Gdy Paul Walker zginął, miałam 10 lat. Pamiętam jak mama mówiła że umarł aktor grający w szybkich i wściekłych, a teraz mają problem z nagraniem scen z jego udziałem. Naprawdę dużo wtedy o tym myślałam. Nie wiedziałam jaki to aktor, jak się nazywa i jak wygląda więc tylko podstawiałam potencjalne twarze by móc to sobie wyobrazić. Przez te 3 lata nie myślałam już o nim. Tydzień temu gdy jechałam na wycieczkę puścili nam w autokarze "fast and furious 7". Nie oglądałam uważnie bo po pierwsze nic nie widziałam a po drugie spałam. Obiecałam sobie jednak że obejrzę w domu. Obejrzałam i przyznam że 7 część wcale nie była jakąś świetną produkcją. Zauważyłam Briana i pomyślałam "kurcze ale ciacho." Postanowiłam sprawdzić go w internecie. Weszłam na filmweba i z przerażeniem zauważyłam że Paul zginął 30 listopada, 3 lata temu. Właśnie wtedy zrozumiałam o kim mówiła moja mama. Obejrzałam całą serię szybkich i wściekłych. Może nie jestem specjalnie oczarowana grą aktorską Paula. Zaczęłam się interesować życiem Walkera. Gdy zobaczyłam jakie podejście ma do życia, jak pomaga wszystkim ludziom, wiedziałam za co tak bardzo wszyscy go kochali i wciąż kochają. Paul miał w sobie czyste światło. Był kimś kogo podziwiam nawet po 3 latach po jego śmierci. Był kimś więcej niż aktorem. Miał ogromne serce. Nie odwracał się od potrzebujących jak te wszystkie inne hollywoodzkie czubki. Nie chciał sławy, uważał się za równego innym. Miał kasę i ją wydawał ale wielkie jest to że nie tylko na siebie. Żył by pomagać.

Życie jest okrutne. Paul był taki młody a jednak ktoś z góry chciał go już u siebie. Przestańmy go hejtować, spójrzmy kim był i co uczynił dla tego świata. Człowiek o sercu przepełnionym światłem. Tacy ludzie zdążają się raz na milion. Uszanujmy jego pamięć [*]