Eddie Redmayne

Edward John David Redmayne

8,6
61 891 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Eddie Redmayne

Z ostatnich 10 Oskarów za męską rolę pierwszoplanową aż 6 statuetek otrzymali aktorzy, którzy wcielali się w jakąś postać historyczną, bądź - tak jak McConaughey - inspirowaną życiem prawdziwej osoby. Z resztą z tegorocznych nominacji tylko Michael Keaton nie grał "kogoś", jak na ironię rola w "Birdmanie" miała być odzwierciedleniem jego samego...
Jeszcze parę lat a trzeba będzie zrobić osobną kategorię bo coraz trudniej przebić "zwykłą" rolą. "Teorii Wszystkiego" nie oglądałem więc nie wypowiadam się czy nagroda zasłużona czy też nie, ale tendencja jaka panuje od pewnego czasu w Hollywood robi się trochę śmieszna.

grubybarca

To najpierw oglądnij film, a później się wypowiadaj..

IssaBella

Niestety, ale "Teoria..." nie ma w sobie nic, co zachęciłoby mnie do jej obejrzenia. Może poza (podobno dobrą) rolą Eddiego właśnie, ale na chwilę obecną to trochę za mało.
A wypowiedzieć się muszę, bo tak jak pisałem wcześniej - przyznawanie Oskara za główną rolę męską robi się coraz bardziej groteskowe. A gdzie zrobić to lepiej, jeśli nie na forum aktora, który statuetkę właśnie otrzymał?

grubybarca

Oglądnij film bo nie masz żadnych argumentów do swojej wypowiedzi. Oscar w pełni zasłużony, fenomenalna gra aktorską i poruszający film, aż szkoda że nie dostał nagrody za scenariusz adaptowany :( którą jak najbardziej bym mu przyznał.

grubybarca

Nie tylko za główną meską, ale również za drugoplanową. Oscar dla Leto to na przykład kpina. Wystarczy się przebrać i postać musi być charakterystyczna. Reszta się nie liczy.

grubybarca

eddie najlepszy nie na darmo dostał oscara! wniosek taki: eddie najlepszy muahahaha

grubybarca

Pytanie brzmi, czy naprawdę łatwiej jest zagrać kogoś, kto naprawdę żył (bo tak, wnioskuję, uważasz)? Moim zdaniem absolutnie nie, bo masz tę grę aktorską z czym porównać, z prawdziwym człowiekiem. Ale inna kwestia jest taka, czy to naprawdę robi aż taką różnicę, czy postać jest fikcyjna czy nie? Fikcyjna postać tak naprawdę nigdy też nie jest takąw stu procentach - weźmy na przykład rolę Moore w Still Alice, za którą dostała tegorocznego Oskara - postać wymyślona, ale czy na 100%? Jakby na świecie nie brakowało kobiet silnych, inteligentnych, zaradnych, które dopadł Alzheimer, zmieniając ich życie kompletnie, odbijając się na ich rodzinach. Zmyślone postaci niosą w sobie często piętno prawdziwych historii. Niekoniecznie jednej osoby, ale całego zbioru osób, których ona dotyczy. Dlatego trochę nie rozumiem tego tematu.

Hydeist

chyba nie czytasz ze zrozumieniem .Autor tego tematu nie pisze ze latwiej jest zagrac prawdziwa postac. Tylko ze latwiej jest dostac nagrode i zostac wyroznionym grajac taka postac. Z czym w 100% sie zgadzam.

pakureta

Bo Keaton nie grał prawdziwej postaci... Praktycznie grał samego siebie. Byłego Superbohatera z blednącą sławą. Inna kwestia jest taka, że w Oskary przestałam wierzyć w momencie, w którym w 1999roku za najlepszy film uznano Zakochanego Szekspira zamiast chociażby Szeregowca Ryana czy Więźnia Nienawiści, który powinien był wygrać. Więc wiesz, tak naprawdę nie ma się co o Oskary spierać. Niemniej, nadal mam nadzieję, że liczy się głównie talent, zdolność pokazania postaci tak, by ludzie czuli empatię względem niej itp. a w tym wypadku kompletnie nie ma różnicy, czy postać była prawdziwa, czy nie. Jeszcze inna kwestia jest taka, że tak naprawdę wszyscy nominowani w tym roku w tej kategorii zasłużyli na tego Oskara. I po co rozdrabniać się na kto dostał co w ogóle? Cieszmy się, że powstają tak genialne kreacje i filmy, jak prezentowane w tym roku - 2014 był dobrym rokiem.

