Porozmawiajmy o najlepszych rolach Ledgera. O tych najsłabszych też. Co urzeka nas w jego grze, a co denerwuje?
No dalej, już czas najwyższy.
Szuwarcia, dzieki, w końcu sensowny wątek.
Tak więc:
Najlepsze role to moim zdaniem : Candy, Brokeback mountain, Zjadacz grzechów, Dwie ręce, Monster's ball.
Najsłabsze: Zakochana złośnica, obłędny rycerz. Nie mówię, że te role były złe, jednak nie dały możliwości Heathowi, by pokazał swój prawdziwy talent i umiejętności.
Uwielbiam w Jego grze NATURALNOŚĆ, swobodę, prawdę, które sprawiają, że kiedy pojawia się na ekranie od razu się mu wierzy.
Denerwowało mnie, ale tylko w Zakochanej złośnicy to ciągłe strojenie min... przecież umiał już wtedy grać, pokazał to w rewelacyjnym Two hands.Może za bardzo dał sie nabrać młodzieżowej konwencji Zakochanej...
W "Zakochanej złośnicy" był akurat uroczy :)
Najbardziej cenię go oczywiście za rolę Enisa w "Tajemnicy Brokeback Mountain". Bezbłędnie wykreowana postać - od szczegółu do ogółu, albo odwrotnie.
Masz rację, wierzy mu się od początku do listy płac. Osobiscie kocham również jego elastyczność. Dramatyczny, przepełniony smitkiem Enis, beztroski Casanova, nieco teatralny brat Grimm.. w każdej roli jest inny. Żongluje stylem, nawet barwą głosu.
Czekam na tego Jokera. Jak nie wiem co.
najlepsza rola: Brockeback Mountain, Patriota [ może nie tyle najlepsza, co bardzo mi się w tej roli podobał]
najgorsza: hmm...z tych ról, które widziałam trudno mi wybrać jakąś złą.
Bardzo go lubię właśnie za tę naturalność o której wspomniał FreakFan, poza tym za to, że mówiąc baardzo mało potrafił stworzyć znakomitą kreację [BM]; za to, że był tak swobodny w swoich rolach.
to by było na tyle:]
Najlepsza rola: Brookback Mountain. Nie da się zaprzeczyć, że ta kreacja to mistrzostwo śiwata. Nie widziałam jeszcze "Capote", ale odtwórca głównej roli musi być niezły, bo przez niego Heath nie dostał Oskara.
Sądzę, że jego najlepsza rola to będzie jednak Joker.
Najgorsza: Z tych filmów, które z nim obejrzałam w żadnym nie zagrał źle.
Co prawda nie wszystkie te role były ambitne, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Jednak w każdej z nich był świetny.
najlepsza: Tajemnica Brokeback Mountain, Casanova, Monster's Ball, Zakochana Złośnica.
najgorsza: hm, chyba takiej nie ma ;) przynajmniej dla mnie.
Moim zdaniem wybitną kreację stworzył jedynie w "Brokeback Mountain". Z niezwykle niewdzięcznego materiału (prowincjonalny, gburowaty osiłek) utkał postać prawdziwie tragiczną. Wydawało mi się, że widzę na ekranie te kotłujące się w Ennisie uczucia, tę dramatyczną walkę z samym sobą. Było w tym silnym, milczącym facecie coś niewinnego i bezbronnego. Coś, co mnie po prostu urzekło. Wydaje mi się, że to dzięki grze Ledgera ten film można określić mianem arcydzieła.
Miał też parę dobrych, acz nie genialnych, ról: w "Dwóch rękach" (co ciekawe, ja widziałem ten film pod tytułem "Partnerska rozgrywka" na ENH), w "Monster's Ball" (podobne emploi co "BM" - pozornie silny chłopak, w rzeczywistości kruchy) i w "Candy" (niedoceniana kreacja).
Najsłabsze filmy, w których zagrał, to "Zakochana złośnica" i "Casanova". A role Ledgera były po prostu dopasowane do poziomu filmów i konwencji, w jakich zostały zrealizowane. Heath nie mógł osiągnąć w nich nic więcej.
Cóż, wydaje mi się, że nie jest to mało jak na 28-letniego aktora. Wielu starszych i bardziej doświadczonych od niego nie miało okazji stworzyć tak dojrzałej i dopracowanej kreacji, jaką był ledgerowski Ennis. I ja, chociażby za to, bardzo go cenię.
Tak, filmografia Heathcliffa (swoją drogą piękne imię, takie z "Wichrowych Wzgórz") jest imponująca, zważając na jego wiek. Niewielu aktorów przed 30. może poszczycić się choćby dobrymi rolami, a już taką na miarę Brokeback Mountain to absolutne wyjątki.
Praktycznie o wszystkich jego rolach, które widziałem, mógłbym powiedzieć, że są co najmniej dobre, lub bardzo dobre. Może w "Obłędnym rycerzu" nie był szczególny, choć w sumie taki był sam charakter tej roli i całego tego filmu - Heath zrobił to, co do niego zależało, nie miał tam błyszczeć, nie miał bawić się w psychologiczne niuanse, ani powalać techniką gry. Więc trudno mówić, że zagrał źle - raczej nie miał tam po prostu okazji pokazać czegoś więcej. Zdecydowanie nie rola na miarę jego talentu.
Za to o tych dobrych i najlepszych występach można by mówić długo. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że najwyżej w jego dorobku cenię "Brokeback Mountain". To wybitna rola, gdzie Ledger pokazał pełnię swoich umiejętności, tworząc przejmujący portret człowieka rozdartego między wielką, lecz zakazaną miłością, a strachem przed jej konsekwencjami, człowieka żyjącego w ciągłym niespełnieniu, duszącego w sobie żal, ból, rozpacz i przeraźliwą samotność. To w dużej, jeśli nie największej mierze właśnie jego zasługa, że ten film jest tak piękny, tak poruszający, a przy tym tak boleśnie prawdziwy.
Doskonale zagrał też w "Monster's Ball" - rola niewielka, ale bardzo wyrazista, na długo zapadająca w pamięć. Ledger potrafił w niej w zaledwie kilku scenach, kilku gestach i paru kwestiach oddać cały dramat swego bohatera. <SPOILER> Scena jego samobójstwa jest naprawdę wstrząsająca - to, o czym i w jaki sposób rozmawia ze swoim ojcem na chwilę przed pociągnięciem za spust, z całą brutalnością uświadamia nam przez co ten chłopak przechodził całe życie. <KONIEC SPOILERA>
Ale Ledger równie dobrze odnajdywał się w lżejszym repertuarze. Z sympatią wspominam "Casanovę" - tak sam film jak i rolę Heatha. Z tym jego rozbrajającym uśmiechem i szelmowskim błyskiem w oku doskonale pasował do tej awanturniczej opowiastki. W baśniowo-przygodowych "Braciach Grimm" czy w jednym z jego wcześniejszych filmów, czarnej komedii sensacyjnej "Two Hands", też pokazał się z jak najlepszej strony.
Zgodzę się więc z jednym z moich przedmówców, że wielkim atutem Ledgera była wszechstronność, umiejętność odnajdywania się w różnym repertuarze. A także - oczywiście - to, o czym wszyscy wspominali, czyli naturalność i autentyzm każdej roli. W jego grze nigdy nie czuć sztuczności, zawsze był przekonujący, zawsze mu się wierzyło. I jeszcze jedno - moim zdaniem Heath był aktorem obdarzonym wielką charyzmą. Potrafił skupić na sobie 100% uwagi, nawet gdy niewiele robił i mówił. Miał w sobie jakiś magnetyzm, gdy pojawiał się na ekranie, ten należał całkowicie do niego.
Na koniec rzecz, o której nie mogę się wypowiadać osobiście, ale z relacji ludzi, którzy mieli szczęście z nim pracować, wynika że był niezwykle oddany temu, co robił. W każdą rolę wkładał maksimum energii i zaangażowania. Był prawdziwym profesjonalistą, a przy tym pasjonatem. To również zasługuje na szacunek.
Terry Gilliam mówił ostatnio, że Heath był też żywo zainteresowany reżyserią.
A Ty chyba strasznie go lubisz =)
Tak na marginesie, bardzo czekałam na nową produkcję Gilliama i Ledgera..
Nie wspominacie o "Roar", właśnie odświeżyłam sobie całą serię. I mimo, że serial nie powala realizatorsko, to Heath zagrał po prostu prześlicznie... tak, właśnie prześlicznie. Rozbrajająco pięknie i z silnym australijskim akcentem.Po prostu wzruszam się za każdym razem jak ten serial oglądam, mimo, że jest przewidywalny do bólu zębów.
