Przeraża mnie fakt, że niektórym brakuje elementarnego szacunku dla śmierci. Jestem jak najbardziej za wspominaniem jego dokonań i podtrzymywaniem pamięci o tym świetnie rokującym aktorze, ale wszelkie raczej mało subtelne spory na temat okoliczności jego śmierci wydają mi się po prostu niestosowne. Jakie to ma właściwie znaczenie? Ja jestem pełna podziwu dla jego talentu, dla niesamowitej dojrzałości aktorskiej (mam na myśli, rzecz jasna, jego późniejsze filmy, wcześniejsze traktuje jako błędy młodości;), a poza tym wydawał mi się niegłupim człowiekiem, skrywającym pod tą szczelną warstwą gburowatości wielkie pokłady wrażliwości. I to, czy się zaćpał, czy przedawkował leki, czy zmarł śmiercią naturalną, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Przykro mi po prostu, że odszedł człowiek, który potrafił mnie poprzez swoje filmy zarówno uszczęśliwić, jak i wzruszyć do bólu. To niełatwa sztuka.

Polecam wszystkim artykuł o nim w najnowszym "Forum". Rzetelne, trzeźwe spojrzenie na całą sprawę, a jednocześnie pełne empatii i nieskrywanego bólu.
A tu znajdziecie jego fragment: http://www.tygodnikforum.pl/forum/index.jsp?place=Menu02&news_cat_id=277&layout= 1