Recenzja filmu

Ikar. Legenda Mietka Kosza (2019)
Maciej Pieprzyca
Dawid Ogrodnik
Cyprian Grabowski

Po jednej nutce

Z życiorysu Mieczysława Kosza dałoby się wykroić kilka filmów (...). Pieprzyca splata wszystkie te narracje w konwencji tradycyjnej filmowej biografii; oddającej sprawiedliwość nie tyle
Facet w ciemnych okularach wysiada z autobusu. Idzie na cmentarz, składa kwiaty na grobie matki, gra duchom na harmonijce, w końcu wraca do mieszkania i zanosi się płaczem z żelazkiem w ręce – nauka poszła w las, wciąż nie potrafi zaprasować w kancik. Pierwsze sceny "Ikara" to życie sprowadzone do kolejnych erupcji namiętności: elegia dla marnej egzystencji łączy się z celebracją sztuki. W końcu, jak mawiała świętej pamięci matula: jeśli coś robisz, rób to porządnie. 


Wibrujący jazzem film Macieja Pieprzycy stanie się odtąd kroniką życia bohatera – wybitnego niewidomego pianisty, jednej z ikon polskiej kultury ubiegłego wieku, człowieka rozdartego między klasyką i awangardą na scenie, ulegającemu podszeptom wewnętrznych demonów w życiu prywatnym. Z życiorysu Mieczysława Kosza dałoby się wykroić kilka filmów: wiwisekcję artysty wyprzedzającego swój czas, historię wzlotu ponad ograniczenia ciała i upadku z powodu erozji umysłu, wreszcie – opowieść o blaskach i cieniach sławy. Pieprzyca splata wszystkie te narracje w konwencji tradycyjnej filmowej biografii; oddającej sprawiedliwość nie tyle balansującemu na granicy szaleństwa bohaterowi, co uprawianej przez niego sztuce oraz związanej z nią ikonografii. "Ikar" to film niemal tak stylowy i aseptyczny jak sale, w których koncertuje bohater, poszatkowany elipsami niczym jego jazzowe improwizacje.  

Podoba mi się ta strategia z kilku powodów. Po pierwsze, pozwala stworzyć elegancką metaforę geniuszu, z którego musi wykiełkować szaleństwo. Napędzana chorobą alkoholową depresja podkrada się w oswojonych wnętrzach, wśród znajomych ludzi, nie zostaje zbanalizowana paroma sekwencjami tzw. fotogenicznego upodlenia, do których przyzwyczaiło nas polskie kino. Po drugie, pozwala uwznioślić bohatera bez pomocy nachalnych symboli oraz deklaratywnych dialogów. Film rozpoczyna się przelotem kamery nad lasami Lubelszczyzny przy akompaniamencie muzyki Kosza i dość powiedzieć, że to lepsza ilustracja exegi monumentum niż zastygłe w zachwycie twarze słuchaczy oraz inscenizowane "setki" z przyjaciółmi artysty. Po trzecie, ułatwia odszukanie w języku filmowym formalnego ekwiwalentu dla percepcji niewidomego bohatera. Podobnie jak w dramatycznie niedocenionym pod tym kątem (pod żadnym innym zresztą też) "Pachnidle" Toma Tykwera, ostre sklejki montażowe pomagają Pieprzycy chociaż na chwilę osadzić nas w głowie bohatera. Krótkie ujęcia z podbitym dźwiękiem zamieniają się naraz w dziesiątki brzytew prześlizgujących się po naszej czaszce, zaś lekko rozchwiana kamera odmalowuje pejzaż świadomości otumanionego pianisty. 


Dawid Ogrodnik gra rolę Kosza tak, jakby kleił wszystkich wrażliwców ze swojego portfolio – od Mareczka z "Chce się żyć" po Tomka Beksińskiego z "Ostatniej rodziny". To dobra rola, o której klasie – o wiele bardziej niż efekciarskie napady szału i cedzone przez zęby megalomańskie deklaracje – świadczą raczej drobne detale: dezynwoltura, z jaką bohater zapowiada swój występ, delikatne zmiany w języku ciała na kolejnych etapach życia, grymasy pełne podziwu i wrogości rzucane w stronę rywali. W scenie spotkania z Billem Evansem, jednym z ukochanych artystów Kosza oraz legendą amerykańskiej sceny jazzowej, Ogrodnik bez wysiłku nakreśla wszystkie paradoksy kształtujące osobowość bohatera – skromnego geniusza i zarazem buńczucznego pretendenta do jazzowego tronu. 

Pieprzyca lubi położyć fabularny akcent tak, że jego finezyjny numer wychodzi poza skalę – zwłaszcza w retrospekcjach, którym brakuje estetycznej i scenariopisarskiej subtelności (sceny chowu wśród sióstr zakonnych wypadają niemal pastiszowo w swojej stylizacji). Jednak, w przeciwieństwie do wielu rodzimych filmowców, w skrzyneczce z reżyserskimi narzędziami posiada nie tylko młotek. Skonstruowany na wzór jazzowego standardu "Ikar" pozostaje dowodem na to, iż życie piszące "najlepszy scenariusz" to na kinowym ekranie dopiero pierwsza nutka. Jeśli coś robisz, rób to porządnie. 
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones