoś z takimi problemami przemowy publiczne muszą być naprawdę najwyższą męczarnią! Ale pewnie nie było by aż takiego problemu, gdyby kochany starszy braciszek pomyślał czasem o kimś więcej niż o sobie samym... Naprawdę, piękne, strasznie wzruszające były te sceny, gdy Albert dowiedział się, ze musi zająć miejsce brata (najpierw rozmowa z Churchillem, później z żoną - ta o której już wspomniała Anka - po prostu nie można tego opisać słowami!).
Bardzo podobało mi się ukazanie tych ciepłych relacji Alberta z rodziną. Scena "tatusia pingwina, który zamienił się w albatrosa, żeby móc uściskać swoje córeczki" rozłożyła mnie na łopatki!
No i oczywiście kapitalny humor! Próba wojennego orędzia była rzeczywiście genialna! Śpiew + taniec + przekleństwa. Z resztą tak samo ta pierwsza scena, gdy Lionel podpuszcza go, że nie umie przeklinać :D. Genialna była też reakcja żony Lionela, gdy zobaczyła królową w swojej kuchni i jednocześnie szanowny małżonek bojący się wyjść z pokoju obok xD.
Ojejejej! To tak w olbrzymim skrócie... Na pewno obejrzę ten film jeszcze nie raz, a póki co liczę, że nasza dyskusja rozwinie się na tyle, żeby przypomnieć sobie to wszystko co było w nim najważniejsze, najpiękniejsze, najśmieszniejsze i najbardziej Colinowe ;)

PS. Myślę, że wszyscy się zgodzą, żeby 13.02 (z okazji BAFTA) rozpocząć rozmowę o filmie, którym w zeszłym roku Colin podbił serca jurorów - "Samotny mężczyzna" ;)

tatoke13

Nie mam absolutnie nic przeciwko temu, aby kolejnym filmem był 'A Single Man'. Kocham, kocham, bardzo kocham ten obraz ^^

A wracając do dyskusji - wiedziałam, że o czymś zapomnę :D
Oczywiście, zgadzam się, że cudowne nakreślone relacje Bertie'go z rodziną. Szczególnie utkwiła mi w pamięci scena (pomijącąc wcześniej wspomnianą sytuację z tatusiem - pingwinem ;)), w której Bertie przychodzi o pakujących się pod opieką mamy córek. Konkretnie chodzi mi o wyciągnięte ręce Króla, na które dziewczynki reagują ukłonem i nazwaniem taty 'Wasza Wysokość', a Bertie mimo tego przytula je do siebie. To jest tak strasznie... ciepłe, że nie sposób się nie wzruszyć ;)
O pierwszym spotkaniu żony Lionela z Królem i Królową Elżbietą całkiem zapomniałam, a rozłożyła mnie na łopatki. Stojący przy ścianie z przerażeniem na twarzy Louge prosi Króla, żeby poczekali na właściwy moment, bo nie powiedział jeszcze żonie o tym, kto jest jego pacjentem. Boooskie xD
A zapomniałam o jednej, bardzo ważnej scenie. Chodzi mi o sam początek filmu, gdzie pierwszy raz widzimy księcia Alberta, który ma problemy z mową. Umknęło mi, co to było za miejsce, ale osoby, które oglądały, na pewno skojarzą. Wprost oczarowało i zachwyciło mnie to, co wtedy zrobił Colin. Nie pierwszy zresztą raz, ale w tamtej chwili było to szczególnie widoczne. Bertie nie wyglasza tego przemówienia, głos mu się załamuje i nie jest w stanie skończyć, a na jego twarzy widać dosłownie wszystko. Walkę o każde słowo, najmniejszy napięty mięsień i przede wszystkim oczy. Colin ma pewną cudowną cechę, którą od jakiegoś czasu zauważam w niemal każdej scenie, a chodzi mi o to, że on gra całym sobą. Nie w takim dosłownym znaczeniu, ale mam na myśli to, że kiedy się uśmiecha, widać nie tylko taki fizyczny uśmiech, ale widać także roześmiane oczy. To samo jest z bólem, który w jego oczach można po prostu zobaczyć. To jest w nim tak cudowne, że nie jestem w stanie tego opisać. Widać w nim wszystkie emocje, a aktorów, którzy to potrafią, można policzyć na palcach jednej ręki. Zachwycające ^^

Pewnie znowu o czymś zapomniałam... :D

anka248

Taaak wymieniona przez Ciebie scena z córkami była rzeczywiście rozczulająca! Cudowne było też spotkanie z rodziną tuż po orędziu wojennym!
Scena, którą wymieniłaś jest również fantastyczna! Z resztą, tak jak już pisałam, przez cały film z twarzy Colina można było czytać jak z otwartej księgi! On nie grał Alberta, on cały, od stup do czubka głowy stał się Albertem i to właśnie sprawiło, że był tak wiarygodny!
Nie wiem czy ktoś jeszcze zauważył, że w trailerze trochę nas nabrali :D Na filmie żona Alberta, podczas pierwszej wizyty u Lionela mówi "A co jeśli mój mąż jest księciem Yorku?", tymczasem w zwiastunie słyszymy "A co jeśli mój mąż jest królem?" ;)

