Czasami aż brakuje mi słów, aby opisać jego genialny kunszt aktorski. Raz gra ostatniego skurwysyna (patrz: chociażby Departed, lub Batman), a raz potulnego staruszka ( Schmidt ), podrywacza ( Czułe słówka ), oraz do uzupełnienia świra, udającego świra ( Lot nad kukułczym gniazdem ). I niech mi ktoś kurwa powie, że jest zaszlufladkowany :).
Pomijając fakt, że Jacuś sprawdziłby się nawet w roli staruszki odmawiającej różaniec za Ojca Rydzyka w swoim moherowym kale na głowie, pragnę zauważyć, że na około 60 ról filmowych, tylko dwa razy dał dupy. Przy tak bogatej filmografii jest to rzecz wręcz niespotykana...
Nie potrafię sobie wydumać amerykańskiej filmografii bez Nicholsona. Bez niego światowa kinematografia byłaby pusta, jak jajniki dewoty. Cyt ! Uwaga ! Jakoż iż jestem wychowanym chamem, chicałbym najlepszemu aktorowi wszechczasów, złożyć najserdeczniejsze wielkanocne życzenia. Tak więc, panie Jacku - smacznego karpia i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku...*
* Pragnę zauważyć na zawartą w moim poście bezsensowną i głupią ironię. Niby narodem jesteśmy inteligentnym, ale też nie narzekamy na kastratów mózgowych, którzy przy mojej skromnej, ale jakże błyskotliwej wypowiedzi, mogliby się naciąć na przysłowiowego szkota w kilinie...
Pzdr...