Jennifer ma kilka fajnych kawałków na koncie. Moim numerem jeden jest niewątpliwie "Play". Utwór ma coś takiego w sobie, że nie jestem w stanie pozostać względem niego obojętny. Zawsze się zanuci czy nawet zaśpiewa z jedną czy dwie zwrotki :D Dość ciekawym oraz innowacyjnym pod względem brzmienia jest również "Get Right". "Hold it don't drop it" jest też warte uwagi. Z lekkim sentymentem wracam również do "Ain't it funny" oraz wspominanego "Lets Get Loud". Z nowych na uwagę zasługuje przede wszystkim duet z Bocellim, który zaowocował fantastyczny "Quizas" oraz najświeższy utwór J.Lo pt. "First Love".
Lopez wbrew pozorom jest dobrą piosenkarką. Może nie ma powalającej skali głosu na miarę Aguilery czy Byonce, ale założenia popu realizuje precyzyjnie. W tej kwestii nie mam jej nic do zarzucenia. Ambitne to nie jest, ale można się przy tym rozerwać po ciężkim dniu :)
Dla mnie to ona jest trochę, wokalistką która zapomniała o swoich korzeniach. Ja osobiście słyszałam tylko 2-3 piosenki w których śpiewała po hiszpańsku.
Przecież Jennifer urodziła się w USA więc nic dziwnego, że jest bardziej zawiązana z kulturą oraz trendami amerykańskimi bo pod ich wpływem została wychowana. Owszem, jakieś tam korzenie, bodajże portorykańskie ma, ale generalnie jest to amerykanka z krwi i kości. Pochodzenie nie obliguje jej to do propagowania kultury latynoskiej. Może nie jest po prostu mocno uczuciowo związana z tymi nurtami. Mnie to osobiście nie dziwi.