"Rocznica" to kino w pełni oparte na dialogach, niemal cały film toczy się w tej samej rezydencji, a napięcie, humor, emocje i groza wynikają z błyskotliwie napisanych i świetnie podanych słów.
Gdy dystrybucję poprzedniego filmu Jana Komasy – "Hejtera" – przerwał w zarodku pierwszy lockdown, od oscarowej nominacji "Bożego ciała" minął tylko miesiąc, a prezydentem USA był Donald Trump. Przez ten czas wiele się zmieniło, a ten ostatni element zdążył nawet powrócić do pierwotnego stanu. Lata minęły, o kwarantannach i izolacjach staramy się zapomnieć (chociaż nie tak mocno jak o filmach je portretujących), na Oscarach nasza passa się odwróciła, a polski twórca rozwijał w tym czasie anglojęzyczną karierę. W końcu możemy ujrzeć pierwsze efekty tego procesu.
To odwołanie do urzędującego mieszkańca Białego Domu nie jest bynajmniej przypadkowe, gdyż film według scenariusza Lori Rosene-Gambino w dużej mierze opiera się właśnie na współczesnej amerykańskiej polityce. Jak możemy się dowiedzieć z wywiadów, których udzielała scenarzystka – pomysł opowiedzenia o rodzinie rozpadającej się wraz z całą Ameryką, a przy tym będącej nie tylko soczewką, ale wręcz punktem zapalnym przemian, wyszedł od samego Komasy. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak zepsucie kryjące się pod ułożonymi fryzurami, skrojonymi strojami i nienagannym wizerunkiem elit wywlekał on już na wierzch przy okazji dylogii "Sala samobójców".
W osadzonych w Warszawie filmach widzieliśmy gwałtowną erozję rodziny opartej na statusie majątkowym, lecz pozbawionej szczerej komunikacji, a w sequelu nawet jej polityczne i ogólnopaństwowe efekty. Z podobną, lecz podbitą na dużo większą skalę sytuacją mamy do czynienia w "Rocznicy". Oto w komfortowej willi nieopodal Waszyngtonu mieszka dojrzała para, celebrująca dwudziestą piątą rocznicę ślubu. Ellen (wspaniała Diane Lane) – ceniona wykładowczyni akademicka, zagorzała obrończyni demokracji i liberalnych wartości, dumnie mówiąca o sobie, że nie jest ani po prawej, ani po lewej stronie. Paul (jak zwykle magnetyczny Kyle Chandler) – pewny siebie biznesmen, prowadzący popularną wśród polityków oraz lobbystów knajpę, zawsze wiedzący, jak ustawić się między dwiema pozorującymi niechęć partiami. Wspólnie wciąż wychowują nastoletnią córkę Birdie (Mckenna Grace) – geniuszkę zafascynowaną biologiczną i chemiczną analizą otoczenia, a pozostała dorosła trójka ich dzieci zjeżdża się z całego kraju, by wspólnie uczcić jubileusz – pierwszy z pięciu, w których będziemy rodowi towarzyszyć.
Najstarsza córka – Cynthia (Zoey Deutch), jest wziętą prawniczką kłócącą się ze swoim mężem o potencjalne dzieci, środkowa zaś wyprzedającą pełne sale standuperką (Madeline Brewer). Nosicielem, który wprowadza na rodzinne przyjęcie wirusa, jest jedyny męski potomek pary, Josh (Dylan O’Brien), niespełniony pisarz science fiction – jego misją na wieczór jest przedstawienie w końcu najbliższym swojej partnerki i narzeczonej Liz (Phoebe Dynevor). Kobieta do imprezy przygotowuje się niczym do rozmowy kwalifikacyjnej lub roli na West Endzie; przed lustrem ćwiczy kwestie, mimikę i zachowania, tak by osiągnąć zamierzony efekt w rozmowie z Ellen. Szybko poznamy także powody całego napięcia i zamieszania. Liz swego czasu była studentką matrony, lecz jej praca zaliczeniowa "Zmiana", postulująca całkowitą reformę amerykańskiego systemu politycznego oraz autorytarny system jednopartyjny, jako rozwiązanie problemów trapiących jankeskie społeczeństwo, spotkała się z etycznym sprzeciwem bohaterki Diane Lane i w efekcie zatrzymała akademicką karierę młodszej z kobiet. Liz pozornie przybywa z gałązką oliwną, lecz czy nie jest to tylko kamuflaż zaplanowanej zemsty?
Willę Ellen i Paula odwiedzimy w pięciu epizodach, oddalonych od siebie o mniej więcej rok. Pierwotnie miały to być kolejne rocznice ślubu, lecz scenarzystka uznała, że te są celebrowane tylko przy okrągłych okazjach, więc z wyjątkiem otwarcia oraz zakończenia zostały dodane także inne preteksty do rodzinnych zlotów. Każdy odpowiada kolejnemu etapowi cyklu replikacyjnego wirusa (adsorpcja, penetracja, powielenie, składanie wirionów, uwalnianie z komórki), które odpowiadają działaniom Liz i jej wpływowi na familię. "Rocznica" to kino w pełni oparte na dialogach, niemal cały film toczy się w tej samej rezydencji, a napięcie, humor, emocje i groza wynikają z błyskotliwie napisanych i świetnie podanych słów. Nie mogłoby się to udać, gdyby nie rewelacyjne aktorstwo. Gdyby nagrody SAG nie zależały przede wszystkim od oscarowych kampanii, to film Komasy byłby w gronie silnych faworytów do statuetki dla najlepszej obsady. Międzypokoleniowa ekipa gra tu prawdziwy koncert konfrontacji charakterów, a brylują w tym wszystkim wielka Diane Lane oraz jej znana z "Bridgertonów" adwersarka Phoebe Dynevor. Nie oznacza to jednak, że reszta zostaje zredukowana do roli tła – niczym w pierwszym "Na noże" Riana Johnsona, każdy członek obsady otrzymuje tu przynajmniej dwie okazje do wykazania się i zastania zapamiętanym i nikt ich nie marnuje.
Pierwszoligowe dialogi, wypełnione emocjami i przykuwające uwagę, są w "Rocznicy" tym ważniejsze, że wspomniana już wirusowa konstrukcja owocuje niespecjalnie równym tempem, a chwilami wręcz wewnętrzną wtórnością, która może nudzić i odrzucać. To zresztą nie jest jedyne założenie scenariusza, które ciągnie całość w dół. Mamy bowiem do czynienia z apolitycznym kinem politycznym. To znaczy, z jednej strony Komasa w swoim stylu wali obuchem, jeśli chodzi o przesłanie i symbolikę – niszczący tradycję demokracji populizm w duchu Trumpa i jego otoczenia jest destrukcyjny dla Ameryki, a tworzenie podziałów i nagonek, którymi się karmi, zżera niczym kwas całe społeczeństwo. Jednocześnie jednak ogólność prezentowanych stanowisk i wizji oraz autorefleksja sprowadzona do pojedynczego "to nasza wina" z ust Ellen (nie żebym się nie zgadzał, ale warto by to rozwinąć) sprawia, że cała opowieść, spoglądając szerzej niż tylko na wąską perspektywę rodziny, jest niezwykle pusta i naskórkowa.
"Rocznica" to film nie tylko dla adoratorów wcześniejszej twórczości Komasy, w szczególności "Hejtera". Świetną rozrywkę znajdą tu sieroty po "House of Cards" i "Sukcesji", obserwując rodzinne intrygi przekładające się na rozkład sił w Waszyngtonie. Także fani poszczególnych członków obsady, którzy pokochali Phoebe Dynevor w pierwszym sezonie "Bridgertonów", wciąż z nostalgią wspominają tytułowego "Więźnia labiryntu" Dylana O’Briena albo śledzą karierę Mckenny Grace od czasów Disney XD przez "Opowieść podręcznej" do dziś, nie pożałują poświęconych minut. Grunt, żeby nie szukać w filmie czegoś z głębią wychodzącą ponad wspomniane seriale.