Kiedyś jak byłem mały musiałem iść z całą szkołą na J.Park. Po powrocie do domu moja matka do mnie powiedziała: 'fajny ten Steven kręci film, który adresowany jest do młodych widzów a sam powiedział, że nigdy swojemu synowi (wtedy chyba 7-letniemu) nie pozwoliłby obejrzeć tego filmu'. Bardzo fajny koleś. Robi filmy w których pokazywane są idiotyzmy lub tzw. "kulturalna" przemoc ale sam w życiu prywatnym wie że to złe i izoluje od nich swoje dziecko. Kocham tego idiotę! Więcej sztampowej hollywoodzkiej papki! Steven żądam kolejnego pustego, głupiego, pełnego ćwierćinteligencikch żarcików filmu o super amerykańskim bohaterze, który ratuje świat przed złem. Nie zapomnij tylko o swoich głupich fanach i zadbaj o komputerowe świecidełka, schematyczną muzykę i cukierkowy wątek miłosny. Acha, no i rzecz jasna pamiętaj by ludzie na rok przed premierą wiedzieli ile dolców wydałeś na ten swój genialny produkt. Przecież o klasie twoich filmów stanowi tylko wysokość budżetu.
Joł!
-Wyartykułować coś, co uposażone jest w "jakąś" (jaką, konkretnie jaką, jeden przykład proszę) treść. Nie rozumiem sensu tej wypowiedzi.
-Co to jest polonistyczny bełkot? - gdzie go popełniam, w którym miejscu mówię niewyraźnie, bełkoczę (mogę powtórzyć, rozjaśnić); co to jest "patriarchalny paternalizm"? Tam gdzie coś wysepleniłem o cukiereczkach można odczuć paternalizm, ale gdzie on jest patriarchalny - jakie znaczenie nadałeś temu słowu; chodzi może o "ojcowski"? - czyli popełniłbyś pleonazm; czy chodzi o odwołanie się do ustroju społecznego, patriarchatu? - to wskazawałoby na wypowiedź notorycznie fałszywą, niedorzeczną, nie mającą sensu.
-Nie sypię argumentami z "worka dla wszystkich", przyjżyj się dobrze. Nie napisałeś nic. Jeśli quentin10 i sqrchybyk wysunęli przeciwko moim argumentom swoje, otrzymali satysfakcjonującą odpowiedź. Nie baw się w argumenta ad populum by zjednywać sobie ludzi wykazując, że nic nie napisałem, że istnieje jakaś nicość treściowa itp. skoro pozostałe dwie osoby je otrzymały. Widocznie nie miałem co napisać, bo "nicość treściowa" Twojego postu mi na to nie pozwoliła.
-Napisałeś, że na forum zamieściłem opinię nieprzemyślaną - skoro nie akceptujesz faktu, że była ona przymyślaną, to udowodnij, że masz rację. Pokaż gdzie była nieprzymyślana, a później nazywaj ją stosownie do jej charakteru. Wykaż, że jej nieprzemyślałem.
-Skoro przykładasz wagę do semantyki to i ja się o to postaram. "Prowokacja - podstępne działanie mające na celu nakłonienie kogoś do określenogo postępowania(...)"; "prowokacyjny - mający charakter (...) zaczepny, wyzywający" wg Słownika języka polskiego Szymczaka. Rozumiem że prowokacyjne jest moje określenie "głupi" i "idiota" (czy tak?). Bo na pewno nie fakt o tym, że S.S. jest dwulicowy. (Jeżeli przeszkadza Ci anegdotyczny (gdzieś zasłyszany) dowód dla tezy tej wypowiedzi, to dlaczego nie napisałeś: "nie masz racji, dopóki nie dostarczysz dowodów" tylko napisałeś już kilka wiadomości? Nie przeszkadzało Ci to? Niestety premiera była w 1993, wywiad pochodził z tamtych lat (najpewniej z gazety) nie mogę go zacytować, a to bardzo obniża wartość mojej wypowiedzi. Jednak istnieje coś takiego jak wiarygodność autora, akceptuje się też poprzez jego wiarygodność przekazaną informację. Nie mam podstaw by sądzić, że zostałem oszukany. Jeżeli uważasz, że to dyskwalifikuje moją wiadomość to dlaczego od razu nie zaoponwałeś i odmówiłeś dyskusji?). Ta dwulicowość to dla mnie fakt. Czy prowokacyjne jest to, że istniały obozy koncentracyjne? Nie, bo to są fakty, smutne lub nie, ale fakty. Rozumiem więc, że obraziłem Cię pisząc, że będąc hipokrytą jest dla mnie głupi? Przykro mi, ale tak właśnie odbieram człowieka, który nie oponował by film pokazywano np. dzieciom. Tematyka filmu jest jak najbardziej atrakcyjna dla dzieci i on o tym wiedząc zrobił ten film i chciał żeby dzieci go obejrzały (np. po to by mógł zarobić), ale równocześnie był świadom potencjalnego niebezpieczeństwa dla swojego dziecka i nie pozwolił mu go obejrzeć. To jest hipokryzja. Nie znam go osobiście, ale po takim zachowaniu, mam ochotę (i czynię to) nazywać go głupkiem - inaczej ograniczonym, bezmyślnym, bo tak wygląda jego zachowanie. Rozumiem, iż krąg kulturowy w którym zostałeś wychowany nie uważa hipokryzji za zjawisko pejoratywne. Uważasz też, że w moich ustach jest prowokacyjne mówienie, iż np. S.S. ocenia jakość filmu poprzez wysokość budżetu? Nie uważasz, że to raczej smutny fakt, a nie prowokacja?