I jeszcze jedna (może niezbyt głęboka) uwaga: oglądając film podczas scen z Churchillem, natychmiast stawało mi przed oczami "Duch girls" xD No cóż... panowie troszeczkę się od tego czasu zmienili ;)

tatoke13

Witam Miłośniczki Colina;) Na początek może połączę się w bólu z anką248- ja niestety tez już kończę ferie... "King's speech"- tak długo czekałam na ten film, że teraz, gdy już go obejrzałam, ciężko jest mi opisać, co właściwie czułam. A czułam wiele, bo dawno tak rozemocjonowana nie byłam- przechodziłam nieustannie od śmiechu po płacz. Film jest tak głęboki i tak wzruszający, że nie sposób go nie poczuć(szczególnie, gdy się jest zakochaną w C.F.;)) Jak już powiedziałyście- każdy ruch twarzy, każde drgnienie było niesamowitym uzewnętrznieniem emocji. Tu widać niespotykany kunszt, którego mogą zazdrościć najlepsi. No i te oczy. To prawda, anka, gdy się śmieje, one razem z nim, a gdy na twarzy smutek, one krzyczą tym smutkiem.
Te wszystkie sceny, które opisałyście- mam dokładnie takie samo zdanie- choć najbardziej wstrząsająca chyba jest dla mnie ta, o której mówiła anka, gdy płacząc wylewa żonie wszystkie żale, niepewności. Był przy tym tak prawdziwy, że i mnie łezka się zakręciła(podobnie przy scenie przemówienia na początku filmu; to było tak silne, że zrobiłabym wiele, żeby mu pomóc, żeby wejść w ten ekran i go przytulić...)
Nie wspominałyście natomiast o jednej z najbardziej czytelnych i takich zapadających w pamięć scen, mianowicie o znanym już z trailera(nie wiem, czy dobrze zacytuje) "I have a voice!", na które Rush odpowiada"Yes, you do"- wspaniałe, oszałamiające.
O Colinie koniec, bo można by bez końca chwalić, chyba mogę tak powiedzieć, najlepszą jego kreację. Może coś o Rushu... Myślałam, że po obejrzeniu Zatrutego pióra Geoffrey już zawsze będzie dla mnie mistrzowskim markizem de Sade, a tu zaskoczenie, gdyby nie Colin, King's speech byłoby jego filmem. Ta lekkość, jakby grane od niechcenia gesty wprost porażają...
Mam sentyment do Jennifer Ehle za "P&P", więc o niej wspomnę, mimo że rólkę miała niewielką. Pisałyście już o scenie spotkania żony Lionela z parą królewską(a propos świetna, przezabawna). Podobały mi się tu miny Ehle- z taką mieszanką szoku i odbijający się w nich myśli: "co teraz mam zrobić?". Cudo;)
A, i Helenka została! No, nic więcej ponad to, że jak zwykle wspaniała. Koniec, bo się rozpisałam za bardzo. Jeśli chodzi o "Single man" mówiąc szczerze mam mieszane uczucia, choć oczywiście nie jeśli chodzi o grę Colina.Ale o tym to już przy okazji następnej odsłony Dyskusyjnego Klubu. Pozdrawiam;)
PS: Zapomniałam napisać o kolorach filmu- prawda, że cudowne i klimatyczne?

szyszka6

Prawda, prawda ;) Nawiązując jednak do początku twojej wypowiedzi i emocją towarzyszącym oglądaniu. Rzeczywiście przeżycie nie do opisania! po prostu przez pół dnia już tak mnie "nosiło", że o robieniu lekcji nie było mowy. W kinie emocje sięgnęły po prostu zenitu! Do tej pory tego typu uczucia towarzyszyły mi tylko podczas spotkań "na żywo" z moimi ulubieńcami z polski... No ale cóż... Colin to Colin - bije ich wszystkich na głowę, więc Jemu wystarczy pojawienie się na ekranie, aby nieszczęsna fanka doznała palpitacji serca ;) Przez cały film i później (czyt. aż do dzisiaj godz. 9:50, kiedy byłam zmuszona napisać sprawdzianik killera z polskiego :/) byłam jak w jakimś totalnym transie :D Dlatego właśnie bardzo chciałabym zobaczyć ten film jeszcze raz, na spokojnie, żeby móc nacieszyć się każdym szczegółem.
Jeśli chodzi o pozostałych aktorów - popieram - za równo Geoffrey-owi jak i Helenie należą się wielkie brawa! Po rpostu kawał świetnej roboty!

tatoke13

Cześć Colinomaniaczki! Cieszę się, że klub się rozkręca :) Byłam wczoraj na TKS. Kino pękało w szwach. Po seansie ogólny zachwyt. Ze wszystkich stron słychać było och i ach, a najgłośniej wzdychałam ja. Film znakomity, dobrze wyreżyserowany, świetnie sfilmowany (ten Londyn tonący we mgle, eh), a przede wszystkim genialnie zagrany przez CF, GR i HBC. To, co najbardziej mnie jednak interesuje i po co, nie ukrywajmy, poszłam do kina, to maestro Colin Firth.

