Marilyn Manson

Brian Hugh Warner

7,8
461 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Marilyn Manson

Jakie wrażenia po nowej płycie? Według mnie chyba najlepsza w karierze słucham jej już od miesiąca i jak to śpiewało Depeche Mode " I just can get enough". Album pod względem brzmienia przypomina trochę Holywod. Ale piosenki są zupełnie inne. To moim zdaniem pierwszy miłosny album Mansona. Zupełnie inny od tego co robił dotychczas. Ale to nic dziwnego skoro wyrzucił wszystkich z zespołu i napisał cały materiał na spółę z Timem Skoldem. Brzmienie jest bardziej surowe elektroniki nie ma praktycznie w ogóle no i pojawiły sie solówki gitarowe! W utworach słychać smutek po stracie żony (boskiej Dity Von Tease). Już otwierające płytę słowa " 6 a.m. Christmas morning" zapowiadają że ta płyta będzie dołująca. Pewny jestem również tego że płyta podzieli fanów na zwolenników nowej drogi i na tych którzy zaczną twierdzić że Manson zaczyna przechodzić kryzys wieku średniego. Ja stwierdzę tylko że błagałbym by wszyscy moi idole przechodzili owy kryzys tworząc tak doskonałe płyty. Kończąc pochwalam że na tym albumie Mansonowi bliżej do The Cure niż Nine Inch Nails. Oby tak dalej.

revo_lver

Płyta jest zdecydowanie bardzo udana, ale nie wróżę jej dużego rynkowego sukcesu. I bardzo dobrze! Jest za mało komercyjna i przebojowa (jeśli w ogóle), raczej nie będzie z niej żadnych wielkich hitów, no może z wyjątkiem "Heart Shaped Glasses". Jakaś taka bardziej dojrzała i poważna... Wreszcie coś ciekawego po dwóch beznadziejnych albumach z rzędu: "Holly Wood" i "Golden Age Of Grotesque".
Pierwsze trzy CD były rewelacyjne, każdy miał inny koncept "lirykalny" i inną oprawę brzmieniową. Trzy różne oblicza jednego artysty. Czwarta to była jakaś niepotrzebna próba zrobienia czegoś w rodzaju "the best of" - trochę tego, trochę tamtego, brzmienie wzięte z tej, teksty z tamtej, a wokale jeszcze z innej. Właściwie takie "odcinanie kuponów od popularności" a nie całkiem nowa propozycja dla słuchaczy. I właśnie słuchacze nie dali się zrobić w balona! Płyta była kompletną finansową porażką i zachwiała pozycją zespołu w rockowo-metalowym światku. Podobno nie zwróciły się nawet koszty promocji... A następna była tak rozpaczliwie prymitywna od strony kompozycyjnej (wszystkie riffy cały czas na jednej strunie, jak tak można?), że nawet oryginalna koncepcja wykorzystania estetyki wodewilu i operetki niewiele pomogła... Owszem, MM nigdy nie byli technicznym, wirtuozerskim zespołem, ale też do tamtej pory nie grali tak prostacko.
Cieszy mnie więc ten "comeback", jaki nastąpił wraz z "Eat me, drink me". Może i kasy z tego wielkiej nie będzie (dla nich), ale za to kupa dobrego rocka (dla nas). Mam tylko takie okropne przeczucie, że to może być album pożegnalny.

użytkownik usunięty
Patrix666

Powiedziałbym tak. "Eat me, drink me" jest na pewno lepsze od "Holy Wood", ale gorsze od "The Golden Age of Grotesque". Zdecydowanie nie zgadzam się, że nie jest to płyta komercyjna. Jest dokładnie odwrotnie.
Wystarczy posłuchać (oprócz "Heart shaped glasses"), "Putting Holes in Happiness", "They Said That Hell's Not Hot", czy nawet "Are You The Rabbit?". To są kawałki komercyjne, łatwo wpadające w ucho, wręcz "radiowe".
Co jednak nie znaczy, że płytę uważam za złą. Jest naprawdę dobra. Pytanie brzmi, czy wszyscy fani Mansona ją "przełkną"?

