Skoro akurat tak się trafiło, że ten film był naprawdę tak dobry, reżyseria tak dobra i scenariusz tak dobry to hmmm....jakie to ma znaczenie? Mieli dać tylko jednego Oscara, bo nie wypada dać czterech? W każdej kategorii był najlepszy (według akademii) i tak mu się trafiło, że zdobył cztery Oscary. Nie ma co z tego robić dramy.

Rozumiem wszystko, ale nie wiem jak mam teraz patrzeć na wartość Oscara. Gość dostaje 4 statuetki za bardzo dobry film - spoko. Ale popatrz na takie nazwiska jak Tarantino (2 za scenariusz, bez reżyserii mimo takich osiągnięć), Scorsese (no comment), Welles (tylko za scenariusz), Kubrick (0), Lynch (0), Hitchcook (0).

Z całym szacunkiem do Pana Bonga, ale brakuje mu do tych twórców i nawet on sam tego nie ukrywa (co wynika z samej przemowy). Steven Spielberg przez 40 lat pracy uzbierał mniej niż on wczoraj, więc pytam: ile znaczy dziś nagroda Akademii?

A może spójrz na to tak, że być może oni wszyscy byli wybitni, ale każdy z nich miał w każdym roku tego jednego konkurenta, który był nieco lepszy i cóż - nie mieli szczęścia - byli wybitni na długim dystansie, ale te pojedyncze bitewki o Oscara przegrywali.

Bong akurat miał trochę szczęścia i wygrał 4 nagrody jednego wieczora, bo akurat tak się zdarzyło, że jego film (według akademii) był najlepszy w większości z nominowanych kategorii.

chce konstruktywną rozmowę w tym temacie, wypierd... stąd pokemonie

chlopie co mnie to interesuje