pajacując u Burtona i innych twórców już dawno zjadł własny ogon. Tutaj wychodzi brak wykształcenia aktorskiego i wszechstronności. Miał parę dobrych ról jako Marzyciel bo sam jest dużym chłopcem jako rockandrollowy pirat jack Sparrow czy zakręcony ćpun z las Vegas parrano no i odrzucony przez społeczństwo Edward Nożycoreki ale może prócz Marzyciela były to postacie posiadające widoczne cechy szczególne. Jeśli przyjdzie mu grać zwykłego faceta z problemami bez charakteryzacji i gadżetów wychodzi cała miałkość jego warsztatu aktorskiego. Jego aktorstwo nie posiada w sobie głębi jest płaskie i jednowymiarowe ,mało przekonuje w trudniejszych scenach a przez większość filmów błądzi jedynie sarnim spojrzeniem. Przykłady :beznadziejna rola w Sekretnym Oknie , tragiczna kreacja w Donnie Brasco , nijakość w Blow i W co gryzie Gilberta jakiegoś tam. Śmiech wywołuje jego "performance" w Na Żywo gdzie bryluje Walken. Żona astronauty czy inne potworki można pominąć milczeniem.
Chcecie zobaczyć Wielkiego Aktora to polecam Phoenixa , Bardema, Rusha czy oczywiście Day Lewisa
to prawda to słaby film ale grał tam postać mająca coś jak rozdwojenie jaźni -dobry aktor zrobiłby z tego perełkę
Trudno mi to ocenić, bo zawsze, w każdej roli widzę w nim Sparrowa. Oczywiście nie jest wybitnym aktorem, ale lubię z nim filmy. Teraz chcę obejrzeć "Ed Wood".
Mi się wydaje, że on ma straszne kompleksy na punkcie swojej urody, no bo sorry, ale ładny jest. Mnie nie tyle się podobał, ale nie przeszkadzał, właśnie w filmach typu Blow czy Żona Astronauty. Niestety brakuje mu... charyzmy. Jedyna rola w którą wszedł i w efekcie zniszczył i obrzydził do końca 4tym filmem, to rola Kapitana Sparrowa.
O ile ostatnimi czasy przekonałam się do Leonardo DiCaprio czy niemiłosiernie wnerwiającego Denzela Washingtona, o tyle Depp nigdy nie należał do moich ulubionych aktorów, ani nawet nie uważałam go za przystojnego - od dwóch tygodni cierpię katusze idąc podziemnym przejściem bo wiszą plakaty z Transcendencji z tym podstarzałym lowelasem.
A moimi ulubionymi filmami Burtona są te bez Deppa - np genialny Sok z Żuka :D
Nie było tego aż tak dużo, Aviator, Wielki Gatsby i Wilk z Wall Street.
DiCaprio kogo by nie grał i tak gniecie Depp'a w ziemie, taka prawda, mimo że lubie Depp'a to coraz gorsze dobiera sobie role.
Depp się skończył na "Klatwie Czarnej Perły" niestety, jeszcze "Rozpustnik" jest wyjątkiem.
zgodzę się ze wszystkim oprócz Blow, bo to za*ebisty film, po prostu świetny i jedyna dramatyczna rola Deppa, którą udźwignął
co do Gilberta Grape'a, który jest filmem znakomitym, to niestety, ale Depp został tam kompletnie przyćmiony przez Darlene Cates i DiCaprio, który naprawdę wtedy zasłużył na tego Oscara pomimo swojego wieku (no sorry, ale w tych czasach statuetkę dostała Lawrence, która jest sympatyczna i zdolna, ale jej role są słabe w porównaniu z kreacją DiCaprio w Gilbercie)
co do reszty, 100% racji... ja bym tu jeszcze dorzuciła żenadę u Polańskiego, niejakie Dziewiąte wrota... większej kaszany to ja nie pamiętam z jego udziałem (no może oprócz wspomnianego Na żywo) - przy scenie seksu z Seigner popłakałam się ze śmiechu ;p
Piraci z Karaibów są świetni, ale jako trylogia Verbinsky'ego. Tak to jest, gdy później chodzi już wyłącznie o pieniądze ;/