revo_lver

Wrażenia cudowne:))) płyta genialna. Tylko zaskakuje mnie jak mało osób, nawet z fanów Mansona rozumie jej temat, symbolikę, przesłanie. Ciągle komuś tłumaczę o co chodzi, o Lewisie Carrollu, o Alice Liddell, o Lolicie, o 'Zagadce nieśmiertelności'... Jak się to wytłumaczy, wyłoży to ludzie są nawet zafascynowani, ale tak żeby sami z siebie do czegoś doszli to jakoś niebardzo. Ja nie wiem. Za dużo wymagam?:) Albo np. cała ta sprawa wokół Dity. Uwielbiam Ditę, ale nie zmienia to faktu, że rozumiem Mansona. Ponieważ wypowiadał się, że Dita oczekiwała po nim ustatkowania się, zmiany, dorośnięcia. Zmienianie Mansona uważam za coś potwornego. Nic dziwnego, że przestał być twórczy, że ledwo z tego wybrnął i na całe szczęście nagrał tą płytę i to tak znakomitą. Że po raz kolejny wyniósł po prostu naukę, wiedzę, z negatywnych przejść. I choć Evan fizycznie mi się nie podoba, no chyba, że w kreacjach lolitkowatych (bo wtedy wygląda bardzo fajnie) to jednak cieszy mnie, że ją poznał, że się z nią związał i że znowu poczuł się twórczym. Uwielbiam Ditę. Uwielbiam jej sztukę, bo niezaprzeczalnie jest to sztuka, samo jej ciało, jej styl jest sztuką. Ale czasem tak jest, że mimo miłości ludzie się niszczą. A nie chciałabym żeby Mansona to zniszczyło. W gruncie rzeczy z ich związku ona wyszła bardziej obronną ręką - jak się tak patrzy na to jak się to na niej odbiło. Nie mówię, że nie przeżyła tego, no bo oczywiście, ale kryzys między nimi nie zagroził jej sztuce, a Mansonowi zagroził, więc irytują mnie te brukowe artykuliki o tym jak to niby Manson jest taki zły i przeżywa kryzys wieku średniego i inne bzdury.

Cieszę się, że wam się ten album podoba, że są jeszcze tacy ludzie, którzy go doceniają. Moim zdaniem jest idealny. Jego idea - przesłanie - jest po prostu doskonałe w swoim pięknie i mądrości.

Eleonora

A mnie się w ogóle ten album nie podoba. Słuchałem go na siłę przez 2 tygodnie po czym skasowałem. I gdzie wy tu widzicie surowość??!!!! To że nie ma elektroniki nie znaczy że album jest "surowy". Teksty też bardzo banalne. Nie chodzi o to że o miłości tylko sposób w jaki tą miłość przedstawia. Mansona uważałem zawsze za dobrego tekściarza, a tu taki zawód. Nie widze na tym albumie ani jednej pozytywnej rzeczy.

disposable

Nie wiem jak Ty możesz widzieć w tych tekstach coś banalnego. Czy w ogóle rozumiesz liczne nawiązania zawarte w tym albumie? "If I Was Your Vampire" banalne? Związek Mansona z Ditą banalny? "Zagadka nieśmiertelności" banalna? Może w ogóle nie znasz tego filmu, w którym miłość jest przekleństwem i ciągłą walką i nadzieją, że za którymś razem koniec nie będzie tragiczny. Na ile można poświęcić kogoś, zaryzykować jego życie tylko dlatego, że się go bardzo kocha? Czy to potwierdzenie miłości - pragnienie tej osoby - jej głód - czy raczej zaprzeczenie miłości, bo jej poświęcenie? Zabijanie się w imie miłości lub zabijanie ukochanego - nie w sensie prostackiego samobójstwa, ale po prostu oddania, poświęcenia, doprowadzenia do zagłady. W pewnym stopniu w rodzaju związku Mansona z Ditą - pełnego miłości, ale niszczącego. Nie wiem, może jak byś przeżył coś podobnego to byś zrozumiał. Kiedy nie wiadomo co wybrać, kocha się tak mocno i to jest takie piękne i silne jakby najważniejsze na świecie, ale zabija coraz mocniej. Zabija Cię ta miłość, ale też umierasz od jej braku. I miłosne pożeranie - pełne oddanie duchowe i seksualne. Pochłanianie drugiej osoby, oddawanie się i przejmowanie nad nią władzy. Picie krwi i pożeranie. Albo nawiązania do fascynacji Lewisa Carrolla, do jego niemal obsesji na punkcie Alice Liddell - miłości społecznie nieakceptowanej, a nawet nie wiadomo czy do końca chorej. Zresztą co jest chore? Jeśli to było platoniczne uczucie to nie powinno być uznane za chore, ale i tak było, bo zbyt mocne, społecznie podejrzane i 'dla bezpieczeństwa' odrzucane. A w końcu nawiązania do samej "Alicji w krainie czarów", podświadomości, rozpaczliwego wtargnięcia dorosłego w świat dziecka, prostota postrzegania - przyjmowania i oddawania - proste reguły/wskazówki/polecenia 'eat me/drink me', uprzedmiotowienie się, utożsamienie z buteleczką z etykietką 'drink me', oddanie kontroli, poddanie, a z drugiej strony konktrast z pełnym świadomości seksualnej przyzwoleniem, a wręcz i inicjatywą nimfetki w rodzaju Lolity. Miłość do dziecka, miłość do pozornego dziecka (Lolity) i do kobiety w pełni dojrzałej. Mieszanina wszelkich rodzajów miłości i fascynacji, nie tylko seksualnych. Dla mnie to niezwykłe, a nie banalne. Taki album!
I wreszcie miłość religijna - sakrament przyjmowania ciała Chrystusa, picia krwi - miłość pieczętowana symbolicznym kanibalizmem i wampiryzmem.
"Ten, który kosztuje mojego ciała i pije krew moją będzie żył wiecznie,
a ja będę go otaczał troskę do dnia ostatniego."

i fragmenty wypowiedzi Mansona: "Koncepcja bycia skonsumowanym przez kogoś, co prowadzi nas znowuż do mitu Chrystusa i tego, jak człowiek stał się symbolem religijnym, i tak jest konsumowany przez wyznawców tej religii. A na tej płycie ja jestem swym własnym symbolem stawania się po raz pierwszy człowiekiem - dla mnie to chęć bycia skonsumowanym. To najlepszy gest poświęcenia i przyjęcia romansu, tak więc jest to w dużej mierze romantyczne uwiedzenie i - dosłownie - gdybył miał wybrać sposób umierania, to chciałbym być zjedzony żywcem przez kogoś, w kim byłem zakochany. Gdybym miał wybrać, wybrałbym właśnie to.
(...)
Ktoś mi wczoraj powiedział, że cały świat stara się mnie zniszczyć i jedyną rzeczą, przy której kiedykolwiek okazałem słabość, były kobiety. Myślę, że to część tego całego wapirycznego mitu - zabijasz wampira przebijając mu serce, więc to może polega na tym samym. To zabawne, że ta płyta koniec końców pozostawia wrażenie bycia dojrzałym, ponieważ znajduję się w takiej części mojego życia, gdzie wymaga się ode mnie bycia bardziej dojrzałym i odpowiedzialnym, bardziej dorosłym, ożywienia się i tym podobnych spraw. Ale to w moim przypadku nie zadziałało, więc tak naprawdę jestem bardziej niedojrzały niż kiedykolwiek wcześniej.
(...)
mamy tu naprawdę fatalistyczne spojrzenie na to, jaka może być miłość. Kiedy skończyłem jeden związek z Ditą, rozpocząłem drugi i zacząłem patrzeć na romans tak, jakby był on oparty na zasadzie "wszystko albo nic". Ktoś musi wyraziź ochotę, aby dla ciebie wpaść pod samochód."

---

To są dla Ceibie banały naprawdę? Umiejętność wyrażenia tego, połączenia, wyrzucenia falą emocji. Wszelkie te nawiązania, które w tych cytatach pominęłam, ale także są niezwykłe. Emocje. Siła tego. Dziwne, że tak to odbierasz, no ale Twoja sprawa. Nie namawiam jak Ci nie pasuje.

Eleonora

Nie zrozumiałaś mnie. Chodzi o to że teksty na tym albumie są zbyt dosłowne, o miłości nie trzeba śpiewać "kocham cię, nie łam mojego serca bla bla bla". Popatrz chociażby na teksty z Mechanical Animals

disposable

No wiesz, to nadal jest Twoje zdanie. Mi się tekst "Heart Shaped Glasses" bardzo mocno podoba, a clip dopełnia go znakomicie. Właśnie dobrze, że ten tekst jest taki prosty, bo dotyczy akurat tego rodzaju uczucia - nie to, że prostackiego, ale takiego impulsywnego. Z kolei otwierająca album piosenka jest zupełnie inna, rozdzierająco rozpaczliwa i właśnie fantastyczne jest to, że nie można by zamienić kobiet, do kótrych skierowane są te utwory. Styl jest zupełnie inny, słowa są inne - dokładnie tak jak różne są Evan i Dita. To się po prostu pięknie przekłada na ich osobowości i różne style miłości. I to zróżnicowanie, mieszanina tego wszystkiego w tym albumie jest najpiękniejsza. Być może jednak dla pewnych osób - mniej zainteresowanych życiem osobistym Mansona i psychologią jego obsesji - jest to mniej zrozumiałe i wtedy traktują to jak zwyczajne piosenki o jakiejkolwiek miłości. Jednak moim zdaniem twórczości Mansona nigdy nie można rozpatrywać w oderwaniu od jego filozofii, bo to tak jakby patrzeć na sam obraz z filmu z wyłączonym dzwiękiem, albo słuchać dzwięku bez obrazu. To są po prostu rzeczy niepodzielne, a jego geniusz polega na wielowymiarowości sztuki.

Eleonora

No właśnie to moje zdanie tak jak to że album jest dobry to Twoje zdanie. Ale śmieszy mnie że dopatrujesz się tutaj jakiś filozofii. Jak zapewne wiesz koncept tego albumu był zupełnie inny, ale chłop przeżył kryzys i nagrał zupełnie co innego niż było to w pierwotnym założeniu, a dorabianie do tego jakiejś filozofii wydaje mi się co najmniej śmieszne. W przypadku poprzednich płyt jak najbardziej, lecz nie tutaj.

disposable

Nie wygłupiaj się. To, że Ty nie dochodzisz do jakichś przemyśleń to nie znaczy, że inni do nich nie dochodzą. Przekaz tego albumu, jego filozofia, jest widoczna a pierwszy rzut oka. Jednak wiele jest kwestią tego jaki dana osoba ma w ogóle umysł. Jakie zainteresowania. Ja nie potrzebuję oglądać filmów po kilka razy by zrozumieć o co w nich chodzi, by dostrzec jakiś przekaz. Ale doskonale rozumiem, że mnóstwa osób nie interesuje ani psychologia, ani inne rzeczy i ogólnie mają dość powolny tok rozumowania. Co do albumu Mansona to raczej trudno jest wmawiać sobie, że nie ma w nim tego co w nim jest. Miałabym nagle wykasować sobie myślenie? No jak? Przyjmuję do wiadomości, że nie podoba Ci się ten album, ale nie wmawiaj mi, że nie zawiera tego co zawiera. Ciekawe czy czytałeś "Alicję w krainie czarów" i wiesz coś na temat życia Lewisa Carrolla, bo z tego co piszesz, to nie sądzę byś się z tym w ogóle stykał. Ja akurat dużo wcześniej (od Mansona) się tym zainteresowałam. Czy choćby psychologią pedofilii i kazirodztwa. Może dlatego dla mnie ten przekaz jest po prostu tak dobitnie widoczny.

Eleonora

Naprawdę dopatrujesz się rzeczy których tutaj nie ma.I niby z czego wnioskujesz że nie stykałem się z Lewisem Carrollem, bo uważam że album Mansona to gówno??? Tak jak pisałem wcześniej Alicja w krainie czarów i Carroll zostali dorobienie na silę do "ideologii" tego albumu, wszystko to miało się wiązać z pierwotną wizją tej płyty a po rozstaniu z Ditą nagrał płytę właśnie o tym jak bardzo cierpiał i nie ma w tym żadnego innego sensu niż ten jak bardzo się Marilyn źle z tym czuje.

