Quentin Tarantino

Quentin Jerome Tarantino

8,9
45 014 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby Quentin Tarantino

Ten Pan urasta już do rangi ikony kina. Czy słusznie? Sam nie wiem. Polemizowałbym z tymi wszystkimi, którzy podchodzą do niego bezkrytycznie. Tarantino jest twórcą znakomitych filmów - takich jak Pulp Fiction czy Reservoir Dogs. Doskonałe dialogi to jego znak rozpoznawczy. Jest twórcą znakomitego scenariusza do True Romance Tonyego Scotta. I niestety jak dla mnie tu się kończy ponad przeciętność tego Pana. Od 1993 roku nie stworzył dzieła, które rzuciłoby na kolana. Fakt Inglourious Basterds jest filmem bardzo dobrym, ale czy osiągnie status produkcji kultowej? Trudno powiedzieć. Często słyszę ochy i achy nad Kill Billem. Osobiście ten film mnie nie zachwyca. Powiem więcej - momentami jest dla mnie mocno nie strawny. Ma także swój udział przy Sin City, które bardzo mi się podobało - jednak miał tam dużo mniejszy wkład niż Roberto Rodriguez. Bardzo cenię tego reżysera, zaliczam go do jednego z moich ulubionych. Pomimo to dostrzegam u niego wyraźną tendencję spadkową. Wydaje mi się, że jest reżyserem, który 'jedzie' na swojej renomie - a jego filmowy geniusz przygasł po roku 1993. Czekam na obraz, który rzuci mnie na kolana - IB pokazuje, że nie zapomniał jak robi się filmy.

morgo7h

Może nie powinienem sie wypowiadać w tej kwestii bo QT to mój ulubiony reżyser a nie chciałbym byc subiektywny. Podobały mi się wszystkie jego filmy i niezbyt mnie obchodzi czy maja status kultowych czy nie. Zauwaz że bedzie tyle opinii ile osob je wypowiadajacych. Film ktory Ciebie zachwyca, mnie moze nudzic. i odwrotnie.
nie przejmowal bym sie za bardzo faktem czy ogół uwaza dany film/rezysera za kultowy czy przeciwnie. Np James Dean ma status legendy kina i prawdziwej ikony a zagral tak naprawde tylko w trzech dobrych filmach. Obywatel Kane Wellesa cyklicznie wygrywa wszelkie konkursy na najlepszy film w historii kina a wiekszosc uzytkownikow tego serwisu nie umiescilo by go w swoich ulubionych. Przyklady mozna mnozyc

ElCrackTotal

Nie wiem jak rozumiesz pojęcie filmu kultowego... Dla mnie ów film to taki, który zapada w pamięci na dłużej, który cytuje się mimo upływu lat, wpływający na nasze myślenie, nie starzejący się, etc. Czy IB osiągnie taki statut? Wydaje mi się, że nie. Oglądałem tę produkcję kilka dni po polskiej premierze i na dzień dzisiejszy mało co z niego pamiętam - a oceniłem go bardzo wysoko i po wyjściu z sali kinowej byłem zachwycony. Ale tak jak mówisz - ile osób tyle opinii(subiektywnych), zgadzam się z tym absolutnie. Każdy inaczej może zdefiniować kultowość danej produkcji/osoby/etc. Ja ją tak definiuje, a Ty możesz inaczej.

morgo7h

Dla mnie ta cała kultowość jest mocno naciągana. Dla wielu nastolatków kultową pozycją jest seria American Pie. Kultem obrastają bardzo często rzeczy głupie i przeciętne a wartościowe "twory" toną w bagnie popkultury.
Myślę że Tarantino przejdzie do historii kina i zostanie ikoną pewnego pokolenia/pewnych czasow bo wypracował własny, charakterystyczny styl i wyróznia sie z tlumu. Nie wiem co sądzić o IB. Film mi sie bardzo podobal, niektore rzeczy na pewno zostana zapamietane ale nie porownywalbym go z Pulp Fiction bo drugiego takiego filmu juz nie bedzie.