Hydeist

wszystko ok to co piszesz. Z wiekszoscia sie zgadzam.Nie twierdze ze oscar sie nie nalezał aktorowi ktory zagrał w filmie Teoria Wszystkiego.Byc moze zasłuzył.Chodzi tylko oto ze łatwiej jest wygrac nagrode (nie tylko oscara) grajac postac ktora zyje badz zyla naprawde. I wydaje mi sie ze nie ma co na ten temat dyskutowac bo jest to poprostu oczywiste.Takze nie traktuje Oscarow jako wyroczni ale to nie ma tutaj znaczenia.

pakureta

Pakureta - w końcu ktoś uchwycił o co mi tak na prawdę chodzi:)

A co do samych Oskarów, zgadzam się z Hydeist, nie jest to żaden wyznacznik. W świecie filmowym tak się już przyjęło, że o Oskarach mówi się najwięcej, a ilość złotych statuetek dla filmu czy osoby ma po prostu przyciągać ludzi do kina. Szkoda tylko, że Akademia niejednokrotnie pomijała wybitne filmy i ich twórców.
I jeszcze dwa słowa o tytułowym "graniu kogoś". Wiadomo, że łatwiej ocenić rolę jeśli mamy jej bezpośrednie porównanie. Aktor wcielający się w takiego np. Stephena Hawkinga może przestudiować jego życie i starać się do niego jak najbardziej upodobnić. A Akademia uwielbia jak ktoś dla roli przybiera bądź traci na wadze i ogólnie zmienia swoją fizyczność. Chodzi mi przede wszystkim o takie sytuacje jak ta przed rokiem, gdzie moim zdaniem DiCaprio pozamiatał swoją rolą w "Wilku", a statuetkę dostał Matthew McConaughey. Nie twierdzę, że źle zagrał, ale jego kreacje w "Detektywie" czy "Uciekinierze" nie odbiegały zbytnio od tego, co zaprezentował w "Dallas Buyers Club". Tyle, że tam miał rolę napisaną pod Oskara.

Hydeist

Hydeist
Mam zgoła odmiennie zdanie o:
"Pytanie brzmi, czy naprawdę łatwiej jest zagrać kogoś, kto naprawdę żył? (...) Moim zdaniem absolutnie nie, bo masz tę grę aktorską z czym porównać, z prawdziwym człowiekiem."
I właśnie dlatego jest to o wiele łatwiejsze!
Mamy osobę którą wszyscy znają (S. Hawking), do tego tak wyrazistą i charakterystyczną (sparaliżowany geniusz). To już ogromny atut dla (dobrego) aktora. Wzorować swoją grę aktorską na zachowaniu innej osoby oczywiście nie jest łatwo, wymaga to zapewne wielu wysiłków i treningów, ale ostatecznie o wile łatwiej skopiować pewnie zachowania, mimikę i odruchy tak aby widz to zauważył i pomyślał: "wow, majstersztyk, jakbym widział Hawkinga!).
Nową postać trzeba natomiast stworzyć od podstaw. Oczywiście jest skrypt i reżyser by aktorowi ułatwić wcielenie się w nią. O wiele łatwiej jednak pokazać widzą coś co już znają dobrze zagrane, niż przekonać widzów do zupełnie nowej postaci i urzeczywistnić ją tak, aby stała się kultowa.

