Niedawno miałam okazję obejrzeć remake "Amityville". Jego najsłabszym elementem był właśnie Reynolds. Ciągnął film w dół. Rzadko zdarza się, by dzieci grały w danej produkcji lepiej od zawodowego aktora. Tymczasem w horrorze Douglasa tak właśnie było. Reynolds grał nieprzekonująco, udawał faceta żywcem z prozy Hemingwaya robiąc to tak nieporadnie, że aż szkoda było patrzeć. Szaleństwo w wersji instant - to miał pokazać. I wyzwaniu nie podołał. Aktor w najlepszym razie przeciętny.
Może troszkę przesadziłam, ale za cholerę nie rozumiem entuzjastycznych wręcz recenzji jego gry. Jestem trochę kozak, więc kiedy będą kręcić nowe Lśnienie zgłoszę się do głównej roli.
ja Amityville nie widziałam, ale obserwuję karierę Ryana praktycznie od jego początków, od występów w, ekhm, raczej żenujących komediach, i jako fanka filmów wszelakich cieszę się, że chłopak się rozwinął i grywa w lepszych produkcjach i idzie mu to coraz lepiej :)