disposable

Według Ciebie ich nie ma, a ja je widzę wyraźnie. Co do Lewisa Carrolla to po prostu wydaje mi się, że gdybyś się nim interesował to po prostu widziałbyś te nawiązania w albumie Mansona. Skoro tak Cię zaskakuje ich obecność no to naprawdę bardzo mnie dziwi jeśli się interesujesz, czy interesowałeś jego życiem. I podobnie ma się rzecz z "Alicją w krainie czarów". Choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mnóstwo osób traktuje to jak zwykłą bajkę. Ale wiele jest rzeczy, wiele książek, po przeczytaniu których jedne osoby bardzo się wzbogacą, czy coś zrozumieją, a inne w ogóle. Albo nawet ta sama osoba czytając coś w jednym wieku potraktuje to zupełnie inaczej niż stykając się z tym jakiś czas później. Mi np. za pierwszym razem niezbyt podobała się "Zagadka nieśmiertelności", a teraz należy do filmów, które planuje kupić na dvd. Jednak nie ma to związku z tym, że akurat Mansona ten film zainteresował, bo poprostu filmami o wampirach interesuję się już od dawien dawna i bardzo dawno zetknęłam się z tym filmem i nawet już sporo czasu minęło od tego jak się do niego zupełnie przekonałam. W sumie mogłabym u Mansona doszukać się też wpływów innych filmów, ciekawe na ile świadomych, a na ile podświadomych. Pierwsza piosenka jest bardzo Draculiczna - tak w stronę filmu Francisa Coppoli - chodzi mi choćby o sam ten urywek o zabijaniu.
Po prostu ludzie są różni, na co innego zwracają uwagę, czym innym się interesują. Nie dorabiaj do moich słów jakichś dziwnych podtekstów typu, że wnioskuje cos z tego, że coś uważasz za gó*no. Wyciągam pewne wnioski, a raczej snuję domysły z tego, że pewne rzeczy są dla Ciebie niezrozumiałe.

Natomiast jeszcze co do tego, co napisałeś o tym, że przesłanie dzieła zależy od czasu w którym ono powstało, czy czasu jego planowania, to oczywiście z tym także nie moge się zgodzić. Kiedy ktoś pisze jakiś krótki utwór, powiedzmy opowiadanie, to trwa to np. godzinę i wartość tego utworu, jego jakość i przesłanie zależy wyłącznie od tego, co twórca ma w głowie/duszy/ w czasie jego pisania. Co ma w umyśle, po jakich jest przeżyciach, jakie poznał emocje. Co więcej jest duże prawdopodobieństwo, że po im większej ilości poważnych przeżyć będzie wtedy twórca, tym powstający utwór będzie lepszy, ciekawszy, bogatszy. I rzecz jasna poprzedniego dnia taki człowiek może w ogóle nie myśleć o tym, że dnia następnego coś napisze. Koniec końców chodzi mi o to, że kompletnie nie ma znaczenia to o czym miał być wcześniej album Mansona i to jak go planował itd. Gdyby w ogóle go nie planował i pewnego dnia wstał i poczuł potrzebę jego stworzenia to i tak album ma prawo mieć i ma swoją wartość i swój przekaz. I przekaz ten zależy od osobowości twórcy, od umysłu Mansona. (zresztą w sumie ten album powstał w taki dość spontaniczny, niezaplanowany sposób) Tak więc wmawianie mi, że w sytuacji, gdy Manson od jakiegoś roku, czy dłużej rozmyśla o "Alicji w krainie czarów", Lewisie Carrollu, wampiryzmie i ogólnie rodzajach związków międzyludzkich - wmawianie, że to nie może mieć wpływu na jego twórczość - jest po prostu śmieszne. Poza tym jeszcze już nawet pomijając to, że po prostu te wpływy oscentacyjnie widać w albumie, to jeszcze sam Manson o nich mówi. A według Ciebie ja sobie wymyślam, on oszukuje, a jedynie Ty widzący gó*no masz rację. Wiesz, no sorry, ale nieco egocentryczne i naiwne masz podejście. Już nie mówiąc o samym spojrzeniu na proces twórczy. Jeszcze co do tematu tego albumu to z tego co wiem to miał być o miłości do Dity więc w sumie coś z tego planu zostało. Powiedziałabym nawet, że podkreślając wszędzie wagę tej pierwszej piosenki Manson robi spory ukłon w stronę Dity. Nadal mu na niej cholernie zależy. Tak samo ta cała sprawa z wypchanymi zwierzętami:) żeby to była jakaś większa ilość, ale to w sumie kilka okazów (no chyba, że mam mylne informacje). Po tym albumie to raczej byłabym zazdrosna na miejscu Evan niż na miejscu Dity, mimo "Heart Shaped Glasses".

