true. To uwielbienie jurorów robi się już zresztą pechowe dla niej - wielu ludzi lubi ją coraz mniej bo jest nominowana za nic. Więcej kasy czy większych możliwości dobierania sobie ról już z tego mieć nie będzie, bo jedno i drugie (zwłaszcza drugie) ma babka na full. Więc zastanawiam się w sumie czy ona sama skacze z radości pod sufit gdy jak co roku oscar.
Jest jedną z najzdolniejszych aktorek, jakie kiedykolwiek chodziły po ziemi, jedyna mogąca się z nią równać to chyba tylko Katherine Hepburn (nie mylić z Audrey), więc nie ma się czemu specjalnie dziwić.
Dokładnie, bez przesady. Zaczynam mieć wrażenie, że nawet jeśli epizodycznie zagra drzewo to ją nominują. -.-
Ja ją uwielbiam jako aktorkę, ale nie można kogoś nagradzać tylko dlatego, że nazywa się Streep. Rozumiem, gdyby jej rola naprawdę było niesamowita- ok, ale w "Into The Woods" nie pokazała nic niezwykłego według mnie.
Mam to samo usposobienie. Aktorka rewelacyjna - prawda - ale nominacja za każdą rolę, za byle jaki film... przesadzone. Nagrody/nominacje za nazwisko.
Wiem, wiem - tylko że otrzymuje nominacje nawet do Złotych Globów, za rolę "dobrą" w średnim filmie, gdzie obok są aktorki, które grały lepiej od niej i bardziej się wyróżniały. Uwielbiam ją jako aktorkę, ale akademia zrobiła z niej "trofeum" :)
Moim zdaniem zasługuje, bo w każdym filmie gra genialnie, ale nie sądzę, by znów dostała Oscara... Widocznie akademia uważa, że jej się należy. Ileż to przeciętnych aktorów dostało Oscary za nic, a ile genialnych aktorów nie dostało tych nagród w cale mimo nominacji np: Deborah Kerr 6 nominacji i tylko ochłap czyli Oscar za całokształt... Możemy sobie gdybać... Pozdrawiam:)