czarownicy nie pozawala mi jej lubić. jest w niej cos odrzucającego i zimnego. poza tym
jest maaaasa jej brzydkich zdjęć w internecie i wyglda zupełnie inaczej niz w filmach, ja
rozumiem małą różnice, ale w jej przypadku jest ogromna
ha ha ha. druzgocący wątek... wiesz co to jest stylizacja? nie? to się dowiedz nastko czas najwyższy a poznasz magiczny sekret zmiany wizerunku na jednej fotografii od drugiej i na filmie ;)
podzielam zdanie cleo , także zauważyłem coś odrzucającego w niej , urode można ocenić na 6 ale nie więcej, co do aktorstwa radzi sobie ;)
Pospolitej urody to ona nie ma, a w dobie sztucznych piersi w kształcie plażowych piłek, nadmuchanych ust nadających się tylko do przepychania kibli, czy twarzy kompletnie wypranych z emocji i pozbawionych "śladów" jakiejkolwiek przeszłości - to jest akurat ATUTEM. I to olbrzymim :-)
Z pewnością dzięki temu może dostać ciekawsze role. Mimo, że nie widziałem wszystkich filmów w których grała, to jednak nie do końca mi się podoba jak prowadzi swoją karierę. Taki zmarnowany potencjał, ale może za wcześnie żeby wygłaszać takie opinie. ;)
Faktycznie. Momentami można odnieść takie wrażenie... Zachęcam do obejrzenia filmu "Łono". Jest dość specyficzny i nie każdemu przypada do gustu, ale Eva pokazuje w nim cały swój kunszt aktorski. Jest tam taka scena, która na dobre utkwiła mi w pamięci... Nie wymaga słów. One są zbędne, albowiem Eva ma wszystkie emocje po prostu "wymalowane" na twarzy. Coś niesamowitego. Polecam :-)
I faktycznie, nie należy nikogo skreślać zbyt pochopnie... Sama się o tym przekonałam... Na przykładzie Matthew Mcconaughey, który przez bardzo długi czas naprawdę kiepsko prowadził swoją karierę, dlatego większości kojarzył się wyłącznie z głupimi komediami romantycznymi. Ja także widziałam w nim wyjątkowo miernego aktora, którego jedynym atutem jest fajna aparycja, dopóki nie zobaczyłam jego gry w serialu "Detektyw", czy chociażby w filmie "Dallas Buyers Club". Kopara w dół.
Dzięki za polecenie, w wolnej chwili postaram się obejrzeć, może Eva zrobi na mnie większe wrażenie niż do tej pory.
A co do McConaughey, to nie widziałem go w komediach romantycznych (gatunek zupełnie mi obcy :D), ale pierwszy raz zwróciłem na niego uwagę w "Killer Joe". Naprawdę świetna rola, sam film też godny uwagi, zakręcony, ale w pozytywny sposób. Obecnie jestem trochę do tyłu z serialami, ale "Detektyw" zbiera wśród znajomych bardzo dobre opinie, więc pewnie kwestią czasu jest zanim wyląduje u mnie na dysku. ;)
Jeśli chodzi o "Dallas..." to nie zdziwiłbym się gdyby MM i Leto zgarnęli obie statuetki na tegorocznych Oscarach. Akademia lubi nagradzać takie poświęcenie dla roli. Chociaż aktorsko jest to pierwsza liga, to jednak mam inne typy i po cichu liczę, że się sprawdzą.
Jeszcze wracając do samego Matthew, to naprawdę kapitalna epizodyczna rólka w "Wilku z Wall Street", genialna improwizacja. :D
Nie ma za co. Naprawdę warto obejrzeć, chociażby dla poszerzenia filmowych horyzontów :-)
McConaughey często grywał w jałowych komedyjkach bez polotu (np. "Duchy moich byłych", "Powiedz tak"), które nierzadko goszczą w weekendowej ramówce telewizyjnej. Chcąc nie chcąc, czasami coś tam się obejrzało, a to z kolei spowodowało swoistą niechęć wobec tego aktora... Wstyd się przyznać, ale można posunąć się o stwierdzenie, że trochę się go przez to "zaszufladkowało". Dopiero kiedy zaczął stopniowo wychodzić z roli beztroskiego, miłego dla oka wiecznego chłopca, na dobre odkleił od siebie tę ciągnącą się od pewnego czasu "etykietkę". Bardzo mnie to cieszy i naprawdę chciałabym, żeby zgarnął tego Oscara :-D Wilka z Wall Street jeszcze nie widziałam, ale doszły mnie słuchy, że wypadł znakomicie, a Twoje słowa dodatkowo mnie w tym przekonaniu utwierdzają :-)