Ronald Weasley, w skrócie Ron, to najlepszy przyjaciel Harry'ego Pottera (Daniel Radcliffe) i Hermiony Granger (Emma Watson), jedna z najkomiczniejszych postaci tym bardziej w drugiej części opowieści, chłopiec z biednej, choć uczciwej rodziny. Z tłumu innych uczniów wyróżniają go: złamana różdżka, stare szaty, niezbyt bystry wyraz twarzy, wielkie serce i rude włosy. Rona poznajemy w pociągu, którym Harry poraz pierwszy jedzie do Hogwartu. Harry siedzi i patrzy za okno, kiedy rozlega się czyjś głos: "można usiąść? Wszystkie przedziały są pełne". Harry ogląda się i widzi sympatycznego rudzielca z brudnym nosem. "Proszę, siadaj", mówi, rudzielec siada. "Jestem Ron. Ron Weasley, a ty?", przedstawia się. "Harry. Harry Potter", mówi Harry, a na dźwięk tego imienia Ron robi wielkie oczy. Chyba nigdy nie podejrzewał, że wsiadając do pociągu, po raz pierwszy jadąc do szkoły, od razu natknie się na chłopca-legendę? Chwilę później robi takie same oczy na widok monet Harry'ego: doskonale rozumiemy, z jakiej biednej rodziny pochodzi. Na widok kanapki, którą dostał od matki z domu, robi nam się go żal. Jego żarłoczność nie razi i nie oburza. Przecież rzadko mógł się opychać słodyczami - może nawet wcale.
O Ronie można powiedzieć wiele. Nie jest tak inteligentny jak Hermiona, nie jest ta zdecydowany w działaniu jak ona i Harry, nie jest tak odważny. Ale umie pokonać swój strach. W pierwszej części jest gotów poświęcić życie nie tylko dla przyjaciół, ale i całego świata. Dzielnie jedzie na wielkiej figurze skoczka i czeka, jak zbliży się do niego biały hetman. W "Komancie Tajemnic" idzie do lasu za pająkami - a pająki są właśnie tą rzeczą, której boi się najbardziej. Nie zawsze postępuje mądrze, robi czasami głupie rzeczy. Ale jest tak sympatyczny, że nie wypada go nie lubić.
W rolę Rona wcielił się Rupert Grint. Był to jego debiut nie tylko ekranowy: nie występował przedtem w ogóle przed kamerą, a jedynie w teatrzykach szkolnych. O rolę w "Harrym Potterze" bił się dzielnie. Nie został zakwalifikowany na pierwszym castingu, wysłał więc producentowi kasetę, na której czytał fragmenty "Kamienia Filozoficznego". Zauważono go. I, dzięki Bogu, bo Rupert wydaje się być ostatnią osobą, o której można byłoby powiedzieć, że nie pasuje do tej roli. Nie zgadzam się z opinią, że reżyser źle zrobił, powierzając mu tę rolę, bo Ron powinien być bardzo wysoki i bardzo chudy, obdarzony wielkimi dłońmi i wielkimi stopami i przede wszystkim bardzo piegowaty. Nie zgadzam się z tym zupełnie. Chłopak idealnie pasuje do tej postaci. Choć piegów mu brakuje, fakt, ale nie jest to rzecz, która mogłaby go przekreślić. Gra rewelacyjnie głupiutkiego i gapowatego chłopca gotowego na wszystko.
Oprócz roli Rona Grint zagrał też w filmie Petera Hewitta "Marzenia do spełnienia" jako Alan. Nie oglądałem tego filmu, ale słyszałem, że jest słaby, sam pomysł, bo czytałem streszczenia, wydawał mi się głupi. Ale wątpię, aby chłopiec skończył na tego typu produkcjach.