ElCrackTotal

W większości się z Tobą zgadzam. Zwłaszcza co do Amercian Pie - który jest świetnym przykładem. Jest traktowany jako dzieło kultowe dla młodych, niezbyt wymagających widzów(sam lubię ten film, ale jestem daleki od nazywania go chociażby kultową komedią)- i to uważam za głupotę. Co do tego, że Tarantino został już ikoną pewnego pokolenia - także się z tym zgadzam. Moim jednym zarzutem jest to co ciągle podkreślam - ten właśnie jego styl. Chciałbym, aby wyreżyserował chociaż jeden film, w którym chwilowo odszedłby od swojego stylu - zaprezentował coś nowego, bo robi się to powoli monotonne.

morgo7h

Chciałbym się też dowiedzieć co to znaczy ten "kultowy", bo jeśli chodzi o to, czy potrafimy cytowac - jestem w stanie zacytowac każdy z filmów QT i setki innych filmów, bo zwyczajnie mam tak dobrą pamięć, a mimo to, nie mogę nazwać kultowymi tak wielu filmów. O Urodzonych mordercach pisałem cały podrozdział mojej dość obszernej pracy mgr, a mimo to nie wiem, zy mogę nazwać kultowym. Mnie się wydaje, że to okreslenie nie powinno być używane zbyt częśto, tymczasem wielu je wypowiada określając zupełne gnioty. Odnoszę wrazenie, ze kultowy oznacza dziś tyle co coll, czyli fajny, a zatem nic wybitnego, a szkoda. Choć z drugiej strony, kinomani i nie tylko naduzywają określen iinych także. Np. arcydzieło. Kto wie, może i to arcydzieło niebawem będzie "fajne"

pawellnowak

Napisałem 2 posty wyżej: "(...)Dla mnie ów film to taki, który zapada w pamięci na dłużej, który cytuje się mimo upływu lat, wpływający na nasze myślenie, nie starzejący się, etc.". Dodatkowo przenosi on pewne wartości i zachowania na społeczeństwo. Natural Born Killers wg mnie to film dobry i... tylko dobry - absolutnie nie kultowy(ale to tylko moje subiektywne zdanie). Sam nie uznaje gniotów za arcydzieła, ani jak to określiłeś 'fajnych produkcji' nie nazywam dziełami kultowymi. Uważam siebie za wymagającego widza, tak więc film musi być naprawdę znakomity, aby powalił mnie na kolana(a IB niestety mimo licznych ochów i achów, nie zachwycił mnie aż tak bardzo jak np. PF czy RD - chociaż niewątpliwie jest dobrą i udaną produkcją).

morgo7h

rozumiem, ale stwierdzając swoisty regres określenia "kultowy" odniosłem się do wlasnych obserwacji, nie do Twojego zdania.

pawellnowak

I see. Każdy może inaczej zdefiniować to pojęcie i każdy co innego uważa za kultowe.

morgo7h

Otóż to. Co do samego Quentina, to ja sądzę, ze on już wdarł się do świadomości widzów na tyle, by nie został zapomniany. Nie wiem czy Pulp Fiction osiagnie miejsce wśród panteonów już uznanych, czy kiedyś zostanie zestawione w jakimś rankimgu najbardziej przełomowych dzieł filmowych, jak "Obywatel Kane", czy już dawno określony "rewolucyjnym" Matrix. Ale Tarantino z pewnością należy się uwzględnienie jego filmów, jako swoisty gatunek, co określa się kinem reżyserski - a to juz swoisty nieśmiertelnik. Ja uznalbym Quentina za rezysera wybitnego, ale wciąż jakby czekam na jego film, ktory powali mnie totalnie i będzie jakby powrotem do korzeni, tej wykwintności z Wściekłych psow, Pulp Fiction i Jackie Brown. Bo późniejsze filmy, choć wcale mi się podobały, stanowią jednak jedynie (jak dla mnie) doskonałą rozrywkę. Przyznam - Death proof - uśmiałem się, trochę bałem. Pdobnie Kill Bill. Inglorious Bastards - genialna gra Waltz'a, niezły humor, ale to wzią tylko dobra rozrywka. Tarantinowska, ale rozrywka. Ja tymczasem chciałbym jego filmu, w jego stylu ale z napowrót wyrafinowanym warsztatem. Filmu, w którym nie będzie chodziło o rozrywkę, ale przekaz. Czekam na dzieło wieloznaczne jak PF, skłaniające do wielu interpretacji z napięciem z Wściekłych psów.

