Po obejrzeniu /i przeczytaniu/ Władcy Pierścieni dopiero zauważyłam, że istnieje ktoś taki, jak Viggo Mortensen. Oczywiście najpierw zwrócił moją uwagę jego wygląd... :) Zaczęłam się nim interesować. Wygrzebywałam z internetu stronki o nim, próbowałam zrozumieć jego wiersze, czytałam wywiady... Doszłam do wniosku, że coraz bardziej lubię tego faceta :) Pewnie myślicie o mnie jak o naiwniaczce, w końcu go nie znam, ale... wybaczcie... jeśli ktoś publicznie wypowiada takie oświadczenia, jak Viggo... to ja zaczynam w nie wierzyć. Właściwie najbardziej zaimponował mi wystąpieniem w jednym z tok-szołów /talk-showów.../ w t-shircie z napisem NO MORE BLOOD FOR OIL. Właśnie w tym wywiadzie przeciwstawił się agresywnej polityce Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie, wojnie w Iraku. Drugim powodem mojej sympatii dla Mortensena /sorry, że po nazwisku.../ jest jego wkład w to, co robi. Viggo tak maksymalnie angażuje się w grę /i ogólnie: sztukę/, że trudno go nie podziwiać. W końcu, aby rola Aragorna wyszła tak dobrze, nie wystarczył pasujący aktor. Viggo dodał do tego swój zapał i niemałe /w to chyba nikt nie wątpi, po jego ponad 30 filmach... :)/ umiejętności.
Podsumowując: myślę /bo oczywiście nie mogę być tego pewna - w końcu to media kreują aktorów.../, że Viggo Mortensen jest naprawdę porządnym facetem i tylko żałuję, że nie dowiedziałam się o nim wcześniej.