Terry Gilliam przyznaje, że praca przy montażu ostatniego filmu Heatha Ledgera - "The Imaginarium of Doctor Parnassus" - jest dla niego bardzo trudna. Każdego dnia reżyser przypomina sobie, jak tragiczną postacią był zmarły aktor.
Ledger był w trakcie pracy nad filmem, gdy zmarł 22 stycznia w wyniku przypadkowego przedawkowania leków. Teraz Gilliam montuje sceny, w których wystąpił aktor.
- To jak codziennie pracować z Heathem - tłumaczy reżyser. - Jest w doskonałej formie, przynajmniej w świecie, w którym teraz jestem - mówi.
- To po prostu nie ma sensu - kontynuuje. - Mija kolejny dzień, a ja ma wrażenie, że może wrócić w każdej sekundzie - dodaje Gilliam.
Przed śmiercią Ledger prowadził rozmowy w sprawie roli aktywisty Toma Haydena, byłego męża Jane Fondy, w filmie o Chicago 7, grupie siedmiu oskarżonych w sprawie protestów w Chicago w 1968 roku podczas konwencji Demokratów. Ledger miał się spotkać ze Stevenem Spielbergiem 23 stycznia.
To by tez mogło wykluczac samobójstwo,
co prawda i tak nigdy w to nie wierzyłam,
ale Heath nie był człowiekiem który cos uzgadniał
a potem konczył ze sobą,
nie ten typ człowieka...
Ty masz wrażenie, że zaraz wróci, a ja, że nigdy nie odszedł...
...ciekawe co lepsze? Nadzieja czy naiwność?