Popłynąłem... oby nie za daleko.
pozdrawiam

pawellnowak

Rzeczywiście Matrix jest filmem 'rewolucyjnym', jednak niestety cała magia tej produkcji została zniszczona wraz z kolejnymi dwoma częściami(zwłaszcza Reaktywacja - PORAŻKA). Obywatel Kane to produkcja znakomita, ale także dla pewnego pokolenia. Przypuszczam, że coraz mniej ludzi sięgają po takie filmy jak ten - trzeba być naprawdę wielkim kinomanem. Ja osobiście nie przepadam za Jackie Brown, Kill Billem czy Death Proof'em. I oczywiście także chciałbym obejrzeć produkcję w jego wykonaniu, którą powróciłaby do swoich filmowych korzeni. Ale nie ukrywam, że chciałbym także obejrzeć coś nowego innowacyjnego, odbiegającego od jego dotychczasowego reżyserskiego stylu.

morgo7h

Zdaję sobie sprawę, ze Kane'a mało kto dziś ogląda, bo to niezwykle wartościowe kino i co tu dużo mówić - tak bardzo przełomowe, że szanujący kinoman powinien rzeczywiście zobaczyć. Nie jest to łatwy film, ale z pewnośćia nie tak ciężki jak "Metropolis", którze dopiero stanowi wyzwanie. Ale wracając do QT. Rozumiem trochę tych, co krytykują za filmy po PF, choc tak do końca nie chciałbym obdzierać z czci. Kiedy pierwszy raz oglądalem Kill Bill'a, zadawałem sobie pytanie - po co? "Mordkobicia", jatki efektowne jak "jasny gwint", ale... no własnie - brakuje mi tu czegoś, a i koniec - zaskakująco przewidywalny i tym samym trochę mnie rozczarował.

denerwują mnie jednak nieobiektywni fanatyczni wielbiciele i równie zaciećwierzali przeciwnicy. Pierwsi popełniają grzech pychy i niepotrafią uznać racji, podobnie jak i drudzy, ale problem i tak jest chyba jeszcze bardziej złożony. Otóż wśród przeciwnikow wydaje się dominowac uzasadnienie, że "Za duzo przemocy". Tymczasem stawiam odważną tezę" Wydaje mi się, że Quentin pokazuje przemoc w taki sposób, który może się podobac i co za tym idzie wpływać na wzmocnienie wychwytu zwrotnego endorfin, a wielu ludzi bojac się takiej reakcji, nie jest w stanie przyznać do tego." Idąc dalej podam dowod - niedawno rozmawiałem z kilkoma znajomymi o Bękartach. Przyznali, ze nie lubią QT za przemoc między innymi, tymczasem kilka godzin później, grając na moim Xboxie w GTA IV, nie zachwycali się niczym innym jak rozjeżdżaniem ludzi na chodnikach. Quentin przemoc, krew, cierpienie, pokazuje w sposób, który potrafi zachwycić, co wydaje się "popaprane", ale co odwazniejsi konomani, przynajdza mi rację. To z jednej strony zachwyca, ale tez przestrasza. być może i z całą stanowczością podkreślam swoja niepewność, jest tak, że ten reżyser pokazuje zło zbyt dosadnie, a być może zbyt autentycznie. Gra GTA IV umozliwia to samo, ale nie ma w niej ekspresji aktorskiej, wyrafinowanych ujęc, przynajmniej doruwnujących filmowi. choć w filmach QT nie ma prawdziwej smierci, a w grze zabijamy jakieś 01001101, to smierc odegrana przeraza bardziej, choć jego ekspresja może wywołać upodobanie. I byc może wielu widzow tego uwielbienia się boi, lub obawia sie przyznać.

