Recenzja Sezonu 2

Gen V (2023)
Steve Boyum
Nelson Cragg
Jaz Sinclair
Chance Perdomo

(Nie)rozważni i romantyczni

Twórcy zdołali utrzymać w serialu to, za co widzowie pokochali "The Boys", czyli ten "superbohaterski suspens”, który w pełni intensyfikuje nasze serialowe przeżycie. Zdołaliśmy przyzwyczaić się,
(Nie)rozważni i romantyczni
30 marca 2024 w świecie "The Boys" doszło do nieoczekiwanej tragedii. W wypadku zginął 28-letni Chance Perdomo, wcielający się w rolę Andre Perdomo w "Gen V". Aktorzy z serialu w szczególności przeżyli jego śmierć: w social mediach pojawiła się masa postów, w których twórcy zaczęli oddawać hołd aktorowi. Nic dziwnego, że nawet tuż przed rozpoczęciem pierwszego epizodu pojawia się napis "For Chance".  I niejako wyznacza on kurs dla tych ośmiu odcinków o przygodach paczki z Godolkin. 


Najnowszy sezon Boysowego spin-offu ma miejsce jakiś czas po szalonych wydarzeniach z poprzedniego finału. Twórcy mieli kilka możliwości, w jaki sposób powinni rozwiązać wątek bohatera granego przez Andre. W grę mógł wchodzić przecież recasting, jak ostatnio w przypadku nowego sezonu "Wiedźmina" (choć przecież tam okoliczności były zupełnie inne). A jednak już na samym początku dowiadujemy się, że Andre zginął w tajemniczych okolicznościach, zapewne prześladowany przez korporację Vought. Bohaterowie – Emma, Jordan, Cate, Sam i Marie –kolejno dowiadują się o tym nieszczęściu, co wpłynie mocno na ich późniejsze działania. To zapewne moment, w którym zaciera się granica między aktorstwem a jakąś taką emocjonalną reakcją na ból; tak jakby ktoś dotykał jeszcze niezagojonej rany. 

Cały ten zabieg pożegnania Andre/Chance’a porusza – nie tylko scenarzyści wybrnęli z klasą, ale też w naturalny sposób wpletli to do całej narracji. Tym samym śmierć Andre staje się motorem napędowym dla tego sezonu: twórcy dają przestrzeń bohaterom, aby ci pogodzili się zarówno ze stratą, jak i między sobą (przypominamy: doszło do podziału grupy na dwa obozy: Sam i Cate kontra cała reszta brygady). 

Stosunkowo ważną postacią staje się ojciec samego Andre (Sean Patrick Thomas), również przechodzący przez swoją własną żałobę. Zamiast pić i przeżywać stratę, ten postanawia działać i pomóc paczce naszych znajomych. Wszystkie te reakcje postaci, dialogi między nimi (w których nierzadko rozmawiają o Andre), a także wszelakie następstwa po jego śmierci są podane w organiczny sposób, co nie daje poczucia, że gdzieś zaciera się ta granica między fikcją a rzeczywistością.


Twórcy zdołali utrzymać w serialu to, za co widzowie pokochali "The Boys", czyli ten "superbohaterski suspens”, który w pełni intensyfikuje nasze serialowe przeżycie. Zdołaliśmy przyzwyczaić się, że to uniwersum nie wybacza; nie bierze jeńców i w każdej chwili z życiem może pożegnać się nawet najważniejsza postać. Nic dziwnego, że najnowszy sezon "Gen V" wprowadza postać złowieszczego dziekana placówki, który ma szansę tu sporo namieszać. Facet o pseudonimie Cipher (brawurowo zagrany przez Hamisha Linklatera) to człowiek-zagadka. Kim jest? Jaką ma supermoc? Dlaczego tak bardzo zaczyna interesować się życiem Marie? Intryga działa i rajcuje widza, bo odnosi się do skali mikro, krążąc wokół prywatnych problemów postaci. Nasi młodociani herosi będą walczyć o uratowanie swojego własnego świata, a nie całej Ameryki; skalę makro muszą zostawić Butcherowi i reszcie ekipy. To spory powiew świeżości: nie mamy poczucia, że scenariusz robi z tej paczki herosów, którymi ci – tak na dobrą sprawę – do końca nie są.

Pomimo to nie wszystko tu działa: czasami wciąż mamy wrażenie, że to "The Boys 1,5", które poszerza znane uniwersum, ale w sumie to zbytnio nic po za tym nie wnosi. Ogląda się to trochę jak "Niezwycięzony", tyle że wspomniana stawka będzie tu znacznie mniejsza. I w sumie to o to twórcom chodziło – "Gen V" jest po prostu zgrabnym przedłużeniem świata przedstawionego, które w całkiem czuły sposób ukazuje życie studentów pewnego amerykańskiego college’u.  

Do tego całość zatacza koła (gdzieś w środku sezonu bohaterowie na zmianę ratują się z opresji i tak dalej), ale nawet taki zabieg da się tutaj obronić. Bowiem bardziej niż akcja liczy się tzw. "character development". Wszyscy są tutaj (nie)rozważni i romantyczni – niektóre decyzje podejmowane przez naszych uczniów są bezsensowne, ale koniec końców korespondują z ich charakterami. Bo właśnie takimi prawami rządzi się młodość – kiedy coś spieprzysz, to musisz liczyć się z konsekwencjami. A te w tym uniwersum są zazwyczaj tragiczne w skutkach. 


Czasami jednak można odnieść wrażenie, że najważniejsze postacie serialu mają na sobie tzw. "plot armour". Twórcy kochają ich miłością pełną i bezwarunkową – choć karcą ich za głupotki, miłostki i motyle w brzuchach, to rzadko kiedy decydują się na przyciśnięcie czerwonego guzika z napisem "śmierć". Nie zmienia to faktu, że to wciąż jest serial w stylu "The Boys" – eksplodujące głowy i hektolitry krwi to tylko część atrakcji. 

No i dochodzi ten z lekka nieszczęsny finał, cierpiący na to samo schorzenie, co zakończenie drugiego sezonu "Peacemakera". I tu pojawiają się schody – trudno stwierdzić, czy wina leży po stronie twórców, czy może oczekiwania widzów są zbyt wygórowane. Oba działają jako emocjonalne zamknięcia, które nie mają nie-wiadomo-jakiego przytupu. Czy przyzwyczailiśmy się do tego, że wymagamy od finałów wybuchów, pościgów i zapierających dech w piersiach cliffhangerów? A może twórcy już nie potrafią nas zaskoczyć? El fin w tym sezonie działa, sprawia masę frajdy, choć pozostawia nas z poczuciem, że to lądowanie było za gładkie, może jedynie z lekkimi turbulencjami.


Drugi sezon "Gen V" niejako scala dwie serialowe linie fabularne w jedną (więcej nie zdradzamy!) – i zapowiada, że piąty sezon, a zarazem ostatni "The Boys" to będzie pełnokrwisty banger; marvelowski "endgame", w którym nastąpi przetasowanie dotychczasowych kart i wprowadzenie paru nowych postaci do walki z Homelanderowskim faszyzmem. Czyli tak: najnowsze poczynania studentów Godolkin to łatwostrawna i smaczna przystawka przed chaosem, który już niedługo będzie miał miejsce. Teraz musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na crème de la crème.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Sezonu 2 serialu Gen V
W czyich żyłach płynie superbohaterstwo, ten się w cyrku nie śmieje. Serial "The Boys", choć żadne to... czytaj więcej
Bartosz Czartoryski
Bartosz Czartoryski
6