Colin był REWELACYJNY!!! Nie chodzi tu wyłącznie o wiarygodność. On nadał postaci Bertiego taką złożoność, że zaniemówiłam i padłam na kolana z uwielbienia. Mimo swej posągowej urody i królewskiej sylwetki, potrafił zagrać człowieka tak bardzo przerażonego, nieśmiałego i zakompleksionego, że wydawał się jakby mniejszy, przysypany popiołem, zbity niczym zmoknięty psiak. To z jednej strony. Bo już za chwilę z trzęsącego się ze strachu nieszczęśnika przeobrażał się w człowieka o niezwykłej wewnętrznej sile, w gruncie rzeczy przekonanego o własnej wartości i możliwościach, których, poza Elżbietą i Logue'iem , nikt zdawał się nie dostrzegać (ostatecznie okazało się, że doceniał go ojciec, jednak nie umiał tego okazać). Colin w oka mgnieniu przeistaczał się w króla, z którego biło dostojeństwo i poczucie wyższości, znowu stawał się posągowo przystojnym władcą, a w jego spojrzeniu (słynnym spojrzeniu) można było dostrzec czającą się ciemną stronę duszy - despotyzm. Wszystko to znikało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy jego oczy napotykały tych, których kochał, przede wszystkim córki. Ani śladu króla. Na ekranie oglądaliśmy rozkochanego w swych małych księżniczkach ojca, napięcie widoczne cały czas na twarzy rozpływało się w uśmiechu, rysy miękły, spojrzenie łagodniało. W kontaktach z Logue'iem natomiast oczy króla zdawały się pełne pobłażania, ukrywanej sympatii, niedowierzania, czasem zniesmaczenia, a czasem wdzięczności. Jeśli mi ktoś powie, że zagranie w jednym filmie człowieka o tylu twarzach nie jest mistrzostwem świata, to znaczy, że się nie zna.

O poszczególnych scenach nie będę teraz pisała, bo to za dużo jak na jeden post. Wspomnę tylko o scenie, w której Bertie opowiada córkom bajkę o pingwinie. Nie wiem, czy znacie kulisy tej sceny. Czytałam wywiad, z którego wynikało, że w scenariuszu David Seidler zamieścił zupełnie inną bajkę. Bajka o pingwinie jest bajką wymyśloną przez Colina. Kiedy rozstał się z Meg Tilly i wrócił do Londynu, jego synek pozostał z mamą w Kanadzie. Codziennie w porze dobranocki Colin dzwonił do Willa i opowiadał mu bajkę o pingwinie, tę samą, którą słyszymy w filmie. Zmian w scenariuszu dokonano na wyraźną prośbę Colina. Słodka historia, prawda?

sha_ik

Jejku, historia z bajką jest naprawdę cudna! Sama scena w filmie była po prostu wspaniała i rozczulająca, ale jak wyobrażę sobie Colina jak prywatnie opowiada to swojemu synkowi... Ach!
Właśnie zorientowałam się, że nie padła tu jeszcze jedna (świetna moim zdaniem) scena: mianowicie podróż Bertie-go z żoną do jego brata.
1. Colin w spódniczce - już to mnie totalnie rozwaliło na łopatki! (Tylko, czy mu zimno w kolana nie było, bo pogoda nie wyglądała zbyt zachęcająco... :D )
2. Rozmowa na temat, czy Elżbieta jest grubą, kucharką czy nie zakończona pocałunkiem w szyję (kolejne "Ach!"), zatkaniem Bertie-mu ust bliżej nie określonym czymś i (o ile dobrze pamiętam) recytacją łamańców językowych :D Świetne, po prostu świetne!

tatoke13

Scena w samochodzie - rewelacja, ale kiepsko przetłumaczona, mam na myśli napisy w wersji kinowej. W oryginale była to przezabawna scena, w której Bertie mówiąc, że Elżbieta rzadko gotuje, de facto godził się ze stwierdzeniem, że przybiera na wadze, w wersji polskiej scena nawet w połowie nie była tak dowcipna. W ogóle tłumaczenie nie należy do udanych, czy ktoś poza mną też to zauważył?. Np. podczas pierwszej wizyty księcia w gabinecie Logue'a, Lionel pyta pacjenta : "Do you know any jokes?" (Czy znasz jakieś dowcipy?) Bertie odpowiada: "Timing isn't my strong suit", co przetłumaczyłabym "Wyczucie czasu nie jest moją mocną stroną". W wersji kinowej napisów było coś mniej więcej w takim stylu: "żeby żartować, trzeba mieć giętki język". O co chodzi? Skąd taki pomysł? W takim stwierdzeniu nie ma nic zabawnego, więc dlaczego Logue się śmieje? To niestety tylko jeden z wielu przykładów. Mogli się trochę bardziej przyłożyć, bo niestety w tym tłumaczeniu genialny angielski humor mocno stracił.

tatoke13

Zacznę stąd, bo nie lubię zwężających się szarych pól z wypowiedziami ;)

Fakt, że bajka została zmieniona na prośbę Colina jest... jej, rozczulający. Nie słyszałam o tym wcześniej. Słodkie! ^^
Tatoke - scena w czasie podróży do brata rzeczywiście świetna. Taka... hm, chwila, w której król mógł nie być królem, a zwykłym mężem żartującym z żoną. I Colin był wtedy taki bardzo... nie wiem, może bliższy. Bliższy, niż w sytuacji, kiedy jest dumny księciem.
Oczywiście także zapomniana właśnie scena z 'Because I have a voice!' i następującym chwilę później 'Yes, you do'. Bardzo wymowne i dużo mówiące w kontekście całej historii księcia.

Jeszcze scena, która wyleciała mi z głowy, również bardzo emocjonalna i świetnie zagrana (jak cały film, ale pomińmy, o tym już pisałam :)) Mianowicie chodzi mi o spacer w parku księcia i Lionela, kiedy Bertie nazywa swojego nauczyciela wymowy nikim. Mocne, sugestywne i świetne.

Ps. Grono się powiększa, świetnie ^^

Ps2. Nie wiem, jak wy, dziewczyny, ale mnie trochę przeraża perspektywa tegorocznej gali wręczenia Oscarów. Cholera, Colin jest teoretycznym pewniakiem, ale po ostatniej ceremonii mam uraz, Akademia tak cholernie uwielbia Jeffa Bridges'a, że dała mu statuetkę za kreację, która była gorsza od roli Colina w 'Single Man'. Jeśli w tym roku zrobią to samo lub jeśli wygra Franco (okej, racja, świetny w '127 hours', ale jednak... nie aż tak świetny), będę płakać. Poważnie.

anka248

Moje odczucia są dokładnie takie same - Franco jest świetny w 127h, ale nie aż tak jak Collin jako Król. Chciałbym aby dostał w końcu tą nagrodę, ale niestety gusta członków akademii mogą się różnić od naszych ;)

anka248

Mnie też oscarowa gala przeraża. Boję się i Franco i Bardema, który wyskoczył w nominacjach jak Filip z konopi ( w sensie, że niespodziewanie, a nie, że nie zasługuje). No i ten Jeff Bridges. Mam tylko nadzieję, że ponieważ większość twierdzi, że Colin został w zeszłym roku pokrzywdzony, to w tym roku Akademia postanowi wynagrodzić mu zeszłoroczną pomyłkę. Apetyt na Oscara mam tak wielki i nadzieje tak rozhuśtane (w zeszłym roku spodziewałam się, że nic z tego nie będzie), że w razie porażki też chyba będę płakać. Póki co, mam nadzieję :)

sha_ik

W ogóle nie wyobrażam sobie, że mógłby nie dostać tej nagrody! To było by straszne!!! Noc Oskarowa to będzie ciężkie przeżycie... Już przy Globach się denerwowałam, to co dopiero teraz!

sha_ik

Filmu Bardema nie widziałam, więc nie mogę oceniać, ale Franco rzeczywiście był świetny, choć miał skrajnie różną rolę, niż Colin. Chyba jednak trochę bardziej boję się o to, że drugi raz z rzędu może wygrać Bridges. Widziałam 'True grit' i on po prostu do takich ról pasuje. Cyniczny, zapijaczony dupek w realiach westernu. Choooolera, naprawdę zagrał genialnie. Co nie zmienia faktu, że Colina w tamtym roku rzeczywiście skrzywdzili, byłam nastawiona na jego wygraną, trochę się zawiodłam, ale w tym roku będzie gorzej, zdecydowanie. Ceremonię oglądam do końca, podobnie, jak w zeszłym roku. Wszystko inne poczeka :D I będę najmocniej się denerwować przy męskiej roli pierwszoplanowej, o ;)

anka248

Właśnie dostał SAG Award, więc szanse na Oscara rosną :D Może jednak zamiast płakać, będziemy skakały ze szczęścia :)

sha_ik

Jestem tego niemalże pewna! A SAG Award również niesamowicie mnie ucieszyła! To już jest rok Colina - po prostu nie mogą go znów wykiwać na Oskarach!

anka248

" Akademia tak cholernie uwielbia Jeffa Bridges'a" że dała mu pierwszego Oscara po prawie 40 latach kariery. Wydaje mi się że w zeszłym roku dali JB Oscara, bo myśleli że on może już nic wybitnego nie zagra i nie zdążą. Od lat mówiło się ze Bridges to najbardziej pokrzywdzony oscarowo aktor. Teraz dali mu co jego i nie sądzę, aby dostał Oscara, chyba że honorowego jak będzie miał 80 lat.

GG06

W porządku, zgadzam się, Bridges był dotąd niezauważany przez Akademię, ale chodziło mi bardziej o fakt, że ma w swoim aktorskim dorobku lepsze role, od tej oscarowej w 'Crazy Heart' i w moim odczuciu niesprawiedliwe jest przyznawanie nagrody za rolę, która nie była na tyle dobra, aby zasłużyć na Oscara, ale ktoś nie dostał jej wcześniej mimo tego, że powinien. Dlatego moim zdaniem Colin został w tamtym roku skrzywdzony, bo zagrał lepiej od Bridges'a. Mam nadzieję, że w tym roku się poprawią ;)

Ps. Zresztą, Oscar dla Bridgesa to nie pierwszy przypadek, kiedy Akademia nagradza aktora, który wcześniej był pomijany. Przykład? Al Pacino. 'Scent of a Woman' jest filmem genialnym i aktorsko Al zrobił to, co robił zawsze, czyli świetnie oddał graną przez siebie postać, ale miał lepsze role. Choćby w 'Dog day afternoon'.

tatoke13

cyt. "Na pewno jutro napiszę obszerniejszą recenzję (jak już wrócę ze szkoły ze świadomością, ze mam ferie). Jeśli ktoś jeszcze widział już film i nie ma nad sobą bata w postaci sprawdzianów z języka polskiego i biologii zachęcam do rozpoczęcia dyskusji."

woj. lubuskie? :P

karol_1991

Nie, stolica Pyrlandii czyt. Poznań ;) (miasto, w którym na co drugim przystanku widzę plakat z Jego Wysokością <3 !)

tatoke13

Taak, też to zauważyłem! Ale te plakaty mają jednak swój urok ;)
Co do Colina i jego 'grania całym ciałem' można się odwołać do szkoły, którą ukończył - Drama Centre London. W niej duży nacisk kładą na realizm psychologiczny postaci - czyli metodzie Stanisławskiego ( Stanislavski's system ). Ucząc 'aktorstwa' w Drama Centre profesorowie próbują przekazać uczniom tajniki angażowania w grę całego organizmu. To bardzo ciekawe ( zwłaszcza dla mnie - osoby która wiąże swoją przyszłość w tym kierunku ). Tym czasem odsyłam do książki Stanisławskiego "Praca aktora nad sobą".
I jeszcze coś - moim zdaniem Colin Firth jest obecnie najlepszym aktorem. Nie widzę na razie na scenie międzynarodowej, kogoś kto mógłby być tak wszechstronny jak on. On po prostu dostaje scenariusz i gra.

tatoke13

Facet jest po prostu niesamowity. Dla mnie aktor który cokolwiek by nie zagral zawsze będzie to kreacja która pozostanie niezapomniana., Tak więc rola Króla jest dla niego wszechmiar godna. Mam nadzieję, że tym razem dostanie mu się zasłużony oskar bo w zeszłym roku należał mu sie po stokroć za "the single man". Dla niego można do kina iść w "ciemno" o czym przekonuję się z każdym jego kolejnym filmem. Naprawdę prócz talentu musi mieć niesamowity zmysł, że tak świetnie wybiera role no i niewatpliwie jest dobrym człowiekiem gdyż bardzo angażuje się w działalność charytatywną.

tatoke13

Tak sobie myślę... może już w tę niedzielę rozpoczniemy temat o "Samotnym mężczyźnie"? "TKS" oczywiście zostanie i będzie można caly czas coś dopowiadać ale drugim torem pójdzie już sobie nowa dyskusja ;)

tatoke13

Właściwie można by już zacząć, idąc na fali ogólnego entuzjazmu. Tylko, jeżeli przyjmiemy takie tempo, to szybko się wyczerpią tematy. Jak by nie było, warto by dyskusją dalej pokierować, skoro entuzjazm został już spontanicznie wyrażony i emocje nieco opadły. Może ktoś ma pomysł, jakieś ciekawe pytanie, do którego chętni mogliby się ustosunkować?

sha_ik

wedle moich obliczeń omawiając jeden film Colina na tydzień mamy zabawę na cały rok ;) Druga sprawa, że rzeczywiście TKS nie został jeszcze w zupełności wyczerpany ;)

tatoke13

Racja. Lepiej omówić dobrze jeden temat, a później najwyżej się do niego odwoływać, niż potem w nowych topica'ch zaczynać znów jakiś rozwód np. w sprawie TKS bo coś tam nam umknęło.
Obecnie najbardziej mnie nurtuje przekazanie postaci Królowej Elżbiety w filmie. W pewnej scenie mówi ona do Bertie'go, że wahała się go poślubić, ponieważ nie chciała 'wchodzić' w kręgi rodziny królewskiej. W rzeczywistości nie przyjmowała oświadczyn, ponieważ była zakochana w jego starszym barcie. Jednak, gdy spostrzegła, że Edward nie jest nią zainteresowany, przyjęła propozycje Bertie'go.
Czy nie uważacie, że postać Elżbiety w filmie TKS jest trochę nadmiar przekoloryzowana? Oczywiście pewnie kochała swojego męża, ale to przedstawia ją jednak w całkiem innym świetle.

Bastian28

Hmmm... Może Elżbieta rzeczywiście była trochę przerysowana, jednak (jak już chyba pisałam) całe relacje rodzinne Bertiego chwyciły mnie za serce. Wydaje mi się, że ta ciepła, kochająca, NORMALNA rodzina miała być pewnego rodzaju przeciwwagą dla sztywnych, oficjalnych reguł, których publicznie musiała przestrzegać rodzina królewska. Zderzenie tych dwóch rzeczy idealnie było widać w przytoczonej już przez kogoś scenie pakowania się dziewczynek, które mówią do ojca "Wasza Wysokość", a on je na to po prostu przytula.

Bastian28

Co do postaci królowej też mam lekko mieszane odczucia. Moim zdaniem postać ta jest może nie tyle przekontrastowana, co trochę przesłodzona. Nie sądzę, aby była to wina HBC. Przypuszczalnie taką wizję mieli reżyser i scenarzysta. Dlaczego? Przychodzą mi na myśl dwa powody. Po pierwsze Brytyjczycy uwielbiali królową matkę i taka właśnie zapisała się w zbiorowej pamięci (zmarła dopiero w 2002 roku, więc wszyscy ją pamiętają). Byłoby ryzykownym zabiegiem nadanie jej rysów nieco mnie sympatycznych. Po drugie chodziło o ukazanie wsparcia, jakim dla Alberta była rodzina, te pełne miłości, dość bezpośrednie relacje stanowiły silny kontrast dla zwyczajowych stosunków panujących w rodzinie królewskiej i zapamiętanych przez samego Berty'ego z dzieciństwa. Nie mniej postać Elżbiety w filmie jest raczej jednowymiarowa, obawiam się, że rola ta, mimo że świetnie zagrana, może nie wystarczyć na Oscara.
Mam natomiast ogromne zastrzeżenia do postaci Churchilla. Timothy Spall w ogóle sobie z tą rolą nie poradził. Jego kreacja zakrawa na parodię i nadaje się do kabaretu raczej. Między innymi dlatego dałam filmowi 8/10.
Średnio też wypadł moim zdaniem Guy Pearce. Stworzył postać fircykowatą i bezmyślną. Tymczasem ten człowiek, który zrzekł się tronu w imię miłości musiał przeżywać prawdziwy dramat. Na pewno targały nim tysiące emocji. To nie jest takie hop siup przestać być królem. W filmie widziałam tylko bezmyślnego frywolnego idiotę. Może Guy za bardzo się skupił na odtworzeniu brytyjskiego akcentu zamiast pomyśleć trochę nad rolą.

PS. Z tego co czytałam, przyczyny, dla których Elżbieta odrzuciła oświadczyny Alberta (i to dwa razy) są nieznane. Jej rzekomy afekt do Edwarda (Davida) to jedna z wersji, mająca w sobie sporo z plotki. W pamięci starszych Brytyjczyków para królewska zapisała się natomiast jako wyjątkowo udane i kochające się stadło małżeńskie.

sha_ik

Co do Churchilla to raczej trudno mi opowiedzieć się "za", czy "przeciw". Niestety Timothy Spall ma taką urodę, że zawsze jak na niego patrzę staje mi przed oczami tylko Petigrew z "Harrego Pottera" (choć w tym wypadku nie sposób było nie pomyśleć również o jego bohaterze z Duth Girls). Tak, czy inaczej wywarł na mnie wrażenie raczej neutralne - był po prostu tłem dla wspaniałych ról Colina, Heleny i Geoffreya.

sha_ik

Właśnie, rola Churchilla była dość bezpłciowa. Nie dlatego, że nie miał się czym wykazać, bo było kilka ciekawych dialogów, ale całkowicie nie mógł wykorzystać potencjału postaci. Zamiast zobaczyć pełnego dumy i dość żartobliwego polityka, ujrzałem gentelman'a który na każdym kroku pali swoje żarty. Po prostu Timothy Spall nie popisał się.

Co do Pearce mam dość podobne uczucia. Świetnie podsumowałaś jego bezuczuciowość w odgrywaniu roli. Może i dobrze zagrał kłótnie między nim a Bertie'm, ale scena z podpisywaniem abdykacji była dość mizerna. A szkoda.

Bastian28

Rola Churchilla była więcej niż bezpłciowa - była zła. To teatralne wydymanie ust i mrużenie oczu wydało mi się nieznośne. Jak w kiepskim teatrze szkolnym. Co to miało wspólnego z Churchillem?

Co do Guya Pearce'a - masz rację, scena kłótni z bratem była świetna ("p-p-positively m-m-medieval":)

sha_ik

Albo zapadające w pamięci B-b-b-bertie ;)
Kolejnym ważnym aspektem filmu był soundtrack. Co prawda do soundtrack'u z "A Single Man" nawet się nie umywa ( Abel Korzeniowski i Shigeru Umebayashi spisali się koncertowo - ale dlaczego nie dostali za to nominacji do Oscara? ) lecz ma swój urok. Chodzi mi zwłaszcza o znakomite wykorzystanie pianina i utworów Beethoven'a.

Bastian28

Muzyka idealnie współgrała z obrazem. Pozostając w tle (znacznie bardziej w tle niż w ASM) wzmacniała obraz i współtworzyła nastrój. Nie wiem czy tonący we mgle, sinoniebieski Londyn byłby równie zamglony i sinoniebieski, gdyby nie muzyka. I tu dochodzimy do sedna, czyli klasyczności filmu Hoopera. Jak na klasyczny film przystało wszystkie elementy ze sobą współbrzmią, żaden nie wysuwa się na prowadzenie, wszystkie mają stanowić jedynie tło dla popisów aktorskich i wzmacniać ich efekt. W tym filmie najważniejsze są dialogi i aktorzy. Reszta to dekoracja (np. Colin Firth filmowany często w monumentalnych wnętrzach wydaje się jeszcze bardziej przygnieciony ciężarem królowania itp.) W ASM sytuacja jest odwrotna. Tu dialogi są szczątkowe. Dlatego wszystko inne - muzyka, zdjęcia - są tak ważne. Za ich pośrednictwem wypowiedziane zostaje to, czego usta Colina nie wypowiadają, co widać tylko w jego oczach. Ale to już temat na 13 lutego.

tatoke13

Tak, sposób użycia soundtrack'u w TKS jak całkiem inny, niż w ASM. Tu muzyka daje to tło, o którym wspomniałaś, a tam muzyka jest nawet ważniejsza od samych dialogów, które są tak jakby tylko dopełnieniem całego obrazu. Kurde tyle chciałbym już powiedzieć o ASM, ale muszę się powstrzymywać, no trudno ^^
Podsumowując Colin spełnił się w dwóch całkiem innych kreacjach. Nie chodzi mi o fabule, która i tak jest całkowicie poróżniająca, ale o sposobie przedstawienia obrazu. TKS to kunszt fabularny, gdzie poznajemy bohatera stopniowo w okresie kilku lat. W ASM jest inaczej, ale o tym później.

tatoke13

UWAGA, UWAGA!
W niedzielę rozpoczynamy dyskusję o "A Single Man"!!! Wszyscy zainteresowani proszeni są o odświeżenie sobie tego filmu (oczywiście w miarę możliwości).
Serdecznie zapraszam wszystkich do udziału!!!

tatoke13

A ja muszę przyczepić się do kilku rzeczy - po pierwsze film jest trochę za bardzo zrobiony "pod Oskara", po drugie zdecydowanie rozczarowało mnie zakończenie - zaczyna się wojna, król oznajmia swojemu ludowi, że będą walczyć i umierać za swój kraj, a wszystko to w atmosferze - o zgrozo! - radości, bo władca przestał się jąkać.

Jeśli chodzi o aktorów - byli dobrani idealnie! O Colinie nic nie napiszę, bo jestem zakochana w prawie wszystkich jego rolach więc to bez sensu ;) Kilka osób pisało niezbyt entuzjastycznie o królowej - moim zdaniem ona też była świetna. Aktorka wpasowała się w rolę kobiety, która kocha i wspiera swojego męża, a przy tym często wyraża się w sposób ironiczny - to było w niej najlepsze! :)

nikalil_

Ja też nie uważam, żeby to był film arcywybitny, chociaż z całą pewnością jest to kawał dobrego kina. Moje zastrzeżenia budzą przede wszystkim wyczyny aktorskie Timothy Spalla jako Churchilla, o czym już pisałam i spłaszczony wątek abdykacji Edwarda. Między braćmi od zawsze trwała rywalizacja, która w tym momencie osiągnęła apogeum i moim zdaniem to dawało wielkie pole do popisu interpretacyjnego, stwarzało możliwość rozszerzenie postaci Bertiego o głębszy rys psychologiczny, jakąś wewnętrzną sprzeczność i jednocześnie uratowałoby kreację Guya Pearce'a przed płaską jednowymiarowością, czyli chodzi o to, że można było pokazać go jak każdego innego człowieka, który jest trochę dobry, trochę zły. Nikt nigdy nie jest takim pajacem jak filmowy Edward.

Natomiast nie rozumiem zarzutu, że film był zrobiony pod Oscara. Z takim małym budżetem? Z tego co wiem, nikt się nie spodziewał, że ten kameralny film osiągnie taki sukces. Pod Oscara, to znaczy, że tematyka monarchiczna? Co masz na myśli?

Co do zakończenia. My tu w Polsce oczywiście inaczej na to patrzymy. Dla naszego kraju to była katastrofa, a tu jakiś król ma problem, bo się jąka. Ale ten film nie jest o wojnie, jest o konkretnym człowieku, dla którego jąkanie w danym momencie stanowiło większy problem niż to, że Niemcy napadły na jakiś niewielki kraj w Europie Wschodniej. Jeżeli masz na głowie egzamin lub klasówkę, to jest to dla ciebie sprawa po stokroć ważniejsza niż rewolucja w Egipcie albo masakra w Sudanie.

sha_ik

zgadzam się z sha_ik co do zakończenia -wg mnie ten film nie miał przedstawiać historii Jerzego VI z punktu widzenia historycznych, wojennych wydarzeń. miał był po prostu opowieścią o dwójce ludzi, którzy tak naprawdę nie mieli prawa się spotkać, a jednak nie dość, że się spotkali, to jeszcze zaprzyjaźnili na resztę życia. Poza tym miała to być historia o człowieku i jego największym problemie (w tym wypadku jąkaniu, wystąpieniach publicznych i zawirowaniach związanych z abdykacją brata), ale wydaje mi się, że bardzo dobrze, że skupiono się tylko na tym. gdyby zaczęto rozciągnąć wszystkie wątki, tłumaczyć historyczne zależności i wgłębiać się w szczegóły, to cała historia by się rozciągnęła, rozmyła, i najistotniejsza kwestia gdzieś by uciekła.

poza tym wydaje mi się, że specjalnie niektóre wątki potraktowano powierzchownie - dzięki temu można się skupić na dwóch głównych rolach i wręcz delektować znakomitym aktorstwem:) Firth i Rush zagrali na równym, genialnym poziomie, i wszelkie filmowe nagrody im się za te kreacje należą. Co do Heleny, to mam wrażenie, że po prostu scenariusz nie przewidywał, by postać królowej była jakoś szczególnie rozbudowana i zapadająca w pamięć, bo też ona w tej historii nie miała być najważniejsza. miała być jedynie kobietą kochającą i wspierającą swojego męża, która tylko od czasu do czasu na chwilę wysunie się na pierwszy plan. ale uważam, że Helena z zdania wywiązała się bardzo dobrze. Lubię zobaczyć ją w innym filmie niż reżyserowanym przez Bartona (z całym szacunkiem dla Burtona! po prostu w pewnym momencie miałam wrażenie, że gra ciągle te same role w za bardzo podobnych do siebie filmach)

annmar1

Co do powierzchowności wątków drugoplanowych, zgoda, nie trzeba było ich rozbudowywać, bo to jest opowieść jednowątkowa. Ale rywalizacja Bertiego z bratem jak najbardziej należała do głównego wątku. Lekkie odbrązowienie postaci Alberta i Elżbiety nie zaszkodziłoby. Wystarczy popatrzeć jak znakomicie zadziałała scena kłótni między braćmi. Nagle zobaczyliśmy istotę ich wzajemnych relacji. Ta rywalizacja byłaby ciekawsza, gdyby Edward był choć odrobinę mądrzejszy. Zrobienie z niego bezmyślnego fircyka to daleko idące uproszczenie. Nie chodzi o to, żeby rozbudowywać wątek abdykacji, tylko lekko zniuansować postać.

Jeśli chodzi o Helenę, to uważam, że zagrała świetnie. Scenariusz nie pozostawiał jej wyboru, miała być słodka i była słodka. Podzielam też zadowolenie, że zagrała u kogoś innego niż Burton, który ją zaszufladkował. Może jako partner życiowy tak ją właśnie postrzega? :) Helena ma wielki niewykorzystany talent. A wracając do scenariusza. Nie byłoby chyba źle, gdyby czasem wkurzyła się na Bertiego. On bywał dość nieznośny, z tymi swoimi wybuchami gniewu i marudzeniem. Poza tym królowa matka miała zamiłowanie do hazardu i whisky, co również zyskiwało jej sympatię. No, ale to już jest czepianie się szczegółów. Ogólnie trzeba przyznać, że film jest bardzo dobry, co uwzględniłam w ocenie. Tyle tylko, że ASM bardziej mi się podobał, może dlatego teraz kręcę troszkę nosem.

tatoke13

JEST BAFTA !!!!! HURAAA !!!!

sha_ik

I to niejedna:)))

tara_filmweb

teraz już tylko czekamy na Oscara;)

annmar1

BAFTA.ja skakałam ze szczęścia, choć byłam pewna,że dostanie..;) a Oskar na bank;_nie widzę innej możliwości.

tatoke13

Kontynuacja dyskusji na: http://firth.phorum.pl/viewtopic.php?p=14#14