-"Mówisz, że przedstawiasz fakty dokonane, a ja pytam w jakim celu?" - chodzi o to, że przypadkiem, przeze mnie, wyszło na światło dzienne coś niezywkle niepochlebnego pod adresem S.S. i lepiej by było bym takich rzeczy nie robił, bo prawda w oczy kole? W porządku, przepraszam. Zachowałem się bardzo niedojrzale i niepoważnie. Więcej tego nie zrobię.
-"Czymże owe fakty nie są, jak nie argumentami postawionymi na rzecz wzmocnienia twojej nieprzemyślanej tezy?" - tezą mojej wypowiedzi (tej pierwszej) było stwierdzenie, że jest hipokrytą. Tezę swoją udowodniłem przykładem - zasłyszaną opinią o wywiadzie z reżyserem. Dalsze moje wypowiedzi są pogardliwymi uwagami, które mają ironiczny i sarkastyczny charakter i wyolbrzymiają moją niechęć do jego osoby i jego twórczości. Nie wzmacniają mojej tezy, bo ta, raz postawiona, została od razu udowodniona (możesz cały czas kwestionować wiarygodność mojej matki)! Poza tym, nie mają one nic wspólnego z hipokryzją, a z moją jego oceną (czyli nazwaniem go głupkiem i idiotą).
-"To nie pytania czy bluzgi, a sens merytoryczny nadaje wypowiedzi charakteru..." - a owo meritum to m. in. stwierdzenie, że jest on hipokrytą. Po drugie: wypowiedź nabiera charakteru również przez swoją formę (nie tylko treść). Błąd.
-Wspominasz coś o wartości dydaktycznej mojej opinii? Rozumiesz znaczenie słowa "dydaktyka"? Jaki ma to związek z przydawką "informacyjny"? Dlaczego uważasz iż kogoś chciałem (oprócz poinformowania) czegokolwiek uczyć? Co wspólnego mają podane przez Ciebie dwa przykłady z dydaktyką?
-"Z jakiej racji..." - z racji przywołania z pamięci informacji mojej matki. Kwestionuj jej wiarygodność, ale nie kwestionuj, że to co napisałem nie jest argumentem (czyli w Twoim języku racją) - bo to jest argumentem (racją) ale z podważaną przez Ciebie wiarygodnością autora tej informacji! Po drugie, pracuj nad językiem polskim! "mamy przyjmować za postulat, że...." nie, nie macie! to nie aksjomat! wskazałem na proweniencję tej wiadomości, nie jest więc ona już postulatem, a informacją opartą na trudnych do zweryfikowania źródłach (wszak ten wywiad może jest gdzieś np. w internecie; potencjalnie jest więc weryfikowalna).
-"Sam nie podajesz mocnych argumentów" (rozumiem), "a potem piszesz że jednak je podajesz" (gdzie napisałem, że podaję mocne argumenty? gdzie je oceniłem, że są mocne? nie wprowadzaj okolicznika "potem", bo zawarte przeze mnie argumenty tkwią na górze od roku, później ich nie przytaczełem i nie powtarzałem), " i tym samym rościsz sobie prawo do wymagania tego samego od nas" (zawarłem pewne uwagi - o muzyce, o wątku miłosnym, o akcie hipokryzji, o formule scenariusza itp, niczego sobie nie roszczę, ale jak chcesz dyskutować, to wykaż, że przy ocenie poszczególnych elementów jego filmów się pomyliłem?) Chyba, że chodziło Ci o zabawę w kłócenie się ze mną na temat moich emocjonalnych komentarzy?
-Co to są moje subiekcje? Subiekcja - kłopot, trud. Domyślam się, że chodziło o impresję, moje subiektywne wrażenie? Nie wiem więc dlaczego miałbyś z nimi polemizować skoro są subiektywne (mogą np. zależeć od moich poglądów, których nie znasz). Co innego jeśli są obiektywne. Czy jego filmy (te najbardziej popularne) nie są słynne z efektów specjalnych? Czy "Wojna światów" nie była reklamowana jako film z nieograniczonym budżetem po to, aby efekty specjalne były niesłychanie widowiskowe? Czy muzyka w jego filmach nie jest schematyczna (sztampowa), oparta na sprawdzonych i często powtarzanych (w innych jego filmach) patentach? Czy pozwala kompozytorowi (-om) eksperymentować z muzyką, czy preferuje patenty sprawdzone (pod względem ekonomicznym mniej rezykowne)? etc. Proszę, polemizuj.
-"ten twój ograniczony umysł" - co mają do tego wszystkiego argumenta ad personam? Czy człowiek głupi nie mógłby powiedzieć nic mądrego? Skoro zgłaszam zastrzeżenia do Twojej umiejętności czytania ze zrozumieniem, używam argumentum ad rem (do rzeczy) nie do Ciebie.
-Jakkolwiek pierwszy post był skrajnie spontaniczny i emocjonalny, mam nadzieję, że zawarte w obecnym poście uwagi co do filmów S.S. (co prawda bardzo nieliczne) pozwolą na kontynuowanie dyskusji (poruszyłem m. in. wątek muzyki, części oprawy wizualnej, czyli efektów specjalnych, stosunku reżysera do własnej twórczości).
