Uwielbiam MS. Mam jednak wrażenie, że ostatnia dekada to taka strata jej ogromnego potencjału. To jest aktorka która powinna grać monumentalne role, dzieła wybitne. Zamiast tego jest tak jakoś... nie na jej miarę. Nie wiem czy to kwestia jej wyborów że gra to co chce lub/i to co lubi i po prostu chce miec frajde z pracy. Każda jej rola jest w pewnym sensie wybitna jednak nie wszystkie jej ostatnie filmy są dobre. Niektóre rolę wręcz ratują filmy w ktorych gra.
Problemem jest ostatnia dekada i słabe scenariusze ogółem. Nie ma tego elementu zaskoczenia, być może przez wyczerpanie tematów w filmowym świecie. Nie oszukujmy się też, że wiek zazwyczaj stanowi problem w obsadzaniu kolejnych ról (przy czym panowie są w tej kwestii traktowani bardziej łaskawie).
Są inne równie dobre czy nawet lepsze aktorki i im też się coś należy. Streep do pewnego momentu w pierwszej kolejności dostawała najlepsze scenariusze dopóki skończyło się panowanie Weinsteina - jej dobrego przyjaciela. To dobra aktorka ale to dzięki odpowiedniej promocji wmówiono przeciętnym widzom że jest najwybitniejszą aktorką ever - GRUBA PRZESADA. Wyżej wspomniany Weinstein miał w tym swój udział. Bardzo dobrze że przestała być wszędzie wciskana. Jej nominację do Oscara za "Boską Florence" czy "Tajemnice lasu" do dziś budzą niesmak.