Za rolę Davida w "Prometeuszu" należy się nominacja do Oscara w kategorii "najlepszy aktor drugoplanowy". Czy będą dziady z akademii filmowej o tym pamiętać?
Jest nominacja od londyńskich krytyków filmowych. Bravo! Nareszcie ktoś zauważył, że Fassbender w "Prometeuszu" zademonstrował wyborne umiejętności aktorskie. Czekamy na nominację do Oscara.
Niestety, nominacje do BAFTA rozdane - nie ma Fassbendera. Ale jeszcze sobie o nim przypomną - "The Counselor" czyli podobno "To nie jest kraj dla starych ludzi" na sterydach.
Nie była to wielka rola, ale w dobie zer aktorskich powinien chociaż nominację dostać, bo przecież Akademia to wyznacznik artyzmu (?) :). Natomiast za "Wstyd" powinny posypać się wszelkie statuetki, jedna z najlepszych ról ostatnich lat. Znając życie to nie dostanie pewnie nominacji, bo sam "Prometeusz" nic zostanie nominowany do niczego (chociaż konkurencji nie ma prawie żadnej to i tak to jest film mierny), a wiadomo, że rzadko kiedy nominują aktora, jeśli nie grał w filmie nominowanym do Oscara. Mają klapki na oczach i patrzą jedynie na faworytów, tak jak to było w 2009 roku, gdzie Rourkie stworzył najlepszą kreacje roku, a Oscar poszedł oczywiście do Penna bo jakże inaczej, w końcu "Milk" był nominowany do najlepszego filmu.
Wielka rola w "Prometeuszu"! Bo gdy bez zająknięcia mówisz kwestię z "Lawrence'a z Arabii" w identycznym stylu jak O'Toole, to musisz być aktorem dużego kalibru. "Prometeusz", to niedocenione dzieło. Ja sam z każdym kolejnym seansem lepiej czuję ambitne zamiary Scotta. Nominacja za efekty specjalne powinna być i dla Fassbendera oczywiście też.
Rola we "Wstydzie" wybitna, ale akademia nie będzie nominować aktora, który ma dużego ptaszka i posuwa panienki w przeróżnych konfiguracjach - to dla nich jest już pornografia. Tylko Marlon mógł wsadzić palec w... legendarne masło u Bertolucciego ;)))
Ja za każdym kolejnym seansem coraz bardziej śmieję się z filmu Scotta, gdzie tam jakikolwiek zamiar, nie posiadającego scenariusza. Nie zmienia to faktu, że dosyć dobrze zagrał, więc niech sobie wygrywa co wy tam chcecie. A więc: kolejne pandy od chinoli, jaruzele od komuszków, kaczki od gdańszczan, Klisze od kliszowców lynchcha i oskary od najważniejszych z najważniejszych:)
Złotą palmę kokosową w Cannes - nagrodę filmową wszech czasów. Czemu jej Fass (jeszcze) nie zdobył? ;) Konkurencja zawsze jest bez szans.
Skróty myślowe są tak duże, że aż się włos jeży na głowie w trakcie oglądania "Prometeusza". Nie zmienia to jednak faktu, że jest to najwybitniejszy film Scotta od niepamiętnych czasów - bije na głowę "Gladiatora", jak również "Helikopter w ogniu" oraz wszystkie inne filmy Scotta z XXI wieku. Scott ma olbrzymie ambicje - to w końcu najwybitniejszy reżyser w gatunku s-f. Dowiódł w "Prometeuszu", że jak nikt inny potrafi wysoko wznieść się w kosmos, odbyć podróż nie tylko niebezpieczną i tajemniczą, ale przede wszystkim głęboką intelektualnie. W "Prometeuszu" Scotta znów fascynuje sztuczna inteligencja wchodząca w konflikt z człowiekiem. Wątek zrealizowany bez wątpienia po mistrzowsku! A do tego wspaniały wątek nadziei i wiary wyrażony poprzez postać Elizabeth Shaw. I na tym się nie zakończy. Będzie część druga. Dzięki Bogu.