-Nie lansuj idealizmu subiektywnego. Wiele rzeczy jest intersubiektwynych - każdy widzi je tak samo, ale poprzez własne opory, preferencje, sympatie nie jest w stanie przyznać racji. Moje impulsywne inwektywy co do jego twórczości jakkowiek nie są sprawiedliwe co do całości twórczości (vide argumenty Sqrchybyka), to odnośnie filmów komercyjnych (wiem, bardzo nieprecyzjne określenie, ale myślę, łatwe do rozszyfrowania) są one prawdziwe. Nie żadąj argumentów, jeśli chodzi tutal tylko o Twoje gusta!
-Unikaj absolutyzowania (mimo napastliwego albo nachalnego tonu, nie wszystkie Twoje sądy są bezwzględnie prawdziwe). Pracuj nad poprawną umiejętnościa posługiwania się językiem polskim (liczne błędy semantyczne - mylisz znaczenia słów). Czytaj ze zrozumieniem tekst (każde słowo ma określone spektrum znaczeniowe, nie rozciagaj go według własnego "widzi mi się"). Nawet jeśli ja sam poprzez swoją indolencję nie jestem w stanie bezbłędnie ustosunkować się do Twoich myśli i sam popełniam błędy, mam nadzieję, że niniejszym głosem Cię usatysfakcjonuję. Jeśli masz ochotę dyskutować, to zapewniam poważne podejście do rozmowy (bez początkowych "emocjonalizmów").
Odp. do Sqrchybyka: Dobra, najpierw przykład. P. P. Pasolini był antyteistą i w swoich filmach obrażał uczucia religijne katolików. Wytaczano mu za to procesy, na które chodził i się bronił. Jednym słowem był konsekwentny. Skoro zajmował się kontestowaniem religii katolickiej liczyć się musiał z konsekwencjami. Co więcej, po tym, że "poza" filmami prezentował te same poglądy, możemy powiedzieć, że był szczery, autentyczny - w filmach mówił prawdę. S.S. swoim, przytoczonym przeze mnie, komentarzem oznajmił, że film to jedno, a jego własna etyka to drugie. Nie akcpetuję kogoś takiego! Mam przez to spaczony pogląd na jego twórczość. Przykro mi, ale nie wiem kim jest S.S., bo przez swoje filmy mógł szczerze nic nie powiedzieć. Może się ze swoich widzów śmieje, że chodzą na takie filmy?
Co do zabawy i rozrywki. Nie wiem czy można przykładać swoją miarę do innych, ale dla mnie filozoficzny film Bergmana to wspaniały relaks; trudny "traktat" Tarkovskiego to wspaniała zabawa. Doskonale odprężam się na tych filmach i nie rozumiem dlaczego takie filmy są nazywane trudnymi i stawia się je w opozycji to innych filmów? Co więcej, po kilkudzięsięciu seansach tzw. trudnych filmów, każdy film tzw. rozrywkowy (np. S.S.) jest dla mnie tak łatwy, tak prosty, tak męczący, tak usypiający, że mogę je określić mianem za trudnych dla mnie. Po prostu nie wytrzymuję ich.
Wszyscy ludzie czymś się między sobą różnią. Te różnice, to elementy charakterystyczne, konstytuwne dla tego i tylko tego człowieka. Czym różni się S.S. od Camerona (wciąż mówię o jego filmach rozrywkowych)? Pokazywanymi historiami? Tak. Ale to trochę mało, zważywszy, że jest (było i będzie) na świecie tysiące reżyserów. Wspomniani gdzieś wyżej reżyserzy mieli swoje style - nie tylko przy doborze historii, ale w formie wyrazu, przesłaniu itp. Jeżeli S.S. jest wielki i znany za to, że wprowadził BOX OFFICE, że sprawił iż filmy klasy "B" w latach 70/80-tych stały się filmami klasy "A", że mają duże widownie etc, to z całym szacunkiem, ale są to osiągnięcia poza artystyczne (niezwiązane z filmem sensu stricto) ale z tym, co nazwałeś "przemysłem filmowym". Uważam film za sztukę, a S.S. ma z nią niewiele wspólnego.
Pozdrawiam
)) Wyartykułować coś, co uposażone jest w "jakąś" (jaką, konkretnie jaką, jeden przykład
proszę) treść. Nie rozumiem sensu tej wypowiedzi.
Zarzucasz mi nieumiejętność czytania ze zrozumieniem i robisz to z powietrza, bo przecież nie
wykazałeś mi, w którym miejscu Cie nie zrozumiałem. Następnie stwierdzasz, że przemyślałeś
swoją opinię oraz, że nie miałeś na celu żadnych prowokacji. Coż, wiedz zatem, że to co
twierdzisz jest dla mnie o wiele mniej ważne, niżeli to *dlaczego tak twierdzisz, a tego już
nie raczyłeś napisać (poraz kolejny zresztą), co czyni Twoją wypowiedź bezwartościową, vide
"pozbawioną głębszej treści". Oczywiście ową 'głębszą treść' każdy może sobie dorobić poprzez
odpowiednią interpretacje, tak samo jak plemiona afrykańskie mogą sobie ochrzcić bóstwem
kawałek kupy...
...że ja sam nie podałem swoich kontrargumentów? Przepraszam, przeciwko czemu niby? Przeciwko
twoim cukierkom? A Zatem, nie, nie chce cukiereczka, nie jadam słodyczy...
)) Rozumiem że prowokacyjne jest moje określenie "głupi" i "idiota" (czy tak?).
