Reżyser, scenarzysta i operator filmowy. Jeden z najciekawszych polskich twórców filmowych mimo zrealizowania w ciągu całej kariery tylko ośmiu filmów fabularnych. W łódzkiej szkole filmowej ukończył Wydział Operatorski (1959) jak i Reżyserski (1962). Jego debiutem fabularnym był legendarny już "
Żywot Mateusza", za który spadł na debiutanta deszcz nagród w kraju jak i zagranicą. Już w swoim pierwszym filmie pokazał, że oprawa wizualna jest dla niego rzeczą niezwykle istotną. Po latach miał powiedzieć "forma jest dla mnie znacznie ważniejsza od treści". Jednak kolejne projekty - "
Rewizja osobista" i "
Rekolekcje" nie potwierdzały talentu Leszczyńskiego. Za pierwszy wspomniany obraz przyznano mu nawet antynagrodę Skisłego Grona dla najgorszego filmu na festiwalu w Łagowie. W chwale powrócił dwoma produkcjami, które odcisnęły silne piętno w historii polskiego kina, stając się z miejsca sukcesami artystycznymi. "
Konopielka" - opowieść o życiu mieszkańców zacofanej wsi Taplary, w której postęp cywilizacyjny prowadzi do tragicznego finału przyniosła Leszczyńskiemu Nagrodę Główną Jury, na FPFF w Gdyni. Cztery lata później na tym samym festiwalu z bardzo dobrym przyjęciem spotkał się kolejny film reżysera - oparta o powieść
Edwarda Stachury "
Siekierezada" - "liryczna przypowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu i odkrywaniu magicznej rzeczywistości w surowym świecie leśnych ludzi" - jak napisano o niej w "Leksykonie polskich filmów fabularnych". I tym razem nie zabrakło licznych nagród jak Złotych Lwów Gdańskich czy Nagrody Jury Ekumenicznego i FIPRESCI na MFF w Berlinie. Następny obraz "
Kolos" – współczesna wersja Romea i Julii przeszła bez większego echa. Na następny i jak się okazało ostatni sukces Leszczyński musiał czekać aż do 2001 r., kiedy zrealizował za skromne środki "
Requiem". Opowieść o wiejskim gospodarzu, który wygłasza wspaniałe mowy pogrzebowe przyniosła reżyserowi Nagrodę Specjalną Jury na FPFF w Gdyni. Ponownie do kina próbował powrócić z autobiograficznym "
Starym człowiekiem i psem" jednak po trzech dniach od rozpoczęcia zdjęć dostał udaru mózgu, w wyniku którego zmarł parę dni później w szpitalu. Mimo dokończenia obrazu przez wieloletniego przyjaciela reżysera,
Andrzeja Kostenkę, film w ogóle nie wszedł na ekrany kin.