Recenzja filmu

Maryja, matka Jezusa (2010)
Guido Chiesa
Nadia Khlifi
Rabeb Srairi

Apoteoza macierzyństwa

Filmowa Maryja jest wspaniałym ucieleśnieniem idei Matki. Jest ledwie dziewczęciem, postawionym w bardzo trudnej sytuacji, a jednak ze spokojem ducha, cierpliwością i uporem broni swego
Jest wielką ironią losu, że kobiety, którym chrześcijaństwo zawdzięcza bardzo wiele w pierwszych wiekach swego istnienia, znalazły się z czasem na marginesie okrzepłego ruchu religijnego. Podstawowym "narzędziem" tej indoktrynacji stała się postać Maryi, z której stworzono ikonę biernego akceptowania losu. W kulturze istnieje ona w zasadzie jedynie w dwóch odsłonach: jako natchniona rodzicielka Dzieciątka lub też jako Pietà, matka rozpaczająca po ukrzyżowanym Jezusie. I właśnie dlatego obraz Guido Chiesy jest tak ważnym filmem. Pozostając bowiem wierny filozofii chrześcijańskiej, oferuje rewolucyjny portret Maryi, stanowiący alternatywę dla "wrogiego" Kościołowi feminizmu.

"Maryja, matka Jezusa" filmem prochrześcijańskim? Na pierwszy rzut oka może się to wydawać absurdem. Wynika to z faktu odejścia przez Chiesę od tradycyjnej ikonografii Świętej Rodziny. Nadia Khlifi jako Maryja jest po prostu za młoda, za semicka. I co z tego, że jest to bliskie temu, co znajdziemy w Nowym Testamencie? W tym przypadku słowo przegrywa z obrazem. Wystarczy pójść do pierwszego lepszego kościoła i zobaczyć malowidła sakralne albo też przyjrzeć się obrazkom zostawianym przez księży chodzących "po kolędzie", by przekonać się, że Maryja w ogóle nie przypomina tej z filmu Chiesy.

Wielu widzów będzie miało również problem z brakiem w filmie namacalnej obecności Boga. Teoretycznie nie powinno to nikogo dziwić, a jednak i tym razem powszechna opinia dyktuje, by Bóg i cuda to nieodzowne elementy każdej opowieści o Chrystusie. I co z tego, że Biblia milczy o jego dzieciństwie? Oczekiwania wiernych spełniły liczne apokryfy, jak na przykład "Ewangelia Pseudo-Mateusza" (zawierająca chociażby historię o smokach czy kłaniającej się palmie) czy "Ewangelia dzieciństwa Ps. Tomasza" (gliniane ptaki, które ożyły czy też historia wskrzeszenia chłopca). Jednak film Chiesy zrealizowano  z zupełnie innego punktu widzenia. Tajemnica Jezusa pozostaje tajemnicą. On nawet nie jest bohaterem filmu. Jego czas dopiero nadejdzie. Dla Chiesy liczy się Maryja i jej perspektywa, z pytaniami bez odpowiedzi, lecz wiarą i pewnością swoich racji.

W czym zatem tkwi konserwatyzm myśli filmu i jego prochrześcijański wydźwięk? W absolutnej afirmacji macierzyństwa. Filmowa Maryja jest wspaniałym ucieleśnieniem idei Matki. Jest ledwie dziewczęciem, postawionym w bardzo trudnej sytuacji, a jednak ze spokojem ducha, cierpliwością i uporem broni swego dziecka, buduje jego charakter i wskazuje mu drogę. Walczy jak lwica, ale jednocześnie czyni to bez uciekania się do widowiskowych metod współczesnych feministek. Jest niewzruszoną skałą, która zawstydzić mogłaby siłą swoich przekonań apostoła Piotra. Każda scena filmu Chiesy to potężny zastrzyk inspiracji i siły duchowej. Ale jest w tym też coś budzącego strach, ponieważ "Maryja, matka Jezusa" oddając kobietom należne im w świecie miejsce, przekazuje w ich ręce odpowiedzialność za losy świata. Macierzyństwo, przekonuje Chiesa za pomocą swojej młodej, dzielnej bohaterki, to nie prokreacja. Reżyser wskazuje na Maryję i mówi wszystkim: świat zmienia się wychowując dzieci. Może na rezultaty tych zmian trzeba dłużej czekać, za to wprowadzone zmiany są znacznie trwalsze. Przesłanie w sumie nie jest specjalnie oryginalne, ale za sprawą prostej, lecz sugestywnej formy inspiruje i zachwyca.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones