Wielokrotnie spotkałam się z takim stwierdzeniem w prasie. Czy to słuszne spostrzeżenie?
Jest w tym coś, ale myślę, że to jednak troszkę na wyrost stwierdzenie. Oni są jednak w pewnym sensie inni. Firth to wg mnie typ angielskiego gentlemana, Hopkins raczej mi do tego nie pasuje.
Hopkins też ma wiele z gentelmana i jest w takich rolach bardzo przekonujący. Wystarczy wspomnieć klasę i kurtuazję dr. Lectera, a jeśli to za mało to polecam film Remains of the Day przesiąknięty do granic angielską obyczajowością z lat trzydziestych.
Hopkins w kazdym filmie jest inny...niesamowity warsztat....gra twarza....a Colin....niestety ..ta sama mina w wiekszosci ujec..... btw lubie Colina ale to porownanie jest nie na miejscu troche
Krytycy filmowi szukają kogoś kto przejmie spuścizne po gwiazdorze. Nigdy tego nie pochwalałam. Każdy z nich jest zupełnie inny pod względem warsztatu i filmografii.
Podstawowe pytanie brzmi więc: Czy Hopkins jest do zastąpienia? Ale to już temat na Jego forum.
Zgadzam się z tobą. Ja też nie lubię tego określenia 'następca', bo wg mnie każdy jest inny i niepowtarzalny. Uważam, że niektórych gwiazd po prostu nie da się zastąpić i niepotrzebnie robi się to na siłę.