Jednak jak wspomniałem - to tylko założenie dotyczące części przeciwników. Pozdrawiam

pawellnowak

Dodam tylko jeszcze. Oglądajć Death proof w kinie, Bękarty, az dwa razy w różnych kinach, w chiwlach zabijania, dało się odczuc pewne napięcie. DP - po skasowaniu hondy z 4 paniami - po chwili "zawiechy" dało się słyszeć "łoooo", ale to łooo nie było pełnej przerazenia, co raczej satysfakcji. To łooo wydawało się byc wydane przez raczej usmiechniete usta. Odwazni widzowie, przyznali po tem, że to była doskonała scena. Wielu później przyznało, że oglądając film kolejny raz, przewijali do tego momentu kilka razy. Nie każdy potrafi się do tego przyznać.

Nie chcę oceniać takiego zachowania. Może jest tak, że Tarantinow z premedytacją celuje w to co się podoba, ale o tym glosno nie mowimy. Kto wie, może taki jest jego zamiar. Bez wątpienia jednak, pisze też imponujące dialogi, których niepowstydziłoby się wielu reżyserów.

pawellnowak

Dialogi rzeczywiście są genialne ale w Polsce bardziej zasłynęły nasze rodzime tłumaczenia. O "zrobię ci z dupy jesień średniowiecza" słyszał pewnie każdy.
A zabijanie/ krwawa jatka na ekranie jest najlepiej sprzedającym się produktem. Seria "Oszukać Przeznaczenie" czy "Piła" dalej mają wielu zwolenników, którzy tylko czekają na coraz bardziej wymyślne sposoby uśmiercania bohaterów i czerpią z tego głównie (tak jak mówisz) satysfakcję.
Tarantino to ciągle duży chłopiec, który kinem się bawi, spełnia wszystkie swoje zachcianki, sam sobie narzuca schematy. Czasem mam wrażenie, że tworzy głównie dla siebie samego realizując swoje pokręcone pomysły. Ale trzeba przyznać, że od strony technicznej/ wizualnej i muzycznej jego filmy są dopieszczone po ostatnią sekundę.
A "Metropolis" widziałem (jeśli chodzi Ci o film Fritza Langa z 1927r). Rzeczywiście robi wrażenie mimo upływu czasu ale bardziej podobał mi się "M- Morderca"

pozdrawiam

ElCrackTotal

Co do dupy i jesieni sredniowiecza, to spotkałem się z takim tłumaczeniem: "Zrobią mu z dupy wielką schizmę". Oczywiście znaczenie to samo, bo skoro wielka schizma, to wiadomo, że jesień średniowiecza to właśnie ten okres ;). Jednak, co do tłumaczeń. Jestem zdania, że tłumaczenie Death Proof czytane przez lektora jest dużo gorsze niż w przypadku napisów (mówię o oryginalnym tłumaczeniu na oryginalnej kopii - nie wiem jak na piratach). Oczywiście lektor używa czasem synonimów, ale niby mała różnica, a znaczenie już jednak się zmienia. Na marginesie dodam, że co so Bękartów - gra Watlz'a tak mnie zachwysiła, że nie wyobrażam sobie oglądania tego filmu z lektorem, bo było by to jak swoista profanacja i lekceważenie tej moim zdaniem wspaniale odegranej roli. Nie na darmo krytycy stwierdzili, ze "ukradł show"

Jeżeli chodzi o Metropolis, to myślimy o tym samym filmie M- morderca nie widziałem, ale teraz z pewnością zdobędę i może sam coś więcej będę mógł o tym powiedzieć

Szczegóły i Quentin. Zgadzam się co do joty. Muzyka w jego filmach pasuje do nich niczym... nie chcę podawać banalnego przykładu. Oczywiście przeciwnicy powiedzą - "Toż to popkultura". Ja odpowiadam, że to co? Skoro i w popkulturze znajduję się takie perełki - dowód artyzmu twórców. ja też pozdrawiam