Nie, prowokacyjnym jest fakt, że wyciągasz daleko idące wnioski na zasadzie autos epha, a
więc powołując się na słowa swojej matki, gdyż służą ci one jako rzekomy argument w dyskusji.
Pomijając tę jakże abstrakcyjną rzecz, jaką jest "wiarygodność autora" (dodajmy jeszcze, że
anonimowego), która zresztą straciła na wartości w momencie jej podważenia (i owego
podważenia "nie zbicia"), charakter tych słów bliski jest "aksjomatycznemu", a ja owego
aksjomatu nie akceptuję. Stawianie ostrego zarzutu pozbawionego przekonującej argumentacji,
jest zwyczajnym bluźniertswem, które może zostać odebrane jako prowokacja. Taką prowokacją
był np. mój odzew na Twoje paternalistyczne cukierki, pozbawiony co prawda głębszej treści,
acz przy tym bogaty w obraźliwe sformułowania. I jeżeli znowu chcesz wdrążać się (bronić?) w
semantykę, to bardzo proszę, jednak mam nadzieję, że znaczenie całej mojej wypowiedzi tym
razem udało ci się zrozumieć.
)) Pokaż gdzie była nieprzymyślana
To już raczej w Twoim interesie leży pokazanie innym, że była przemyślana. Co rozumiem przez
to określenie? Przedewszytkim, wypowiedź prezentującą mocne argumenty (czyli takie, których
nie raz trzeba długo szukać) i jedynie sugerująca pewne tezy. Już sam fakt, że tak wiele osób
zwyczajnie Cie "zjechało", a więc nie potraktowało z powagą której zapewne byś sobie życzył,
świadczy o tym, że pewnych rzeczy nie wziąłęś pod uwagę (vide twój "emocjonalizm").
)) Tematyka filmu jest jak najbardziej atrakcyjna dla dzieci i on o tym wiedząc zrobił ten
film i chciał żeby dzieci go obejrzały (np. po to by mógł zarobić), ale równocześnie był
świadom potencjalnego niebezpieczeństwa dla swojego dziecka i nie pozwolił mu go obejrzeć.
Wierzę, że oprócz samego reżysera, istnieją jeszcze inne osoby decydujące o tym, co będzie
napisane pod plakatem (czyli m.in. dozwolone od lat tylu i tylu). W moim wyobrażeniu, może to
być producent, lub dystrybutor, a może nawet, powołuje się do tego celu odzielną komisje?...
Kiedyś obiło mi się o uszy, że różne filmy, w różnych krajach, umieszczane są w różnych
kategoriach wiekowych, a nawet jeśli tak nie jest, to zapewne istnieją też rozmaite prawne
unormowania, przeświadczające o tym, dla jakiej widowni przeznaczony będzie dany obraz. Czy
pomyślałeś również o tym, zanim okrzyknąłeś Spielberga głupcem i hipokrytą? Może prędzej
należało by go właśnie pochwalić za to, że publicznie oświadczył, iż własnego dziecka nie
póścił na swój film, chcąc tym samym dać nieco do myślenia rodzicom na całym świecie. Bo cóż
więcej mógł zrobić? Zakazać ludziom iść na własny film? Dla mnie zresztą (zakładając
oczywiście, że owa wypowiedź istnieje), prędzej jestem w stanie kupić taką wersję, niżeli
jakieś niekonsekwentne puszczanie farby, że swojego synka nigdy bym na coś takiego nie
naraził, ale wy swoje - prosze bardzo, nie moja broszka, dla mnie liczy się tylko kasa, kasa
i jeszcze raz kasa! Tożto byłby przecież szczyt idiotyzmu! Ergo, i ty mi zarzucasz, że to ja
mam zwyczaj rozciąganie kontekstów wg własnego "widzi mi się"?
)) dlaczego nie napisałeś: "nie masz racji, dopóki nie dostarczysz dowodów" tylko napisałeś
już kilka wiadomości? Nie przeszkadzało Ci to?
Rozumiem, że chodzi ci o moje dwa pierwsze posty w tym temacie. Coż, jsk widzę, nie
zauważyłeś (czyżby specjalnie?), że nie wiele się mają do Twojej wypowiedzi, bowiem są one
ripostami na inne wątki, które zrodziły się przy okazji głównej dyskusji. Wtedy jeszcze nie
uważałem (bóg wie, czemu nagle zmieniłem zdanie), że ma jaki kolwiek sens polemika z Tobą,
tym bardziej, że od dłuższego czasu na nic nie odpowiadałeś.
)) skoro pozostałe dwie osoby je otrzymały (dop. głębszą treść, domniemane argumenty)
Teraz to się możesz wykłucać dowoli, podawać argumenty, pisać co jest sztuką, a co nie,
słowem, tłumaczyć się, robisz to jednak już długo po fakcie. Jesteś wręcz podręcznikowym
przykładem obrazującym powiedzenie "polak mądry po szkodzie". Zmienić uda Ci się jedynie
sposób w jaki odbierają Cie inni, ale wymowa twojego pierwszego postu pozostanie, jaką była.
)) "Sam nie podajesz mocnych argumentów" (rozumiem), "a potem piszesz że jednak je podajesz"
(gdzie napisałem, że podaję mocne argumenty? gdzie je oceniłem, że są mocne? nie wprowadzaj
okolicznika "potem", bo zawarte przeze mnie argumenty tkwią na górze od roku, później ich nie
przytaczełem i nie powtarzałem), " i tym samym rościsz sobie prawo do wymagania tego samego
od nas"
Próbujesz dodwrócić kota ogonem, ale nie uda ci się.
