Ford jest bardzo "sprawnym" aktorem - czytaj rzemielsnikiem kina, jednym z wielu - jednak sprawnosc to stanowoczo za mało by mozna było uznac takiego aktora za "dobrego", aktorstwo to cos wiecej. zadna z rol Forda moim zdaniem nie zasługiwała na chociazby nominacje do oskara - choc bardzo lubie tego aktora nigdy nie bedzie on Aktorem i nie jest to zarzut a jedynie stwierdzenie pewnego stanu rzeczy, na którzy jak sądze Ford przystaje za kazdym razem gdy angazuje sie w jakis projekt. a Akademia choc wiele razy myli sie przy nominowaniu aktorów i aktorek, w tym przypadku postepowała i postepuje słusznie
Ogólnie rzecz biorac te wszystkie oskary to takie pirdolenie. Moim zdaniem sa rozdawane przypadkowym osoba (Russell Crow za Gladiatora to jeden z wielu dowodów na prawdziwosc tej tezy).
Poza tym dla mnie dobry aktor to taki który potrafi dobierac role a nie taki który wykazuje sie dobra gra aktorska. Na przykład pytam dlaczego nikt nie dostrzegla talentu Toma Hanksa kiedy w latach 80 grywal w malo znaczacych filmikach? Dlatego wlasnie ze jego filmy nie przynosily milionowych dochodów. I nagle trafia sie rola a "podrzedny aktorzyna" zostaje okrzykniety nagle staje sie ulubiencem pojebanych krytyków.
Dobra, ale zeby nie byc gołosłownym. Pewien agent powiedzial kiedys ze Fred Astaire jest kiepskim aktorem, nie umie spiewac i jedyne co potrafi to tylko troche tanczyc...
To samo z The Beatles - na poczatu kariery jakis agent wytwórni muzycznej stwierdzi ze graja kiepsko, a na dodatek gitarowe granie juz dawno wyszlo z mody...
Dla mnie Harrison Ford to znakomity aktor. Zobacz jego role w Gwiezdnych Wojnach albo Indianie Jonesie - gra lekko, z humorem, po prostu rewelacja. Jest przy tym charakterystyczny i łatwy do zapamietania.
Ja też uważam, że Ford nie zasłużył na Oscara... Ale czemu to ma być jakaś miara sukcesu? Po prostu nie taka jest "rola" Forda. Najlepiej wypada w filmach rozrywkowych jak "Poszukiwacze zaginionej Arki" czy "Gwiezdne wojny". Dało mu to stałe miejsce w historii kina.
Na wstępie zaznaczę też: bardzo go lubię i cenię. Ale nie jest to aktor z najwyższej półki a raczej gwiazdor z aspiracjami do ambitnych projektów. Czegoś więcej szukał zapewne w "Łowcy androidów", "Franticu" czy "Świadku". Jako aktor (czego jest świadomy) posiada pewne ograniczenia. Nie jest kameleonem, na ekranie odgrywa raczej siebie. Nie potrafi wyrażać twarzą skomplikowanych emocji, jego warsztat to kilka min, uśmiech i zdziwione spojrzenie. Często nie wystarcza tego na cały film.
Piszesz, że umie dobierać role. Na początku kariery też jednak było mu ciężko, nawet chyba porzycił aktorstwo na jakiś czas. Ale chcę napisać jedno. Często zdażało się, że inni aktorzy "kradli" mu film. Choćby Jones, Connery, Hauer... W starciu z takimi markami jego gra sporo traci. Ale Ford ma dystans do siebie i spore poczucie humoru.
Ostatnie role wykazały, że Ford nie ma chyba pomysłu na dalszą karierę... Gdy przeminął młodzieńczy wdzięk coraz trudniej o dobrą rolę. Popatrzmy choćby na Pacino. Jego późniejszy wizerunek jest inny niż dawniej. Zmęczone spojrzenie, zachrypnięty głos, pasja, która nakręca go do działania... Miał pomysł na siebie. Fordowi go zabrakło.
Ale tacy ludzie jak Harrison też są potrzebni, zwłaszcza w Hollywood. Fajnie jest oglądnąć jak jako prezydent USA leje terrorystów;)
W każdym razie życzę Fordowi ciekawych ról i może jako dojrzały mężczyzna odnajdzie właściwą drogę, tzn. zrozumie, że na kino akcji jest po prostu za stary (wide "Firewall" czy "Wydział zabójstw, Hollywood").
Pozdrawiam!!
W pełni rozumiem o co Ci chodzi i zgadzam sie ze Ford zwykle grywa po prostu siebie - cos jak Clint Eastwood. Spojz jednak ilu aktorów z podobnymi ograniczeniami zgarneło oscara - zupełnie niesłusznie. Nicholas Cage na przykład...
Moim zdaniem Nicolage Cage jednak zasłużył... Szczerze mówiąc to za nim nie przepadam bo słabo dobiera role i marnuje się w filmach akcji. Nie mniej miał kilka niezłych ról: ostatnio "Adaptacja" a niedawno w tv "Arizona Junior".
Ale jest kilka wpadek Oscarowych, choćby Julia Roberts czy ostatnio Clooney, który nie jest lepszym aktorem od Forda. Potrafił jednak odejść od swego wizerunku amanta, przytyć i wyreżyserować bardzo dobry, klimatyczny film, co (jestem pewien) nie było bez wpływu na decyzję Akademii. A Ford dalej robi to, co robił 10 i 20 lat temu niestety, często w dużo słabszych filmach. Pozdrawiam!!
Clooney zasłużył na Oscara za "Syrianę", zagrał rewelacyjnie, sam film zresztą też był świetny. No i nawet językiem farsi mówił całkiem nieźle.
Poza tym ja bym mu dała chociaż nominację do Oscara za "Bracie, gdzie jesteś?", bo w tym filmie już udowodnił, że jest wspaniałym aktorem. Zagrał niesamowicie, to rola, po której go polubiłam.
W sumie to masz rację, ale z drugiej strony, zagrał dwie kultowe postacie, o których niemal każdy chociaż słyszał. A nie sądzę, żeby te postacie były tak lubiane, gdyby zagrał je ktoś inny. Ford potrafi improwizować, ma własny styl i bardzo dobrze. Nie sądzę, żeby np. taka Reese Witherspoon zasługiwała na statuetkę bardziej niż Ford.
Z Fordem jest jak z Carym Grantem, jest po prostu niedoceniany, w końcu dostanie tylko Oscara za całokształt.
Ale Oscary i tak nie mają zbytniej wartości, Akademia bardzo często się myli, za często.
A za "Świadka" Fordowi Oscar się należał, szkoda, że go nie dostał. Chociaż ja osobiście jeszcze bardziej sobie cenię jego grę w "Wybrzeżu Moskitów."
"Wybrzeża Moskitów" nie widziałem niestety:/
Zgadzam się, że z Oscarami to różnie bywa. Oj, bardzo różnie... Już chyba minęły czasy gdy miały rzeczywistą wartość, gdy statułetkę zgarniali De Niro, Brando, Nicholson itp.
W "Świadku" Ford był znakomity, przyznaję;) Ale też Weir reżyserował a on generalnie prowadzi aktorów (Williams czy Crowe zawdzięczają mu jedne z najlepszych ról w karierze a sam Ford chyba najlepszą i najpełniejszą).
Pozdrawiam!!
No tak, film to nie tylko praca aktorów, bez dobrego reżysera trudno o dobry film, tak samo jak trudno o dobry film bez solidnego scenariusza. Ale kiepski aktor nawet z najlepszym reżyserem i genialnym scenariuszem niewiele by zdziałał.
A "Wybrzeże Moskitów" polecam, zresztą to też film Weira:-)
Pozdrawiam:-)
Całkowicie Cię popieram, ja za bardzo nie przepadałam za Harrisonem-między innymi z powodów jakie podawali inni forumowicze, ale właśnie po obejrzeniu "Wybrzeża Mosquitów"(obejrzałam ze względu na Rivera Phoenixa,którego bardzo lubię) całkowicie zmieniłam o nim zdanie. Jest tam po prostu fantastyczny, zupełnie inny niż w pozostałych swoich filmach . A tak poza tym to bardzo dobry film.
Cieszę się, że zmieniłaś zdanie:-) Niektórych aktorów czasem zbyt szybko oceniamy. Ja tak samo miałam z Leo DiCaprio, ale jakiś czas temu przekonałam się, że facet naprawdę umie grać.
A Forda lubię chyba od zawsze, zarówno za role w poważnych filmach(jak właśnie "Wybrzeże Moskitów" czy "Świadek"), jak i za role np. Indiany Jonesa czy Hana Solo.
Ford jest świetnym aktorem, który po prostu doskonale radzi sobie na planie filmowym, gra bardzo naturalnie. Zresztą słynie z tego, że często improwizuje i sam staje się autorem różnych zabawnych scen w filmach:-)
Powiedzmy to jasno i wyraznie - kazdy, absolutnie kazdy aktor gra do pewnego stopnia samego siebie. Mimika, charakterystyczne miny, usmiech - to wszystko jest zasadniczo niezmiennym atrybutem aktora. Mel Gibson, Tom Cruise czy Jack Nicholson, oni wszyscy w kazdym kolejnym filmie zachowuja sie tak samo jak zawsze.
Przciez trudno zmusic aktora aby szczerzyl zeby za kazdym razem w inny sposób. Tego praktycznie nie da sie zmienic. Dlatego własnie Robert DeNiro nie wciela sie w role ofiar, a Tom Hanks bohaterów negatywnych...
Zgadza się ale... Można "grać" siebie bardziej (Ford, Gibson, Costner, Hawke) lub mniej (De Niro, Penn, Harris, Newman, Day-Lewis).
Nicholson jest oczywiście aktorem wybitnym, silnie naznacza filmy swoją obecnością ale w każdej roli jest inny. Są oczywiście wspólne elementy (szelmowski uśmiech choćby) ale potrafił zagrać w "Schmodtcie" rolę (wybitną!) wbrew swemu emploi. Ford natomiast nie zmienia (poza wyjątkami) fryzury ani nie zapuszcza brody czy wąsów a to jest jeden z najprostszych sposobów metamorfozy. A co dopiero różnorodny uśmiech, gesty czy chód.
De Niro, owszem, grał ofiarę. W "Taksówkarzu" i "Łowcy jeleni" ofiarę wojny i systemu choćby. Często odtwarzał też ofiarę tkwiącej w nim przemocy czy frustracji ("Fan", "Taksówkarz", "Wściekły byk"). Inny wybitny aktor, Sean Penn, moim zdaniem następca De Niro, potrafi zagrać zarówno postaci o silnym charakterze ("Rzeka tejemnic") i życiowych rozbitków ("21 gramów" czy "Zabić prezydenta").
Nie zgadzam się więc z założeniem twojej wypowiedzi. Tzn. zgadzam się, że każdy do pewnego stopnia gra siebie ale są aktorzy, którzy są kameleonami a z drugiej strony mamy aktorów - gwiazdorów. Harrison Ford jest w mojej opini zdecydowanie gwiazdorem. Jest przez to mniej kontrowersyjny i bardziej "gładki" a co za tym idzie - bardziej lubiany. Tacy jak on też są oczywiście potrzebni. Nie wyobrażam sobie innego aktora (choćby wybitnego) w roli Hana Solo czy Indiany Jonesa. Tu właśnie był potrzebny urok i charyzma Forda, nie wytrawny warsztat czy umiejętność zmiany wyglądu.
Pozdrawiam!
Okej, pytanie tylko o rzeczywisty wplyw tych niuansów na jakosc filmów. W moim odczuciu czesto po prostu nie widac tego calego zaangażowania. Co z tego ze do roli Ala Capone DeNiro przywdział oryginalny garnitur nalezacy do odtwarzanej postaci? Albo ze przytył ileś tam kilogramów we Wsciekłym Byku? Przecietny widz nie zwróci na to uwagi. Do tego dochodzi jeszcze fakt ze taki Al Pacino albo Tom Hanks wyrobil sobie przez lata marke, wiec wszyscy i tak zawsze beda mówc ze zagral genialnie i w ogóle swietny aktor z niego.
Pytanie tylko dlaczego ci sami krytycy nie zauważają mniej znanych utalentowanych osób. Łatwo jest powiedziec ze DeNiro gra znakomicie, o wiele trudniej dostrzec kogos takiego w tłumie.
Dlatego wlasnie podważam autorytet wszystkich tak zwanych "znawców filmowych". Moim zdaniem mnóstwo bardzo utalentowanych aktorów, których producenci zwyczajnie nie widza. Albo tacy którzy przez nieumiejetny dobór filmów nigdy sie nie wybija.
De Niro do roli Capone miał podobno nawet bieliznę od tego samego krawca - to rzeczywiście przesada;) Ale z drugiej strony, w jakiś niejasny dla normalnych ludzi sposób, jemu to pomogło lepiej wczuć się w rolę? Taka abstrakcyjna z lekka myśl;););) Ale daleki jestem od tego, aby go za to oceniać czy krytykować - dla mnie to po prostu bez różnicy.
Jego rola we "Wściekłym byku" była jednym z najwybitniejszych dokonań aktorskich w historii kina, absolutnym majstersztykiem, esencją aktorstwa De Niro. Ja jestem raczej zwykłym kinomaniakiem a to doceniłem. Zresztą nie tylko to i nie tylko ja. Zamachowski powiedział, że po oglądnięciu tego filmu zwątpił w swą dalszą edukację aktorską;) A nawet gdyby te niuanse (choć przybranie na wadze ponad 20kg niuansem nie jest) miała zauważyć ledwie garstka, myślę, że i tak byłoby warto.
Pacino i Hanks wyrobili sobie markę, zgoda, ale ciągle ją potwierdzają! Nie jest też tak, że się ich nie krytykuje - rola Toma w "Kodzie".
Rzeczywiście łatwo jest powiedzieć, że De Niro gra genialnie, bo tak ma w zwyczaju grać;)
Nie bardzo za to rozumiem twoje ostatnie stwierdzenie. Bo nie wiem do kogo ten zarzut - do krytyków filmowych czy prosucentów? Ale faktem jest, że wielu bardzo utalentowanych aktorów nie ma wystarczającej siły przebicia lub po prostu szczęścia. Z drugiej strony wiele "aktorów" bez talentu obejmuje pierwszoplanowe role. Ale kto powiedział, że życie (aktora) jest sprawiedliwe?
Pozdrawiam!
Hollywood to banda rzeźników, z wysoką kulturą nie ma nic wspólnego, a jedynie z pieniędzmi. A wielkie pieniądze zdobywa się sprzedając towar dla jak największej rzeszy klientów, czyli musi być to towar komercyjny i łatwostrawny, niewymagający myślenia. Artyści wysokiej kultury choćby byli najwybitniejsi w swoim rodzaju twórczości np. Miles Davis w jazzie czy Ingmar Bergman w filmie, nigdy nie będą mieli tyle pięniędzy co średniej wielkości gwiazda Hollywood. Hollywood to Ameryka, a Ameryką rządzi kasa. Przykre jest to, że dla większości ludzi wyznacznikiem kunsztu artysty jest popularność, oscar, czy o zgrozo pojemność konta, a nie faktyczne umiejętności wykonawcy czy twórcy. Niestety tak było, jest i będzie, że dla dużo większej liczby odbiorców trafiać będzie kicha, bo coś innego się już nie przeciśnie przez wąską szczelinę ich gustu.
pozdrawiam