Idąc dalej właśnie dlatego jest taka tendencja z Oscarami. Jeżeli każdy zna Hawkingsa i w kinie widzi niejako jego kalkę, jest to sygnał że aktor w niego się wcielający odwalił świetną robotę, wykazał się talentem i zasługuje na nagrodę. Ta sama osoba oglądając Birdmana widzi dobry film, z dobrą obsadą i wcale nie musi zauważyć jak dobrze zagrał w nim Keaton, bo nigdy wcześniej o żadnym Birdmanie nie słyszała.
pozdrawiam

grubybarca

Nagradzanie odtwórców postaci inspirowanych realnym życiem to już niestety reguła nie tylko w kategorii za najlepszą rolę męską, bo przecież w żeńskiej jest bardzo podobnie. W tym toku Moore została nagrodzona za rolę Howland, nie tak dawno - Streep za M. Thatcher, Mirren za Elżbietę II, Cotillard za Piaf, Witherspoon za June Carter, Theron za Wuornos, Kidman za Wirginię Woolf.
Ta prawidłowość, z którą nie sposób dyskutować, jest wyrazem tego jak bezmyślnie (wg klucza) są przyznawane Oscary - ponoć najważniejsze i najbardziej prestiżowe nagrody przemysłu filmowego. Aktor(ka) w momencie dostanie takiej roli / wygrania castingu ma już niemal 100% pewność, że dostanie Oscara - no chyba, że ktoś ze współnominowanych schudnie/ utyje do roli, obetnie włosy, nauczy się tańca, podstaw języka obcego lub przez kilka tygodniu udzieli 30 - 40 identycznych wywiadów, w których ze łzami w oczach opowie o trudach przygotowania do roli (np. Portman, Hathaway), tudzież zostanie namaszczony na złote dziecko Fabryki Snów (Lawrence).
Oglądanie "Teorii wszystkiego" było dla mnie męką. Rola Redmayna okazała się co najwyżej poprana, sam film miałki i nudny - kwestią kilku lat jest popadnięcie filmu i roli w zupełną niepamięć. Nie odmawiam Redmaynowi talentu ale bynajmniej nie za sprawą brawurowej gry dostał Oscara, a w imię zbiorowego przeświadczenia, że granie postaci historycznych jest trudniejsze, bardziej nobilitujące, a przyznanie statuetki jest nie tylko nagrodą dla aktora, ale i wyrazem szacunku, dla pierwowzoru postaci, którą grał. Podobnie jest z Moore - zagrała dziesiątki świetnych ról (choćby w zeszłym roku stworzyła doskonały portret upadłej gwiazdy wyzutej ze skrupułów, inteligencji i moralności w "Mapach gwiazd"), a Oscara dostała za "klasyczną w kategorii" rolę biednej, schorowanej pani profesor - wystarczyło miotać się po planie w piżamie, popłakać, pokrzyczeć na Baldwina i Oscar, którego nie było jej dane zdobyć przez wiele lat, mimo kilku nominacji, wreszcie trafił w jej ręce.

grubybarca

Ja natomiast twierdzę, że Oscara dostają osoby, które zagrają postać niepełnosprawną (Al Pacino - Zapach kobiety, Dustin Hoffman - Rainman oczywiście nie ujmując w żadnym stopniu tym aktorom, bo są świetni i jednymi z moich ulubionych) lub tak, jak mówisz postać istniejącą naprawdę w ówczesnych czasach np. Charlize Teron w Monster. We wspomnianym jednak przypadku w moim mniemaniu zagrał świetnie i Oskar jak najbardziej się należy pod wzg. konkurencji w nominacjach jaką miał. Nie wiem czy ktoś by zagrał lepiej bądź nie, ale na pewno jest to jego rola życia i widać, że przygotował się do niej dobrze. Pominę również fakt, że osobiście nie lubię tego aktora :)

Ascariosa

dokładnie, a to dlatego że łatwiej jest zagrać upośledzonego! nawet wasi znajomi poudają z powodzeniem maciusia z klanu czy sylwstra stalonne,

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones