Chciałbym wiedzieć ilu tutaj jest fanów filmu "Pięć Łatwych Utworów" z, moim zdaniem, najlepszą rolą Jacka w jego karierze. Po prostu mnie to ciekawi ilu was jest i nie ukrywam, że chętnie powymieniałbym wrażenia, zdania, uczucia, słowa i słówka na temat tego filmu.
Bardzo lubię ten film. A czy rzeczywiście Jack zagrał tu swoją najlepszą rolę? Trudno powiedzieć. Wypada znakomicie jako pozbawiony złudzeń, wieczny kontestator, to niewątpliwie bardzo dojrzała rola.
Osobiście wolę Nicholsona w bardziej "szalonych" wcieleniach, np. Jack Torrance z LśNIENIA, Daryl Van Horne z CZAROWNIC Z EASTWICK, Joker z BATMANA. W tych rolach pozwala sobie na niesamowite szarże, które u słabszego aktora byłyby śmieszne, a u niego wypadają rewelacyjnie. Może po prostu lubię efekciarstwo :)
Masz rację, w wykonaniu Jacka nawet efekciarskie zagrywki są...genialne.
Też lubię tę jego demoniczność, szaleństwo. Jednak cenię go głównie za "normalną" grę jak np. w "Szmidt". Ale zauważyłem też, że w każdym, nawet najspokojniejszym filmie Jack pozwala sobie na jeden krótki efekt, przykład szaleństwa :-) A wracając do "Five Easy Pieces", to uważam, że zagrał tu szczególnie genialnie głównie za sprawą jednej sceny. Chodzi mi o punkt kulminacyjny filmu, scenę, gdy Robert (Nicholson) rozmawia, a raczej "spowiada" się swojemu sparaliżowanemu ojcu. Pan Nicholson /tu zacytuję moją wypowiedz pod innym tematem/ <wzniósł się tutaj na wyżyny aktorstwa, zagrał tak, że uwierzyłem mu we wszystko - że naprawdę jest tą postacią, że to nie film, a prawdziwe życie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że ten film (szczególnie ta scena) zmienił moje życie.>
Mi podobają się motywy z kobietami w filmach z Jackiem. Często jest tak że się laski wzbraniają, udają że nie chcą, a jednak i tak miękną. Ten to ma urok...