Widziałam kilka jego filmów podczas festiwalu Camerimage 2009, a także spotkałam go w pubie 'Biblioteka' w Łodzi (swoją drogą dobrze się bawił ;) i muszę przyznać, że facet jest rewelacyjny. Jego filmy są albo kompletnie dołujące ('Angels of the Universe') albo pomimo całego dramatyzmu bardzo zabawne ('Devil's Island'), ale zawsze prezentują najwyższy poziom.
Fridriksson dba o każdy szczegół - w jego filach nie ma dziur w scenariuszu (a jeśli są to niewidoczne gołym okiem), mamy za to płynną pracę kamery, przepiękne, islandzkie krajobrazy, świetnie zaprezentowane wnętrza, odwoływanie się do islandzkich wierzeń, dobrą grę aktorską, świetnie dobraną do całości muzykę, wzorowaną trochę na ambiencie, przeplatatną często z rock'n'rollem, ale przede wszystkim - rewelacyjną fabułę, z bardzo dokładną charakterystyką psychologiczną postaci. Filmy Fridrikssona są tak skonstuowane, aby oddziaływać na ludzkie uczucia (to trochę tak jak u Larsa von Triera), przy czy Fridriksson potrafi tak manipulować ludzkimi emocjami, że nastrój widowni zmienia się przynajmniej 10 razy w ciągu godziny.
Co ciekawe Fridriksson jest samoukiem - nie ukończył żadnej szkoły filmowej. Jest założycielem Islandic Film Corporation.
Dla mnie to jeden z najlepszych reżyserów, bardzo żałuję, że nie zapoznałam się z jego twórczością wcześniej. W każdym razie od niedawna jest w moich ulubionych :).
Pozdrawiam i zachęcam do zapoznania się z jego twórczością!!!