W każdym razie sam piszesz, że album miał być o miłości, a przecież jest i tak samo "Alicja w krainie czarów" i obsesje Carrolla. I o czymkolwiek byłby ten album to i tak nie dało by się uniknąć wpływów tych elementów z tej prostej przyczyny, że od dłuższego czasu Manson tak dużo o nich myśli. Twoja wizja tworzenia wygląda w ten sposób, że twórca wyłącza na czas tworzenia część swgo umysłu i skupia się wybiórczo tylko na jednej rzeczy, a przecież to jest wielka bzdura.
Napisałam wcześniej - jak Ci się nie podoba to ok - przyjmuję Twoje zdanie do wiadomości i informuję, że się z nim nie zgadzam i tyle. Poza tym zdziwiło mnie określenie 'banalny'. Lepiej by wyglądało, gdybyś jakoś miał więcej argumentów popierających Twoje zdanie, niż tylko to, że nie widzisz tego, co ja widzę. Zresztą w ogóle nie masz obowiązku bronienia swojego zdania, tylko nie wmawiaj ludziom, którzy coś rozumieją, że im się wydaje, bo Ty tego nie rozumiesz.

Eleonora

Eleonora, daruj sobie. Do niego nie dotrze i już.

Choć z drugiej strony... lubię czytać to, co piszesz.

Patrix666

a widzisz;> czyli jakiś sens to ma skoro lubisz czytać:)

a tak bardziej na poważnie to wiesz myślę, że takie pisanie zawsze ma sens. Ktoś inny może też przeczytać, a ja się wprawiam w pisaniu i wyrażaniu swoich myśli. Toczyłam też takie długie dyskusje, których raczej nikt nie czytał poza osobą z którą dyskutowałam i one z kolei pozwoliły mi dojść do jakichś przemyśleń, których nie starałabym się wyrażać/skonkretyzować, nie mając tego impulsu dyskusji. Jednym słowem był pozytywny efekt dla mnie, a nikt inny nie musi tego czytać. Zresztą czytając cudze wpisy w innych tematach dowiaduję się różnych ciekawych rzeczy. Jak by nikt nie pisał nie widząc w tym sensu, to bym się tych rzeczy w ten sposób dowiedzieć nie mogła. Takie dyskusje są zdecydowanie wartościowe i rozwojowe. I wiesz nawet taki krótki wpis jak teraz ten Twój - choćby dlatego, że jest przyjemny dla mnie:) W końcu daje się wyciągnąć coś fajnego dosłownie ze wszystkiego i to jest super:)

Eleonora

Słyszałem kiedyś takie powiedzenie: "wszystko, co Ci się przytrafia w życiu, jest jakąś nauczką". Czyli, że nie ma bezużytecznych zdarzeń. Może o to chodzi...

Patrix666

O to chodzi Patrix666, z resztą wiesz, że o to.
Załóż sobie jakiś temat na blogu z możliwością komentowania, bo nie ma możliwości kontaktu z Tobą, a powiem Ci, że na filmwebie jest trochę fajnych osób, z których poznania można być zadowolonym ;>

A tak trochę z innej beczki, choć jak najbardziej na temat - obejrzałam właśnie "Pachnidło". Boże! To jest po prostu genialne! Tak doskonałe, że zapiera dech. Wspaniałe. I bardzo pasuje do tej ostatniej płyty Mansona. Jest kwestia ceny miłości/poświęcenia się/kogoś/ na ile się ma prawo do tego... wszystkie te zagadnienia są i na tym albumie i w tym filmie. I nawet to miłosne pożarcie. Fantastyczne. Niewiele jest aż tak doskonałych filmów. Jak strasznie musi być nie rozumieć takich rzeczy, ale pewnie ci ludzie, którzy nie rozumieją, nawet nie zdają sobie z tego sprawy, jak wiele tracą. Jaka to jest umysłowa rozkosz poznać coś takiego, rozumieć. Tam, pod tym filmem, jest taki temat, w którym ludzie go krytykują. Podobna sytuacja jak z Mansonem.

