To był Gościu! On tak naprawdę nie musiał grać, wystarczyło że się tylko
pojawi w filmie i już tworzył wokół siebie tą magiczną aurę. Nie wiem
czy było to spowodowane wielkimi umiejętnościami aktorskimi, czy jego
wybitną osobowością...myślę że w pewnym stopniu i jedno i drugie.