Obejrzyj, jeśli jeszcze nie widziałeś/widziałaś, wersję reżyserską Królestwo Niebieskie. Koniecznie reżyserską! Zupełnie inny film. Właśnie te dwie wersje pokazują, jak filmy Scotta są bezlitośnie cięte. Dla mnie osobiście najlepszy film Scotta od wielu, wielu lat. Tutaj właśnie Scott może urzeczywistnić swoje kinowe ambicje. To nie są skróty myślowe w Prometeuszu. To nachalne implikowanie metafor żeby można było jakoś zakryć absurdy gniecące ten film. Czyli tworzenie kolejnych debilizmów i rwanie scen, żeby można było posunąć fabułę do przodu. Spoko. Niech będzie kolejna część. Jeśli wkońcu weżmie czynny udział w powstawaniu filmu jakiś scenarzysta, wyjdzie to na dobre.
Troszkę sobie żartowałem z "Prometeuszem", nie jest to aż tak wspaniały obraz, ale też nie taki zły. Na pewno jest to jeden z najciekawszych filmów s-f ostatnich lat. "Królestwo niebieskie" już w wersji kinowej robi niezłe wrażenie. Bardzo przypadło mi do gustu w jaki sposób Ridley nakreślił postaci dramatu. Nie ma tego okropnego, jednowymiarowego punktu widzenia: walczymy w imię Chrystusa, to jesteśmy lepsi. Wersja dłuższa jest ponoć bardziej przemyślana, tylko ten Bloom, marny aktor nie sądzisz?
Akurat tutaj mi on nie przeszkadza. Jego wada - brak grania - jest pozytywem w tym filmie. Bardziej się skupiamy na fresku nakreślonym przez Ridleya, że tak to ujmę:)
po pierwsze Fassbender grał rolę pierwszoplanową, po drugie kocham go, ale ten film to jedna wielka tragedia.
Nie gra głównej roli, bo gdyby grał, to musiałby być Elizabeth Shaw, a nią nie jest.
Film nie jest jedną wielką tragedią. Czy Ty dziecinko kiedykolwiek spoglądałaś w gwiazdy, zastanawiając się jakie możliwości kryją się tam daleko, daleko, daleko w kosmosie? Nie, tkwisz na Ziemi i nic poza przyziemnymi sprawami Cię nie obchodzi. Mamusia da jeść, tatuś kupi loda i to Ci wystarczy.
Tymczasem pewne sceny z "Prometeusza", to już dziś klasyka kina. Nie dla rozwydrzonej i małostkowej gówniarzerii.
1) Otwarcie filmu. Początki czasu. Kamera sunie wysoko nad pejzażami, przebija się przez chmury, obserwuje dziewicze tereny planety w rytmie rewelacyjnej kompozycji Harry'ego Gregsona-Williamsa, "Life". Majestatyczna sekwencja. Krótka, ale konkretna.
2) David odnajdujący gwiezdną mapę kosmosu z Ziemią i jego wręcz dziecięcy entuzjazm z cennego znaleziska. I znów słychać ten fantastyczny motyw muzyczny, godny wielkiego odkrycia.
3) Najlepsze Scott jednak zostawił na koniec, ostatnia rozmowa Shaw i Davida:
Elizabeth Shaw: I don't want go to back to where we came from. I want to go where they came from. You think you can do that, David?
David: Yes, I believe I can. … May I ask what you hope to achieve by going there?
Elizabeth Shaw: They created us. Then they tried to kill us. They changed their minds. I deserve to know why.
David: The answer is irrelevant. It doesn't matter why they changed their minds.
Elizabeth Shaw: Yes – yes, it does.
David: I don't understand.
Elizabeth Shaw: Well … I guess that's because I'm a human being, and you're a robot.
RIDLEY SCOTT WCIĄŻ JEST MISTRZEM GATUNKU S-F.
za kogo Ty się uważasz, żeby raz - nazywać mnie "dziecinką" oraz "rozwydrzoną i małostkową gówniarzerią", dwa - mówić mi, co mnie obchodzi, a co nie, trzy - kwestionować mój gust filmowy? uraziłam Twoje ego stwierdzając, że ten film to tragedia? a może uważasz, że filmweb jest po to, żeby znajdować użytkowników młodszych od siebie, których opinia nie zgadza się z Twoją własną, a potem dawać im pouczającą gadkę o tym, że nic nie rozumieją i że dziś komercyjne gówno staje się z dnia na dzień klasyką kina.
muszę Cię rozczarować, ale to nie jest miejsce, gdzie możesz się za darmo dowartościować dyskryminując ludzi o innych gustach filmowych.
a poza tym, Fassbender GRAŁ w tym filmie główną rolę. nie wiem, jak było za Twoich czasów, ale współcześnie to możliwe, żeby w jednym filmie grało dwóch aktorów pierwszoplanowych.
Przecież ja nic takiego ohydnego nie napisałem pod Twoim adresem...
Kubrick - "2001: Odyseja kosmiczna"
Tarkowski - "Solaris"
Malick - "Drzewo życia"
De Palma - "Misja na Marsa"
Spielberg - "Bliskie spotkania trzeciego stopnia"
Levinson - "Kula"
Cameron - "Głębia"
RIDLEY SCOTT - "PROMETEUSZ"
Ridley Scott zajmuje miejsce wśród najbardziej ambitnych twórców filmowych poruszających w swoich obrazach kwestie fundamentalne dla człowieka. "Prometeusz" nie jest wielką tragedią. Wielką tragedią jest zaprezentowany przez wielu widzów tok myślenia. Bo Scott już nie chce. I wcale nie musi wracać do tego, co było dawno temu. On definitywnie patrzy dalej i dlatego w "Prometeuszu" porzucił płytkie gierki obcego w kotka i myszkę z załogą. Nareszcie koniec z ciuciubabką ("Obcy 3" i "Obcy: Przebudzenie"), która w końcu uśmierciła słynną sagę filmową. Scott dziś przygląda się nieodkrytym tajemnicom kosmosu. Rzucił wielkie wyzwanie widzowi. Ortodoksyjni fani "Obcego" nie mogą się z tym pogodzić.
nie ohydnego. obraźliwego.
nie wiem, czy to wciąż odnosi się do mnie. w każdym razie nie jestem zagorzałą fanką Obcego i rozumiem, że Ty też nie. możliwe, że dlatego tak bardzo podobał Ci się Prometeusz, który nie ma z Obcym za dużo wspólnego. rozumiem też, że interesujesz się kosmosem i ten film w jakiś sposób do Ciebie przemówił, ale zrozum, że nie wszyscy odbierają Prometeusza, jako głębokie kosmologiczne rozważania Ridleya Scotta. ja odbieram ten film takim, jakim jest, bez żadnych kontekstów, czyli generalnie latające kosmiczne gluty, ucieczki przed obcymi i słabo trzymające się siebie wątki. fajnie by było, jakbyś to zaakceptował.
Wręcz przeciwnie - jestem fanem "Obcego" i sporo czasu mi zajęło nim przyzwyczaiłem się do osobliwej wizji Scotta w "Prometeuszu".
Prometeusz w ogóle nie powinien powstać, albo jeżeli już to powinni zmienić całkowicie scenariusz. Napisać go od nowa. Ridley i jego "dzieło" ? Przyrównujesz Prometeusza do "Odysei kosmicznej" ? Niech Ci będzie, chociaż nigdy bym takiego zestawienia nie zrobił, a nawet bym nie pomyślał, że profanacja gatunku sci-fi jakim był "Prometeusz" może stawać do "walki" z Kubrickiem.
Nie wymieniasz jednego z najlepszych właśnie filmów Scott'a, czyli "Blade Runner'a" i to mnie dziwi. Scott się skończył już od kilku swoich produkcji (masakrycznie słabe "Prometeusz" i spieprzona w całej rozciągłości wersja "Robin Hood'a" no i dodatkowo udział w takim projekcie jak "The Grey"). Męczy w nieskończoność wątki o przemijaniu i uzyskaniu życia. Mówi, że Prometeusz to osobna bajka i nie ma nic wspólnego z "Obcym", a jednak na siłę wciska tam pełno powiązań (chamsko i prymitywnie, że się tak wyrażę) robiąc sobie po prostu jaja z widzów, z fanów Obcego. I do tego bzdurne projekty, żeby jeszcze trochę kaski wpłynęło to nakręci "Blade Runnera 2" co będzie przypieczętowaniem końca jego kariery (przynajmniej dla mnie) jako reżysera. ... Tylko, że w "Prometeuszu" nie ma żadnej wizji. To jak pocięty teledysk, bez ładu i składu. Poza niesmakiem człowiek (mówię o sobie) niewiele może wynieść po zakończonym seansie w kinie.
Nie porównuje w żaden sposób "Prometeusza" z "Odyseją", bo wiadomo, że film Scotta w starciu z arcydziełem Kubricka nie ma żadnych szans. Chodziło mi o tematykę filmów w których porusza się kwestie fundamentalne dla człowieka, a to z pewnością łączy te dwa filmy.
Nie wiem, spoglądam sobie na filmografię Scotta z ostatnich lat i mi wychodzi, że:
"Gladiator" - syf w Rzymie, gdyby Rid dał chociaż konkretne, antyczne cycki, może podwyższyłbym ocenę
"Helikopter w ogniu" - syf na wojnie, strzelają i tak w kółko aż do usranej śmierci i z marnym realizmem
"Hannibal" - widać ambicje, udało się jakoś Scottowi nakręcić coś, co mnie zainteresowało, ponieważ uczucie jakie w tym filmie Lecter żywi do Clarice, uważam za najczystsze z możliwych
"Naciągacze" - naciągane, ale miłe, gorsze jednak od "Hannibala"
"Królestwo niebios" (niebieskie, to mogą być kwiatki - to do polskiego tłumacza) - są ambicje, lecz Bloom bloomiasty ponad miarę, choć stara się jak tylko może udawać innego
"Robin Hood" - popelina z Crowem, który ma wygląd na Maximusa żeby film lepiej się sprzedał
I jest teraz "Prometeusz", film który moim zdaniem przewyższa wyżej wymienione filmy. A że banda widzów chce wciąż uciekać korytarzami i ratować dupę przed szczękami xenomorfa, cóż też pragnąłem tego z całego serca. Nie przyjmowałem do wiadomości, że "Prometeusz" ma cokolwiek wspólnego z "Obcym". Ale ma. Niewiele, ale jednak. I wiem też, że ma scenariusz z błędami. Jednak zakończenie historii, nadzieja nieugiętej Shaw i ten wciąż niejednoznaczny David, to jest to czym ostatecznie Rid mnie kupił. Oczywiście również mnóstwo fantastycznych aluzji, jakie się pojawiają ("Lawrence z "Arabii" / "Doesn't everyone want their parents dead?" / Także wspaniałe pojedynki na słowa: Holloway - "They're making you guys pretty close, huh?" David - "Not too close, I hope"). I przede wszystkim Scott w tym filmie... wierzy. To jest dla mnie istotne. A że są błędy... są w każdym filmie.
"Nie gra głównej roli, bo gdyby grał, to musiałby być Elizabeth Shaw, a nią nie jest. "
W sumie się zgadzam, ale w "Milczeniu Owiec" mamy analogiczną sytuację, Hopkins niby nie gra głównej roli, a jednak zawsze mówi się o Lecterze jako o pierwszoplanowej postaci, a jest on gdzieś z kwadrans na ekranie?
Jednak ma on większy wpływ na fabułę niż Fassbender w Prometeuszu.
Jego rola scenariuszowo jest drugoplanowa ale ma największy czas ekranowy. Ta-daam. Zagadka rozwiązana.
Denny? Bez wątpienia lepszy od "Kuli", "Ukrytego wymiaru", a nawet od "Aliens", "Aliena 3" i "Aliena 4". Ridley Scott "Prometeuszem" zmiażdżył całą konkurencję. Pokazał, że dziś tylko on potrafi nakręcić widowisko s-f o którym nie można zapomnieć. Najlepszy film Scotta od wielu lat.
Trudno się z tym zgodzić.... Scott obiecywał powrót do korzeni gatunku, film dla fanów serii i z tych obietnic się nie wywiązał. "Prometeusz" rzeczywiście zmiażdżył całą konkurencję, ale w ilości bzdurnych zachowań postaci.
http://www.youtube.com/watch?v=RBaKqOMGPWc
http://film.org.pl/a/50-prawd/50-prawd-objawionych-przez-prometeusza-29240/