Heath jako Conor - ideał.
polecam tym, którzy nie mieli okazji zobaczyć
Christopher Nolan-reżyser Mrocznego ryceża napisał ostatnio, że jak mieli przerwę w zdjęciach, Heath pokazał mu na notebooku dwa krotkie filmy, ktore nagrał. Nolan był pod takim wrażeniem talentu i świeżego spojrzenia Heatha, że aż poczuł wstyd, że on by tak nie potrafił.
Sądzę, ze z czasem Heath zostałby świetnym reżyserem.
RIP Heath.
Trudno wymagać od niespełna 30-letniego faceta, zeby miał doswiadczenie "w każdej branży". Tym bardziej szkoda, ze już się nie przekonamy, jak spożytkowałby swój zapał.
Niestety, ale czasu nie cofniemy, a iść trzeba dalej. Mianowicie nie ma sensu spierac sie czy zasluguje na top 10, na swieczki internetowe i kto jest glupszy.
Najlepsze dotychczasowa rola moim zdaniem to postac Ennisa, choc nie ogladalam "I'm not there". Najgorsza? Cóż chyba jednak Dan...nie przekonał mnie zbytnio, nie wiem taki troche nijaki.
Uwielbiam jak zmienia głos w kazdym z filmów. To jest naprawde niesamowite,
jako Ennis jakby mamrotał pod nosem, jako Casanova wabił, natomiast jako Jacob Grimm głos wydawal sie podniecony(basniami).
Uwielbiam Twoje wypowiedzi, jean :P takie przepełnione "wabieniem i ekscytacją" :)
Również jestem bardzo ciekawa roli w "I'm not there". Wszyscy mówią tylko o Blanchett (skąd inąd wspaniałej aktorce), a ja chciałabym zobaczyć Dylana w interpretacji Ledgera.
Dzięki, FreakFan :)
szuwarcia: owszem, bardzo lubię i cenię Ledgera. Był świetny w tym co, robił, a jego talent rozwijał się naprawdę szybko. Imponował mi tym, że szukał nowych wyzwań, różnorodnych, nierzadko trudnych ról, zadając kłam opiniom, które czyniły z niego kolejnego idola nastolatek z ładną buźką. Moim zdaniem był kimś więcej. W przyszłości mógł stać się genialnym aktorem, na miarę np. Seana Penna. Ale ceniłem go także jako człowieka. Pewnie, że nie znałem go osobiście, ale z tego wszystkiego, co o nim czytałem/słuchałem/oglądałem wydawał mi się zawsze bardzo fajnym, sympatycznym i przede wszystkim normalnym gościem, dalekim od gwiazdorstwa i całego tego blichtru. Nawet kiedy miał już jakąś pozycję w świecie filmu, był chyba trochę onieśmielony zainteresowaniem jego osobą. Ta zwyczajność i to, że traktował aktorstwo jako pasję, a nie drogę do sławy czy poklasku, też mi się w nim podobało.
Cieszę się, że "spotykam" kogoś, kto tak odbiera Ledgera.
Wiadomo, że od czegoś trzeba zaczynać. Niektórzy po kilku komedyjkach dla nastolatek nie robią już nic. Dla niego był to tylko początek, punkt zaczepienia dla dalszej kariery. Ambitnej na miarę talentu.
Oczywiście, że od czegoś trzeba zacząć. Wielu dzisiejszych gigantów kina zaczynało w takich przedsięwzięciach, że aż szkoda gadać. I nikogo to nie razi, wielu widzów nawet o tym nie wie, bądź nie pamięta. Nie można na podstawie tych pierwszych kroków w branży szufladkować aktora na całe życie. Ważne, żeby się rozwijać i szukać czegoś ambitniejszego. Dlatego szanuję takich aktorów jak Depp, Pitt czy właśnie Ledger, bo pokazali, że nie chcą być całą karierę ładnymi chłopcami, tylko interesuje ich prawdziwe aktorstwo. I dziś Depp czy Pitt nawet jak grywają także w rozrywkowych produkcjach dla masowego widza, to mogą sobie pozwolić, bo nie muszą już udowadniać nikomu, że potrafią grać. Pokazali to w szeregu świetnych filmów i świetnych ról. Ledger też szedł tą ścieżką, a mógł osiągnąć jeszcze więcej, bo potencjał miał ogromny. Jego zainteresowanie reżyserią, o którym wspominali Nolan i Gilliam, także mogło przerodzić się w coś poważnego. Szkoda, że już się nie przekonamy jak potoczyłaby się jego kariera.