Istotnie, stwierdziłem, że nie podajesz mocnych argumentów, ale to nie przymiotnik "mocnych"
jest w tym zdaniu najważniejszy. Chodzi mi generalnie o argumenty, które w moim mniemamiu nie
są mocne, ale czy zatem rozpocząłbyś ze mną polemikę gdybym Ci odpisał "a moja mama tak nie
powiedziała"? Wątpie... poza tym trudno jest się podejmować argumentów w stylu "coś tam
gdzies tam było napisane, że ktoś tam coś tam powiedział i dlatego jest taki czy siaki". Są
one zarazem nie do zbicia i nie do przyjęcia czyli uogólniając, praktycznie nie istnieją. Tak
więc jedyne prawo jakie możesz sobie rościć, to prawo do argumentów tej samej wartości i mogę
ci takowych podać czterdzieści tysięcy pięćset jeśli tylko tego zapragniesz...
)) (zawarłem pewne uwagi - o muzyce, o wątku miłosnym, o akcie hipokryzji, o formule
scenariusza itp, niczego sobie nie roszczę, ale jak chcesz dyskutować, to wykaż, że przy
ocenie poszczególnych elementów jego filmów się pomyliłem?)
Co mają twoje uwagi do stwierdzenia, że "spielberg jest hipokrytą bo twoja mama tak
powiedziała"? Chyba, że owym hipokrytą jest również dlatego, że nie podoba Ci się jego muzyka, formuła scenariusza i wątek miłosny (?)...
)) Co to są moje subiekcje?
twoja subiekcja - w moim rozumieniu, coś co Cie drażni, leży Ci na żołądku. Być może faktycznie użyłem niefortunnego słowa, ale to już wystarczyło Ci, ażeby wyciągnąć kolejny szereg pochopnych wniosków na temat mojej osoby. Ach, jakiś ty przenikliwy.
)) Nie żadąj argumentów, jeśli chodzi tutal tylko o Twoje gusta!
Ależ nie wkładaj mi w usta słów, których nie wypowiedziałem!
)) Czy muzyka w jego filmach nie jest schematyczna (sztampowa), oparta na sprawdzonych i często powtarzanych (w innych jego filmach) patentach? Czy pozwala kompozytorowi (-om) eksperymentować z muzyką, czy preferuje patenty sprawdzone (pod względem ekonomicznym mniej rezykowne)? etc. Proszę, polemizuj.
Nie dziękuję.
)) Jeśli masz ochotę dyskutować, to zapewniam poważne podejście do rozmowy (bez początkowych "emocjonalizmów").
Ochoty szczególnej nie mam, aczkolwiek z racji, że raczyłeś tak wiele napisać na swoją obronę (i przy okazji moją krytykę) i ja zamieszczam powyższy tekst. Może my się spierać, możemy się przekładać argumentami, możemy również zakopać topór wojenny. Napewno jednym z warunków kompromisu, będzie moje przyznanie się do popełnienia błędów semantycznych. Tak więc podejmuję pierwszy krok i przyznaje ci racje, dziękując zarazem za te liczne uwagi odnośnie mojego języka, napewno wyciągnę (może nie natychmiast, ale kiedyś napewno) z nich jakąś naukę. Zapewniam przy tym, że w tej części postu jestem daleki od bycia złośliwym.
pozdrawiam serdecznie
1)Moja pierwsza wiadomość zawiera: stwierdzenie, że S.S. to hipokryta, pejoratywne epitety oraz sarkastyczną ocenę jego twórczości. Nie ustosunkowałeś się do momentu mojej trzeciej wypowiedzi do żadnej z części mojej pierwszej wiadomości. Nie napisałeś, że kwestionujesz prawdziowość mojej informacji ani nie wykazałeś, że moja ocena poszczególnych elementów jego filmów jest mylna lub nieuzasadniona. Napisałeś tylko (Twój I post), że on po prostu nie tworzy kina ambitnego, a proste, rozrywkowe (więc zgodziełeś się ze mną), zgłaszając w podtekście obiekcję (mam nadzieję, że dobrze ją odczytałem), że skoro nie lubię takich filmów, to po co je oglądam lub po co krytykuję tych którzy je lubią lub tworzą. W drugim (jak sądzę, rozwinąłeś myśl poprzednią), w trzecim zareagowałeś na mój drugi post. Zgodziłeś się więc ze mną, że jest reżyserem robiącym proste filmy o mało wyszukanej fabule. Zareagowałeś później na mój drugi post, stwierdzając, że nie dostarczyłem żadnych argumentów. Z jakiego więc powodu padł Twój głos? Czy mój pierwszy post nie zawierał żadnych argumentów? Przecież coś Cię do dyskusji zmusiło ( i innych też, a chyba nikt jeszcze nie zajął się kwestią wiarygodności informacji mojej matki)? Poprosiłem więc abyś przeczytał tekst uważnie. Nie zrobiłeś tego.
-(Uwaga kontrargumentów tyczyła się pierwszego postu, nie drugiego - który nie miał charakteru polemicznego - nie wiem oczym chciałeś dyskutować: o cukierkach, o tym że dla mnie to było urocze, o tym że zauważyłem, iż wielu traktuje go jak Boga?)
2) Po pierwsze dowód dla mojej tezy, nie jest rzekomym argumentem a argumentem faktycznym. Faktycznie tezę udowadnia. Ty możesz uważać, iż jest on bezwartościowy, ale skoro tak twierdzisz to ciężar dowodu spoczywa na Tobie. Ja nie pisałem, że mój dowód jest wartościowy, bo podejmując decyzję o napisaniu tego posta, uczyniłem to ipso facto. (Nie uznawaj mojego dowodu - bo go nie przedstawiłem, ale nie mów, że jest bezwartościowy skoro go nie mogłeś zweryfikować!). Wprzypadku, jeśli dowodzona teza nie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, nie mam podstaw by odrzucać jej dowody (co innego gdyby moja matka powiedziała coś np. o Bogu - ciężar dowodu spoczywałby na niej, a później na mnie, bo atrybuty boga, kłócą się ze zdrowym rozsądkiem; na mnie więc spoczywałby ciężar ich dostarczenia). Wywiad w którym troskliwy ojciec stwierdził, że chcąc ochronić syna, nie pokaże mu tego filmu, nie jest tak nieprawdopodobny jak Bóg, np. z atrybutami chrześcijańskimi. Mógł popełnić gafę, mógł być i tak spokojny o zysk z filmu niezależnie od tego co powie etc. Moje stwierdzenie nie jest postulatem, gdyż wywiad ten jest możliwy do odnalezienia, a więc potencjalnie mogę go przedstawić. Jeżeli wychodzisz z negacją prawdziwości dowodu musisz to udowodnić. Ty negując dowód działasz w ferworze dyskusji, a więc nie musisz działać z racjonalnych i szczerych pobódek (czy gdyby to był kompletnie Ci obcy reżyser, również byś tak zareagował? Odpowiedź twierdząca w tej chwili, nie ma i tak sensu, bo poczytam ją za złośliwość w celu dowiedzenia czegoś w tej dyskusji). Jakkolwiek nie liczyłem, że pisząc to ktoś będzie wymagał dowodów. Przyznałem więc, że obniża to wartość mojej wypowiedzi, ale obstaję przy niej, ze względu, iż nie mam podstaw przypuszczać, że zostałem oszukany. To przy dowodzeniu (np. historycznym) nie jest błąd! W przypadku istnienia tylko jednego źródła (np. informacji słownej) przyjmujemy lub odrzucamy prawdziwość informacji na podstawie wiarygodności osoby ją przekazującej.
-(Mój drugi post oprócz cukierków, tym razem nie zawierał niczego obraźliwego, chyba, że obraziły Cię cukierki oraz zachwyt jaki mi dyskusja sprawiła?)
-Na koniec - moja matka to nie Pitagoras - nie jest niczyim autorytetem; nie akceptuję jej słów, tylko dlatego, że coś powiedziała. To co powiedziała, wydało mi się mało nieprawdopodobne, a że nie miałem podstaw, by przypuszczać, że kłamała (powiedziała mi to bezinteresownie, nie powiedziała mi tego w czasie naszej dyskusji, nie wyssałem tego z palca, by Cię "pokonać" w dyskusji), więc zaakceptowałem to.
3)Była przemyślana. Posądzenie o hipokryzję - dowód (na nieprzemyślenie nie wskazuje źródło owej informacji - dlaczego? - patrz p.2); komentarze o formacie jego twórczości i poszczególnych elementach jego filmów były przemyślane (z uwzględnienie mojej krzywdzącej generalizacji - uznałem, że wszystkie jego filmy prezentują ten sam poziom, co było nie prawdą, co też wykazał Sqrchybyk). Komentarze te jednak wciąż obowiązują (mniej lub bardziej w zależności od tytułu) w przypadku: Jurassic Park, Raport Mniejszości, Terminal, Złap mnie jeśli potrafisz, Szczęki, 3x Indiana Jones, Wojna Światów (czyli dziewięciu filmów, co do których jestem pewien).
-Wiele osób mniej zjechało - to argument autorytetów? Chcesz mnie przekonać, że nie mam racji, bo "tyle" osób mnie "zjechało"? Chcesz powiedzieć, że Kopernik nie miał racji, bo tylke osób go "zjechało"? A może argument powszechności? "Tylu" ludzi mnie "zjechało", a więc skoro "tylu" to na pewno nie mam racji. Brawo. Na pewno nie mam racji! Ale, ale. Napisałeś, że nie potraktowali mnie z powagą - to ich zdanie jest ważne czy nie? Mogli może żartować?
4)Chyba nie powiesz mi, że film, który dużo kosztował, będzie przez samego reżysera ograniczony w dostędpności? Sam reżyser miałby ograniczyć swoje dochody? Czy tak samo troskliwy może był producent? Czy komisja mogłaby być niezależna wobec tak wielkiego przedsięwzięcia finansowego? Pytanie tylko, dlaczego jego syn tego filmu nie mógł obejrzeć? Bo ojciec wiedział o czym jest? Jeśli, tak, to rozumiem, że sugerujesz iż rodzice najpierw powinny pójść do kina sami, a później drugi raz z dzieckiem? Brawo. Przebiegłe.
5)Zakładasz, że moja wiadomość całkowicie zależy, od prawdziwości informacji o hipokryzji? A reszta krytycznych, sarkastycznych i pejoratywnych komentarzy co do jego twórczości ( i jej poszczególnych elemntów)? W sumie ja Twój pierwszy głos odczytuję, jako reakcję na to co napisałem (właśnie do tej drugiej części - czy może się mylę?). Poza tym, czy główna dyskusja nie była spowodowana przez tą samą osobę, z którą teraz dyskutujesz?
6)Generalanie chodziło o to, że S.S. nie jest artystą, a rzemieślnikiem; ja nielubię takich ludzi i ludzi, którzy podziwiają owego rzemieślnika i nazywają go wielkim artytą. Gardzę jego filmami. A tych którzy jego rzemieślniczymi pracami się zachwycają i nazywają je sztuką nie oceniam wysoko, chociażby pod względem smaku artystycznego i ilorazu inteligencji (który jest dla mnie w dużej części jasny dzięku apoteozie artystycznej S.S.). Wymowa pierwszego postu jest wciąż aktualna. Jego fimy to nie sztuka. Tak uważałem i uważam. Gdzie więc zmieniłem zdanie, gdzie jestem mądry po szkodzie (tam gdzie wykazał sqrchybyk - bo tam tak?)?
7)Patrz p.2.
8)Patrz p. 1 i 5. Hipokryzja nie wynika, z tego że jego filmy mają sztampową muzykę. Już pisałem wcześniej. Postawiłem tezę - udowdniłem ją (choć ty kwestionujesz wiarygodność autora dowodu, co czynić możesz), ale później jest szereg niezwiązanych z pierwszą tezą komentarzy o jego filmach ( i poszczególnych ich elementach)? Kto więc odwrócił kota ogonem? Czy uwaga co efektów specjalnych ma coś wspólnego z hipokryzją? Jak to połączyłeś? Jeszcze raz. Przecież nie napisałem, że muzyka w jego filmach jest sztampowa, bo tak mi mama powiedziała. Co to za kolejny fortel - chwyt ad auditores, chcesz rozbawić czytających, że oceniam filmy po przez wypowiedź matki? To Ty nie odwracaj kota ogonem.
9)--
10) Stwierdziłem, że S.S. nagłaśnia swoje filmy, chwytami marketingowymi, nie artystycznymi. Reklamował Wojnę Światów jako film z nieograniczonym budżetem. To jest fakt obiektywny. Możesz wykazać (podając np. wywiad z nim), że jest to plotka, że nigdy tak nie powiedział. Nie mów mi tylko, że kłamię, mówiąc, że nie reklamował tak swojego filmu - bo wtedy zaczynamy rozmawiać o Twoich subiektywnych odczuciach (np. uwielbiam S.S., to nie ładnie, że mój ulubiony reżyser tak reklamował ten film, więc to nie może być prawda, ergo S.S. nie reklamował tak filmu). W taki sposób chciałem Ci zakomunikować, iż nie biorę udziału w dyskusji o subiektywnych odczuciach.
11) Szkoda, bo odniosłem wrażenie, iż to właśnia ta część zainspirowała Cię do wypowiedzenia się w tej dyskusji. Widocznie się pomyliłem.
Pozdrawiam wielce.
Sorry że tak póżno, problemy z netem miałem. And now (the larch):
"S.S. swoim, przytoczonym przeze mnie, komentarzem oznajmił, że film to jedno, a jego własna etyka to drugie." - Czy nie jest to zbyt pochopna opinia? Przecież jako reżyser nie decydował o tym od ilu lat "Park jurajski" był dozwolony. O tym decyduje specjalna komisja (nazwy nie pamiętam). Być może S.S. po prostu nie zgadzał się z decyzją owej komisji (na podjęcie której nie miał wpływu) i w ten sposób wyraził swoją dezaprobatę? Pomyślałeś o tym?
"Przykro mi, ale nie wiem kim jest S.S., bo przez swoje filmy mógł szczerze nic nie powiedzieć." - Dziwię ci się... Czy to ważne kim on jest? Mnie osobiście g... Nic nie obchodzi kim w życiu prywatnym jest dany reżyser, aktor czy charakteryzator. Oglądając film z, powiedzmy, Robertem Mitchumem liczy się dla mnie jego kunszt aktorski a nie to, że w prywatnym życiu był z niego kawał sukinkota. Albo: czytając wiersze Paula Verlaina skupiam się na ich pięknie i przekazie nie myśląc o tym, że sam Verlaine był pijakiem, narkomanem i w ogóle świnią. Ciebie by to najwyraźniej interesowało... Nie kumam tego.
"dla mnie filozoficzny film Bergmana to wspaniały relaks; trudny "traktat" Tarkovskiego to wspaniała zabawa. Doskonale odprężam się na tych filmach i nie rozumiem dlaczego takie filmy są nazywane trudnymi i stawia się je w opozycji to innych filmów?" - No to ci zazdroszczę. Ja się przy takich filmach odprężyć nie umiem... Z drugiej strony: czy taki Bergman czy Tarkovski chciałby by ludzie odprężali i "rozrywali się" się przy ich filmach? Być może, ale śmiem wątpić (o ile dobrze pamiętam na początku "Fanny i Aleksandra" pojawia sie napis "Nie tylko ku uciesze").
"Co więcej, po kilkudzięsięciu seansach tzw. trudnych filmów, każdy film tzw. rozrywkowy (np. S.S.) jest dla mnie tak łatwy, tak prosty, tak męczący, tak usypiający, że mogę je określić mianem za trudnych dla mnie. Po prostu nie wytrzymuję ich." - A tu już ci nie zazdroszczę tylko współczuję. Przedawkowałeś ambitne kino i nie potrafisz się już się już zachwycić czymś prostym, zrobionym tylko dla rozrywki. Od każdego filmu oczekujesz by był głeboki jak szyb naftowy i złożony jak papier w origami. Trochę to tak, jakby zachwycać się niewątpliwym pięknem obrazów Renoira, a nie potrafić dostrzec piękna w zwykłej stokrotce. Cóż, twoja sprawa, ale: nie lubisz, ergo nie oglądasz, ergo nie znasz się (na kinie rozrywkowym). Może więc odpuściłbyś sobie krytykowanie Spielberga? A przynajmniej nie krytykowałbyś go za to, że jego filmy rozrywkowe są płytkie, proste itp., bo to jakby krytykować komedię za to, że jest śmieszna.
"Wszyscy ludzie czymś się między sobą różnią. Te różnice, to elementy charakterystyczne, konstytuwne dla tego i tylko tego człowieka." - No jasne że tak!
"Czym różni się S.S. od Camerona (wciąż mówię o jego filmach rozrywkowych)? Pokazywanymi historiami?" - Moim zdaniem robi po prostu lepsze kino rozrywkowe. Dlaczego tak uważam? Cóż, trudno mi to uzasadnić, po prostu przy jego filmach lepiej się bawię.
"Jeżeli S.S. jest wielki i znany za to, że wprowadził BOX OFFICE, że sprawił iż filmy klasy "B" w latach 70/80-tych stały się filmami klasy "A", że mają duże widownie etc, to z całym szacunkiem, ale są to osiągnięcia poza artystyczne (niezwiązane z filmem sensu stricto) ale z tym, co nazwałeś "przemysłem filmowym"." - Szczerze mówiąc, to ja dopiero od ciebie dowiedziałem się, że to Spielberg wprowadził Box Office. Nie, nie dlatego jest wielki. Dlaczego IMO jest wielki napisałem kilka wypowiedzi wyżej.
"Uważam film za sztukę, a S.S. ma z nią niewiele wspólnego." - Sztuka ma to do siebie, że dla jednych jest sztuką, dla innych nie. Dla mnie taki Indy Jones jest dziełem sztuki choćby dlatego, że przy każdym oglądaniu go bawię się jednakowo dobrze. Tak jest też i w innych dziedzinach: dla mnie sztuką jest zarówno poważna muzyka Mozarta, jak i rozrywkowe piosenki Beatlesów. Uważam, że zasługują na miano dzieł sztuki choćby dlatego, że są w swojej klasie najlepsze (moim zdaniem ofkoz). Dla ciebie najwyraźniej sztuka musi być poważna... Cóż, twoja wola.
Pozdrawiam
Jakby powiedział Forrest Gump: " Głupi ten co głupio robi" Ja nie lubie Spilberga, tak jak żadnego z jego filmów. To jest prawdziwy amerykański kicz. Moim zdaniem nie zasługuje w ogóle na miano najlepszego reżysera. A czy jest głupi? Chyba tak bo jakby nie był to wycowałby się z reżyserowania. Nie lubie jego filmów jak już wcześniej mówiłem ale ostatnio są jeszcze gorsze! Pozdrawiam!
Baaardzo go nie lubie, choć kilka część filmografii wymaga uznania. Generalnie jednak jego filmy to gnioty.
Nie wiem czy ktoś ma podobne odczucia bo nie chciało mi sie czytać tych wszystkich epistoł.. :P Ale trochę denerwują mnie Ci wszyscy zajebiście ambitni ludzie, którzy oglądają wyłacznie Almodovara na przemian z jakimś gościem o którym nikt nie słyszał (no ale to przecież awangarda panowie i panie, kino ambitne, wiadomo że tylko "elyta" to doceni), pól dnia spędzają w Zachęcie, a do poduszki czytają Dostojewskiego i Masłowską.. Eh, ja rozumiem, trzeba się czasem "odchamić", ja też lubię ze sztuką poobcować ale nie róbmy z siebie takich mózgów, no bez scen. Dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią już docenić zwykłej rozrywki tylko od razu obrzucają jej tworców blotem? Zwłaszcza, że kto jak kto, ale Spielberg tworzy porządne kino rozrywkowe. Ludzie, wyluzujcie.
A mnie denerwują tacy ludzie jak ten trzy pieterka nade mną: "Moim zdaniem nie zasługuje w ogóle na miano najlepszego reżysera. A czy jest głupi? Chyba tak bo jakby nie był to wycowałby się z reżyserowania."
Człowieku, chcesz wiedziec dlaczego Spielberg nie wycofuje się z reżyserowania:
-po pierwsze: może dlatego, że na zrobionych przez siebie filmach zarabia ogromne pieniądze
-no dobra, pieniądze to nie wszystko, więc może dlatego, że wytwórnie nadal zasypują go ofertami, może reżyserować dowolny film, każdy marzy by z nim współpracować
-też za mało. Może dlatego, że na jego filmy nadal chodzą miliony ludzi i podoba im się jego praca, z czego oczywiscie on zdaje sobie sprawę.
-To że tobie nie podoba się rozrywka którą on tworzy, to trudno. Może poprostu jesteś "za mądry" na jego filmy. Ale raczej wątpię skoro uwarzasz, że Spielberg jest głupi, bo nadal reżyseruje.
A przede wszystkim dlatego nie wycofuje się z reżyserowania, że jakiś czas temu po raz n-ty został uznany najlepszym żyjącym reżyserem.