Eleonora

Sorry Eleonora ale nie porównuj tak beznadziejnego filmu jakim jest "Pachnidło" do krytyki jaka spada na Mansona. Z "Pachnidłem" jest tak samo jak z Mickiewiczowskim powiedzeniem na temat poezji Słowackiego: Ten (film) jest "Piękną świątynią lecz Boga w niej nie ma".
Wracając do Mansona. Jest to postać wykreowana przez Briana Warnera która jak on sam to określa w "Długiej i ciężkiej drodze z piekła" miała uosabiać całe zło i głupotę społeczeństwa amerykańskiego. Co za tym idzie wszelkie prowokacje postaci którą wykreował mają służyć krytyce jego osoby, i zwrócenia na nią, uwagi społeczeństwa. W tym przypadku z punktu widzenia Etyki możemy mówić o tzw. indywidualizacji Mansona jako jednostki.
Piszesz też o ludziach którzy nie rozumieją Mansona jego sztuki, jako o jednostkach tracących owe "coś". Masz oczywiście rację ale Manson nigdy nie powiedział że chce aby jego sztuka była zrozumiana, bowiem tworzy ją dla siebie.
Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę na to iż niebywała kreatywność postaci o której pisze wynika właśnie z owej krytyki która spada na Marilyna, jest on porostu swoistego rodzaju hosztaplerem który doskonale się nami bawi (I chawała mu za to).

revo_lver

Sorry revo.lver mam prawo do porównań jakiegokolwiek przyjdą mi do głowy i jeśli uważam je za sensowne, to je tutaj (czy gdzie zechce) napiszę. Akurat tak się składa, że i w przypadku Mansona i w przypadku tego filmu jest cała masa osób, które nie rozumieją przekazu (jednego lub/i drugiego). Co mnie w sumie nie dziwi, bo zrozumienie jednego i drugiego wymaga sporej wiedzy. Skoro dla Ciebie "Pachnidło" jest beznadziejnym filmem to najwidoczniej też go nie rozumiesz, dlatego, że są pewne rzeczy (z muzyki, czy filmu) źle zrealizowane pod względem stylu, techniki, czy czegoś podobnego. I wtedy mogą się nie podobać z tych względów. Jednak jeśli coś jest technicznie dopracowane to pozostaje jedynie treść i przekaz (poniekąd jeszcze styl jeśli oddzielimy go od techniki), które się mogą komuś nie podobać, a jednak nie podobają się kiedy to do tego ktosia nie trafia, czyli koniec końców, kiedy tych rzeczy nie rozumie. A potwierdzeniem tego, że tak jest właśnie w przypadku Twojego stosunku do "Pachnidła" jest to, że napisałeś to zdanie o pięknej świątyni bez Boga.

Co do Mansona to z tego co piszesz można by odnieść wrażenie, że właściwie zależy mu tylko na sprawnej manipulacji ludźmi, na zabawie nimi. A w ten sposób znów pomija się całą mądrość tkwiącą w jego twórczości skupiając się jedynie na formie. Czyli podobnie jak w przypadku "Pachnidła". Z tymże prawda jest taka, że sam Manson podkreśla, że interesują go jego fani, że bez ludzi, którzy go rozumieją i chcą poznawać jego twórczość, nie było by sensu tworzenia. Że interesują go ci, którzy go rozumieją, a reszta go nie obchodzi. Wcale nie mówi, że tworzy wyłącznie dla siebie. Jest istotna różnica w tym co on mówi i w tym co Ty tu napisałeś, dlatego, że on podkreśla, że nie obchodzą go osoby, które go nie rozumieją, a jeśli ktoś go krytykuje to robi mu przysługę, tworząc rozgłos, dając świetną reklamę. Jest to naturalne zjawisko i wiadomo, że nie będące jego odkryciem, choć oczywiście dzielnie przez niego wykorzystywne. Z tymże wcale nie znaczy, że tylko o tą reklamę mu chodzi. Po prostu chodzi o kilka rzeczy naraz. Co do jego wizerunku - wyglądu, zachowania - różnych rzeczy powiedzmy szokujących - to nie mają one na celu tylko szokowania i kontrowersji. Wszystko ma pewne podteksty, jakieś korzenie, często w okultyzmie. Jakoś nie mogę czytając to co napisałeś nie odnieść wrażenia, że Tobie się wydaje, że ten cały wizerunek/zachowanie, to jedynie plus minus przypadkowa otoczka stworzona wyłącznie w celu szokowania i zdobywania rozgłosu. Wiele osób krytykujących Mansona ma właśnie takie zdanie, ale oni zazwyczaj nic nie zrobili w kierunku poznania go, więc rozumiem, że patrząc powierzchownie mogą tak to odbierać. Tobie jednak trochę się dziwię, zwłaszcza jeszcze, że piszesz, że przeczytałeś książkę Mansona. Na pewno dużo się traci nie rozumiejąc pewnych rzeczy, ale też wiadomo, że kilka osób może oglądać, czy czytać to samo i jedne się od tego rozwiną, a inne nic nie zmienią. Ludzie są różni i tyle. W każdym razie ja bardzo dużo wyniosłam z książki Mansona. Dużo więcej niż tyle, by myśleć, że chodzi tylko o zabawę ludźmi, choć wierz mi akurat na manipulowaniu ludzkimi myślami i emocjami znam się doskonale i przyznaję, że jest to ciekawa 'rozrywka'.

