wojteczek w odpowiedzi na post: malgorzata | /topic/2188840/reply/14279125/edit /forum/reply/14279125/canEdit
Czy polską kinematografię ktoś podziwia? Tego nie wiem. Też kiedyś tak myślałem, że Wajdą się zachwycają, że Konwicki, że Kawalerowicz, Has itd). Obawiam się, że jednak polskie kino jest raczej traktowana jako ciekawostka, a nie jako coś istotnego. Po czym to poznać? Wydaje mi się, że po ilości różnych nagród na zagranicznych festiwalach. Amerykanie, którzy tak się rzekomo nami zachwycają, po wojnie do 1989 roku, nie przyznali nam tego swojego Oscara ani razu. Włosi czy Japończycy byli bez przerwy nagradzani (Fellini, De Sica, Visconti Kurosawa itd), a nas mieli w nosie. Has, owszem, ponoć Scorsese i Coppola wydali na DVD czy na innym nośniku "Rękopis znaleziony w Saragossie". Tylko jakoś nigdy nie szło to w parze z wyróżnieniami. Owszem, coś tam nam przyznawali w San Sebastian itp, ale nasze kino to był zawsze daleki drugi plan.
Podejrzewam, że tak samo jest z muzyką, zwłaszcza jazzem, który pewno ma wielbicieli wśród wąskiego grona zapaleńców. Nie znaczy, że to wszystko neguję, staram się tylko realnie ocenić sytuację. My przeważnie wozimy drzewo do lasu. Nie możemy się zdobyć na stworzenie czegoś naszego, oryginalnego (może poza rzeźbiarstwem, architekturą i malarstwem).
W II RP mieliśmy bardzo dużo ważnych osobowości znanych i poważanych w świecie, niestety po drugiej wojnie zostały one albo zamordowane, albo zginęły podczas wojny, albo wyemigrowały albo zmarły z przyczyn naturalnych w zapomnieniu w PRL. Ponad to komuna zakazywała wznawiania prac tych ludzi.
Nie wiem, jak to wyglądało w świecie rozrywki, ale w świecie nauki i kultury byliśmy na światowym poziomie. By wymienić Mariana Grzybowskiego - dermatologa czy Władysława Tarnawskiego - anglistę, który był wybitnym znawcą Szekspira i który uczył Anglików czytać ich literaturę.
Takich osobowości pewno było sporo, ale niestety brutalnie zostało nam to przerwane, a obecnie ich życie i działalność nie są przypominane. Zdarzają się wyjątki oczywiście, np. Antoni Ferdynand Ossendowski, który był zagranicą najpopularniejszym naszym pisarzem po Sienkiewiczu, a który przez komunę został wyklęty i do 1989 roku jego książek nie wznawiano. Teraz jest bardzo dużo wznowień jego książek podróżniczych, bo był przede wszystkim podróżnikiem.
Co do kina dwudziestolecia międzywojennego - wiadomo, że w 80% są to gnioty nie do oglądania. Ale miło popatrzeć na te uśmiechnięte buzie. Ludzie lekko może nie mieli, ale cieszyli się z odzyskania po 123 latach niepodległości.
Z drugiej strony kino powojenne to też była w dużej mierze tandeta. Po prostu już inaczej się wówczas filmy tworzyło. Film się u nas nieco rozwinął, dojrzał po 1944 roku, ale jednak tylko nieliczne przetrwały próbę czasu. Tak samo było na zachodzie przed wojną. Tam zresztą i po wojnie powstawały raczej ciężkostrawne kawałki (co może nie jest dziwne przy takiej ilości filmów, jakie tam kręcą).
O, widzisz, ponad 20 lat i dopiero widać zmiany na lepsze (choć nie wszędzie). Tak więc, gdyby II RP przetrwała dłużej też pewno coś tam by się zmieniło na lepsze (może). A propos - to jest o III RP. Polecam...
https://www.youtube.com/watch?v=UDtKD8LO1Xk
Ale bądźmy dobrej nadziei :-)))