myślę też, że było mu ciężej z racji tego, że jest Australijczykiem.. australijskie produkcje nie tak łatwo przyjmują się w hollywood.. tak mi się wydaje..Two hands, założę się, byłoby w Stanach wielkim hitem, dawno nie oglądałam tak inteligentnej komedii
Poza tym podpisuję sie pod Dwightem. Kiedyś pisałam, że mógłby wybierać bardziej ambitne produkcje na początku kariery (jak np de Niro i jego Hi Mom) ale to było zanim obejrzałam Roara. I jak de Niro w kultowym filmie Scorsese stworzył przeciętną postać, tak Heath w tym przeciętnym serialu stworzył tak niesamowicie sympatyczną, piękną postać, że nie można Go nie pokochać.I nie mam pretensji, że dał się namówić. Ta rola jest dla mnie niezwykle cenna, jest jak lekarstwo na smutek, zwątpienie.. nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli księcia Conora, wojownika o złotym sercu. Nie da się Go przecenić.
Czytałam też gdzieś na onecie i oczywiście podpisuje sie pod tym w 100 proc, że heath w niezwykły sposób umiał aktorsko 'meandrować', bez trudu i w krótkiej chwili umiał przekazać zupełnie skrajne emocje...mistrz kierownicy.
Dwight, Szuwarcia, jestem z Wami.
Jackman na przykład zaczynał w pornosach, tak tez mozna.
Ledger był wszechstronny i utalentowany. Zaskoczył mnie jako Grimm. Niczym miał ADHD xD I ten wzrok jak uwodziła go Bellucci.. coś niesamowitego.
Czekam na Batmana. I na Dylana.
Nasz temat znów zszedł z afisza.
A mnie bardzo zależy na konkretnej dyskusji o Ledgerze.
Bo po co ciagle mówić o tym, że umarł?
W Stanach raczej rzadko które produkcje "nieamerykańskie" się przyjmują. Tzn. zalezy od ich fazy. Czasem podniecają się kazachskim kinem niezależnym, by zaraz o nim zapomnieć.
Owszem, zazwyczaj ludziom spoza tamtego środowiska trudniej się przebić, choć z drugiej strony australijscy aktorzy (i reżyserzy) stanowią tam dość mocną grupę. Nawet jeśli nie liczebnie w stosunku do Amerykanów, to są to nazwiska dość znaczące. Coś musi być w tej wyspie, że rodzi się na niej tyle talentów :)
A wracając do Ledgera, to również czekam na dwie jego ostatnie role. I w filmie o Dylanie i w "The Dark Knight" ma znakomitych partnerów, ale myślę, że to właśnie jego występy znów będą tymi, które najbardziej przykują uwagę. I znów dwie tak różne od siebie role, jeśli w ogóle można o nich cokolwiek pogdybać przed obejrzeniem. Nie ukrywam że przede wszystkim interesuje mnie Joker. Cieszę się, że to właśnie Heath dostąpił niewątpliwego zaszczytu zmierzenia się z tą postacią i że udało mu się ukończyć ten film. Ta rola przejdzie do historii z wiadomych względów, ale jestem przekonany, że obroni się sama, bez całej tej otoczki, że to ostatnia rola Ledgera, która mogła jakoś przyczynić się do jego śmierci itp. W każdym razie w zwiastunie Joker robi piorunujące wrażenie.
Tak, mimo mojego całkowitego uwielbienia dla nicholsonowskiej interpretacji Jokera, czekam na rolę Heath'a z niecierpliwością. Nie wiem, czy zmieni mój sposób widzenia tej postaci. Raczej nie, chyba po prostu zapadnie w pamięć jako "coś odrębnego".
Poza tym, jest mi cholernie przykro, że Ledger nie zdążył dokończyć filmu "Imaginorium of Doctor Pharnassus". Pamietając jego wyczyny z Gilliamem i biorąc pod uwagę intrygującą fabułę.. eh. Może uda się jakoś uratować jego rolę w tym projekcie.
Jeśli chodzi o Jokera, to rola Nicholsona nigdy mi w 100% nie pasowała do moich wyobrażeń. Bardziej do mnie przemówił mroczniejszy i bardziej psychopatyczny wizerunek Jokera jaki wyłania się z komiksów. Natomiast na pewno nie będę porównywał tej roli i interpretacji Jacka, bo zarówno postać Jokera w obu dziełach jak i one same, to zupełnie inna bajka. Dlatego to na pewno będzie "coś odrębnego", ale przy tym - tak sądzę - bliższego takiemu Jokerowi, jakiego bym oczekiwał. Jestem pod wrażeniem tego w jaki sposób Heath nie tyle zagrał Jokera, co się nim po prostu stał. Charakteryzacja oczywiście robi swoje, ale ona jest przecież nieodłącznym narzędziem aktora przy takiej roli, środkiem do osiągnięcia celu. Najwięcej jednak zależy od samego występu. A śmiem twierdzić, że ten będzie wyjątkowy. Nawet po tych kilku scenach ze zwiastuna widać że Ledger maksymalnie wczuł się w tą postać (podobno prowadził nawet pamiętnik Jokera i cały czas żył tą rolą, nieustannie ją analizując i dopracowując swoją kreację). Wspominał ktoś wyżej o tym jak Heath grał głosem w każdym filmie, zmieniając go na potrzeby kolejnych ról. Zgadzam się z tym, a w tym filmie słychać to chyba najlepiej. Normalny głos Ledgera jest niski, głęboki, a sposób mówienia dość mamroczący. Przy roli Jokera zmienił go nie do poznania - na wyższy, bardzo dźwięczny, złowrogi, wręcz przeszywający. Jak syk węża. I ten genialny śmiech, w którym doskonale słychać szaleństwo pana J. Rewelacja!
Jeśli chodzi o jego niedokończoną rolę u Gilliama, to wątpię, by coś z tego wyszło. Zdjęcia były raczej w początkowej fazie, więc nie wiem, czy jest za dużo do ratowania. A ostatnia rzecz jakiej bym chciał, to żeby za Ledgera zagrał jego komputerowy wizerunek. Inna rzecz, gdy aktor umiera kiedy materiał jest już prawie gotowy i taki trik niejako "pomaga" mu dokończyć te parę brakujących ujęć. Dzięki temu praca takiego aktora nie idzie na marne, a my mogliśmy obejrzeć znakomite role Brandona Lee w "Kruku" czy Olivera Reeda w "Gladiatorze". Ale stanowczo protestuję przeciwko ożywianiu aktora na ekranie i tworzeniu w całości jego roli za pomocą obróbki komputerowej. Jest jakaś granica. W przypadku "Imaginarium..." najbardziej prawdopodobne są dwa wyjścia - albo projekt całkiem upadnie, albo zostanie na jakiś czas zawieszony i wrócą do niego z innym aktorem.
Mam nadzieję, że sam projekt nie upadnie.
Cóż, też jestem przeciwnikiem "wirtualizowania" Ledgera.
Niemniej jednak chciałabym zobaczyc efekt jego pracy.. Może jakieś materiały dodatkowe..
Rolę Ledgera w "The Imaginarium..." ma przejąć trzech aktorów: Johnny Depp, Colin Farrell i Jude Law. Przyznam, że to dość osobliwy pomysł, ale na pewno ciekawszy niż wirtualne ożywianie zmarłego aktora. Nada to filmowi swoistą wiarygodność i ciągłość: bohater będzie zmieniał wygląd czterokrotnie, do tego zapewne w dość równych odstępach czasowych. Co sądzicie o takim rozwiązaniu?
Hm.. ciekawe rozwiązanie. Oj tak, dobre chyba =)
Tylko czy to muszą byc akurat ci aktorzy. Nie znoszę Law'a :)
Też za nim nie przepadam. Gilliam pewnie nie mógł nie skorzystać, gdy zgłosiły się do niego hollywoodzkie gwiazdy. Gwiazdy wiedzione... no właśnie, czym? Chęcią złożenia hołdu nieżyjącemu aktorowi? Świadomością, że film z przyczyn niezależnych od niego (filmu) jest skazany na sukces?
W każdym razie ciekawam rezultatu.
Depp też nie wzbudza mojego szczególnego zachwytu (choć za współpracę z Burtonem go cenię).
Jednak Heath jest niezastąpiony, taka indywidualność po prostu :)
Zobaczymy, jak to rozwiążą scenarzysci.. bo chyba zaangażowanie 3 aktorów zamiast jednego wymaga jakiś zmian :)
Ja akurat Deppa bardzo cenię i wydaje mi się, że wywiąże się ze swojej roli znakomicie. Według mnie to właśnie on najlepiej nadaje się do przejęcia tej roli po Ledgerze.
Ciekawa jestem, jaki oni to wszystko połączą. Jak najbardziej jestem za Depp'em. To świetny aktor. Nie jestem wielką fankę Collin'a, ale czemu nie - to dobry aktor. Ale czemu Jude Law? To nie jest aktor pokroju Ledger'a czy Depp'a. Jakoś z jego nazwiskiem nie kojarzy mi się żadna rewelacyjna kreacja aktorska.Kompletnie mi tu nie pasuje. No, ale najwazniejsze, że w ogóle nie wytna kwestii Heath'a.
Ja tam Jude'a lubilam w A.I. i "Melodie miłości" haha :D nawet w Closer mnie juz nie zachwycil...taki jakis bylejaki, twarz wkurzona. Deep...moze byc. Collin nie pasi mi. Tak czy siak moze dobrze to wykombinuja i wyjdzie cos fajnego. Film z Ledgerem a do tego z innymi slawnymi aktorami moze byc hitem. I jeszcze Gilliam... AH
Uwielbiam "Melodię miłości",ale tak czy owak Jude nie jest rewelacyjny. W każdym filmie gra i mówi tak samo. No zobaczymy. Może akurat się tutaj wykaże i zmienię zdanie.
Tak naprawdę najlepiej by było, gdyby zastąpił Heatha tylko Depp.
Czy ja wiem.. On są zupełni różni.. Jeśli Heath'a zastąpi Depp nie unikniemy głupawych porównań. Kiedy zastąpią go 3 aktorzy będzie to miało jakąś specyfikę własną.
"Czekając na wyrok" - dobry aktor i z chwili na ekranie wyciśnie coś fajnego..
Heath w tym filmie daje radę, trzeba przyznać :)
Daje daje, ale szkoda, że tak krótko tylko górował na tym ekranie. Moim zdaniem umie sie odnaleźć w każdej roli.
No ale ta postać była wymagająca m.in. dlatego, ze rola krótka :) Mniej czasu na zbudowanie postaci.
Dla mnie genialny byl film TAJEMNICA BROKEBACK MOUNTAIN.. Heath zagral bardzo realistycznie.. I w ogóle... Takie wszystko wzruszające było... A jak mówił ze łzami w oczach, to i ja miałam ochote płakać..
ZAKOCHANA ZLOSNICA? Mysle, ze tez fajnie zagral... Bo to od niej zaczelo sie moje zauroczenie Heath'em :)
OBLEDNY RYCERZ- hmm... w porządku... podobaly mi sie jego blond wloski.. hehe :)
CASANOVA- moze byc.. niezbyt przepadam za filmami, ktorych miejsce jest w dalekiej przeszlosci, ale akurat ten film jest w porzadku :)
CANDY- nie miałam okazji obejrzeć, czego baaardzo zaluje, bo podobno jest swietny... to prawda? mam nadzieje, ze w koncu uda mi sie obejrzec ten film... no i reszte z filmografii Heath'a...
moim zdaniem chlopak super odgrywa kazda role... mowiac, przekonuje do wszystkiego, co dzieje sie w filmie... jak placze, to i dla odbiorcy serce sie kraje... genialny aktor... tyle powiem:P
Jak dla mnie Candy to najlepsza rola tuż po BBM i powinnaś jak najszybciej skoczyć do Empiku i kupić dvd bo film jest na prawdę świetny!Chociaż jak wiadomo są też inne "formy" nabycia tego filmu:D
i chyba skorzystam z tych "innych" form.. Milionerka nie jestem i po prostu nie stac mnie na kupowania kazdego filmu, ktory moze mi sie spodobac :) Wiec zwyczajcie albo pozyczam od kogos, albo znajduje te "inne" sposoby... A "candy" wciaz szukam:P Bardzo chcialabym to obejrzec...:) Pozdrawiam
hah.. Zjadacz Grzechów mnie po prostu rozbił. Film żenujący, ale dla Heatha obejrzę chyba wszystko.. :)
buuu, nie obejrzalam THE ORDER:( byl na polsacie, ale ja za pozno zobaczylam informacje o tym.. eh.. lipa... bede sciagac :P ale to naprawde taki slaby film? ;> ja w sumie tez obejrze ze wzgledu na Heatha.. I poszukuje jeszcze nadal CANDY... probowalam sciagnac, ale jakis byl plik zwalony i lipa...