Przytoczę tu jeszcze cytat z "Rozpustnika", który świetnie pasuje do istoty poruszanego problemu:

"Ci, którzy nas nie lubią, nie zasługują na naszą uwagę.
Zdążyłem się przekonać, że dzielą się na dwie grupy: głupich i zawistnych.
Głupcy poznają się na tobie za 5 lat, zawistni - nigdy."

Koniec końców wygodnie jest wykorzystywać przeciwników jako sztab reklamowy, ale poza tym nie są warci uwagi w przeciwieństwie do osób, które mogą nas zrozumieć lub czegoś nauczyć - takie osoby są istotnie interesujące.

Eleonora


"Koniec końców wygodnie jest wykorzystywać przeciwników jako sztab reklamowy, ale poza tym nie są warci uwagi w przeciwieństwie do osób, które mogą nas zrozumieć lub czegoś nauczyć - takie osoby są istotnie interesujące."

Rzeczywiście tylko osoby które uwielbiają Mansona( w Twoim przypadku to już fanatyzm) są interesujące, reszta to bezbarwni, nudni ludzie. BRAWO

disposable

disposable cytujesz zdanie w którym nie ma słowa o tym, że jako osobę interesującą uważam osobę rozumiejącą Mansona (fana Mansona, czy osobę w ogóle znającą Mansona) i wyciągasz taki to przedziwny wniosek, że piszę to, czego nie piszę. W ten sposób można by równie dobrze pomyśleć, że np. "Rozpustnik" z którego cytat przytoczyłam jest filmem o Mansonie:) BRAWO dla Twojego zrozumienia słowa pisanego.

Eleonora

Kurczę, ludzie, już się pogubiłem w tych waszych głębokich dysputach filozoficzno-artystycznych! To chyba zbyt intelektualne, jak na mój wątły umysł... Wykształciuchy z was jakieś, czy co?! Coś mi się zdaje, że zajmę się czymś mniej ambitnym, niż te dywagacje. Może posłucham sobie Mansona? Dla was to pewnie zbyt powierzchowne zajęcie, wy ętelektualiści...

Patrix666

Tak, tak, nabijaj się z nas;P

Patrix666

A tak a propos zabawnych tekstów to wczoraj leciał film w którym dwóch facetów gadało o dziewczynie i słowa jednego z nich brzmiały mniej więcej tak:
"Była bardzo zdenerwowana, strasznie płakała... cały makijaż jej się rozmazał.. normalnie wyglądała jak ten cudak Marilyn Manson..."
:)
i to było jeszcze tak fajnie z przejęciem, na poważnie, mówione:) No podobało mi się jednym słowem:)

Eleonora

Ja kiedyś słyszałem coś podobnego w jakimś serialu... Dwie elegancko ubrane kobiety były w restauracji dla VIP-ów, i nagle jedna powiedziała: "Muszę wyjść! Właśnie wszedł Marilyn Manson w takiej samej sukience!"

revo_lver

Moim zdaniem też jest rewelacyjna. Chyba najlepsza do tej pory,
pozdrawiam

revo_lver

z chwili na chwile coraz bardziej zakochuję się w tej płycie. jest perfekcyjna <3

revo_lver

Według mnie fatalna płyta.Może 5 piosenka nie jest taka zła.I 6 heh akurat 6 jest super.Oceniam tą płyte 3/10 tylko dlatego ze te 2 piosenki są spoko.

Bover0

Moją ulubioną z tej płyty jest Evidence, bodajże #7. No i Heart-shaped glasses. i putting holes in happiness. w ogóle, oh i ah.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones