i zgadzać się z Wami nie będe. Podreślam: Oscar nie jest dla mnie nagrodą o jakimś wysokim znaczeniu. Pisałem juz dlaczego. Oczywiście nie jestem tez za tym,aby rozdawanie nagród stało się konkursem popularności ( wtedy pewnie Meryl nigdy nie dostałaby Oscara...) Ale przeciez można zrobić tak: nominacje może przyznawać Akademia a głosować na daną piątkę może publiczność za pomocą np. internetu,albo nominacje może przyznawać Akademia, jej członkowie mogą też głosować i publiczność może też głosować, to i to zsumować,policzyć z tego procent i jest wynik...Ale ten pomysłm też się Wam oczywiście nie spodoba, bo się uparliście na jedno. Słuchajcie: to dzieki Nam oni istnieją-aktorzy, piosenkarki itp. My chodzimy do kina, kupujemy bilety, płacimy za koncerty, kupujemy płyty itp. Gdyby nie My, to oni by nic nie znaczyli...Dlatego uważam,że publiczność ma bardzo dużo do powiedzenia w takich kwestiach.Ok, może faktycznie za bardzo zjechałem Meryl,ale aż krew mnie zalewa gdy jest wałkowana co roku ta sama osoba w tych nagrodach, podczas gdy jest całe grono znakomitych aktorów, którzy nigdy nie doczekają się nawet nominacjii....Może się mylę? Trzeba dac szanse innym. Myśle,że o niej już wystarczająco dużo powiedziano...Bo jak się ciągle wałkuje jedno to na serio można dostac od tego mdłości...I jeszcze raz: Oscar to żaden wykładnik czegokolwiek. DLA MNIE.