Na wstępie zaznaczę, że go nie oglądałem, to co widziałem to było jakieś "streszczenie" "The Room" z pociętego materiału. Nie wydaje mi się, żeby w celu podyskutowania o nim, konieczne było aż obejrzenie tego filmu. Są widzowie, którzy uważają TR za najgorszy film inni dopatrują się w nim jakiejś perwersyjnej urody i oceniają go wysoko.
Ja z kolei uważam, że Tommy'emu Wisseau wyszło niezamierzone obnażenie koncepcji oglądania świata przez pryzmat produkcji filmowej. Otóż, ilekroć rozpuszczamy się w "reżyserskiej wizji świata" tylekroć tracimy kontakt z realnym światem. TR pokazuje w sposób bolesny, że to wszystko ściema i czcza gimnastyka przed kamerą kiepsko odegrana w fasadowych dekoracjach. Nie miejmy złudzeń, każdy film taki jest! I to jest najważniejszy (aczkolwiek niezamierzony) przekaz tego filmu.
Czytałem, że Wisseau pochodzi najprawdopodobniej z... Polski i w tym kontekście wiele triviów uzyskuje dodatkowy wymiar, TW gorliwie wierzy w Amerykę taką jaką widział w amerykańskich produkcjach filmowych i szczerze wierzy w hollywoodzki sukces. To myślę przyczyniło się do tego "sukcesu" "The Room" za Oceanem, ale jest tu (jestem o tym przekonany) drugie dno i nie chodzi mi wyłącznie o to, że film jest denny.
Nie śmiejcie się więc, proszę, z Tommy'ego Wiseau bo to najwięksi mistrzowie reżyserii nas okłamują (a nie on) i my za to jeszcze im płacimy. To niemal jak religia!
"Nie śmiejcie się więc, proszę, z Tommy'ego Wiseau bo to najwięksi mistrzowie reżyserii nas okłamują (a nie on) i my za to jeszcze im płacimy. To niemal jak religia!"
Aha...Ale wiesz, że jeśli ktoś naogląda się "Władcy Pierścieni" i zacznie wierzyć w istnienie elfów i trolli, to nie znaczy, że Peter Jackson go oszukał tylko, że prawdopodobnie cierpi na zaburzenia psychiczne.