Dwóch aktorów odbieram w podobny sposób. Mają w twarzy pewien rodzaj obłędu, ich gra aktorska ma w sobie pewną egzaltację, jest często zupełnie inna niż typowa gra aktorska, do której przywykliśmy na ekranie, przez co chwilami możemy ją odbierać jako nieprofesjonalną, co raczej świadczy o naturalności ich reakcji. Ale przede wszystkim łączy ich niesamowita charyzma ekranowa, która sprawia, że całkowicie pochłaniają moją uwagę - nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, tylko na ich twarzy.
Tymi aktorami są/byli Christopher Walken i Klaus Kinsky.