Recenzja filmu

Listy od nieznajomego (2013)
Yariv Mozer
Yoav Reuveni
Moran Rosenblatt

Cierpienia młodego Boaza

Rosenblatt jest przekonująca w roli dziewczyny, której emocje, przeczucia i lęki o przyszłość fundują bezsenne noce. Dzięki temu, że nie jest papierową postacią, "Listy od nieznajomego" są
"Strach" to jedno z trzech opowiadań, które składa się na powieść "New Romantic". Michał Zygmunt opisuje w nim chłopców z blokowiska, typowych dresiarzy, którzy w pewnym momencie masturbują się grupowo i na akord. W jednym z nich tempo i sytuacja budzi lęk, może zażenowanie; skrywaną fascynację oraz niezgodę na to, co się dzieje. Nic tu przecież do siebie nie pasuje – otoczenie do postaci, postaci do wykonywanych radośnie czynności. Podobne emocje zdają się towarzyszyć Boazowi (Yoav Reuveni), który wspomina erotyczne zabawy, jakim oddawali się jego koledzy między jednym a drugim wojskowym patrolem. Teraz Boaz jest studentem, ma śliczną dziewczynę, nowoczesne podejście do życia i wygląd modela reklamującego seksowną bieliznę. Podobnie jak Zygmunt, Yariv Mozer w "Listach od nieznajomego" wprowadza widzów w świat patriarchalny, heteroseksualny i wypełniony stereotypami na temat męskości. Będzie próbował go zburzyć. Zechce pokazać instynkty, które pojawiają się na przekór społeczno-kulturowym uwarunkowaniom. W przeciwieństwie do polskiego pisarza Izraelczyk utka z nich historię pretensjonalną i – co najciekawsze dla filmu LGBT – pokazującą środowiska homoseksualne w fatalnym świetle.



Związek Boaza i jego dziewczyny Noi (Moran Rosenblatt) jest za to przedstawiony w idylliczny sposób. W Izraelu ciągle świeci słońce, jogging na ulicach uprawiają tylko przystojni mężczyźni, a Boaz i Noa żyją bez ślubu pod jednym dachem. Przeszkadza to tylko matce chłopaka, ale jej łagodny bunt jest na tyle nieistotny, że mogłoby jej nie być w ogóle. Młodzi są niemoralnie szczęśliwi. Wisienką na torcie ma być tylko list potwierdzający, że mężczyzna otrzymał stypendium naukowe i para może się przeprowadzać do Jerozolimy. Zamiast niego w skrytce pocztowej Boaz regularnie znajduje jednak miłosne wyznania napisane ręką zakochanego w nim mężczyzny. Jego słowa rozbudzają w nim wspomnienia żołnierskiej służby i pierwszych doznań o homoseksualnej proweniencji. Listy sprawdzają się jako mechanizm uruchamiający serię wydarzeń emocjonalnie wyczerpujących bohaterów, ale z drugiej strony są też najsłabszym ogniwem historii. Czytane na głos wprowadzają do niej nieznośne ilości kiczu, naiwności i pretensjonalnego romantyzmu. Zaczytujący się w nich Boaz oddaje się werterowskiemu cierpieniu; staje się delikatny, bardzo niepewny siebie, zagubiony. Jego dziewczynie coraz trudniej go zrozumieć i zadowolić.

Atmosfera gęstnieje od domysłów, a w bohaterach rośnie desperacja. Boaz rozgląda się wokół siebie z ciekawością, ale i lękiem, że za każdym rogiem może się zmaterializować jego adorator i trzeba będzie stanąć twarzą w twarz z prawdą o sobie samym. Młody mężczyzna boi się swojej przemiany, i nic dziwnego, skoro Mozer portretuje gejowskie środowisko w iście koszmarny sposób. Z jednej strony egzaltowane listy obiecujące miłość niemożliwą, z drugiej mroczny park pełen tanich męskich prostytutek oferujących miłość czysto fizjologiczną. Boaz nie chce zamieszkać ani w jednym, ani w drugim świecie. Jest przyzwyczajony do mieszczańskiego trybu życia, domowych pieleszy i rozkładu dnia, w którym nie ma miejsca na ekscesy. Frustracje wyładowuje za to na dziewczynie, obdarzającej go miłością, która jest cierpliwa, łaskawa, nie unosi się gniewem i nie pamięta złego. Jako że rozbudzonych, palących pragnień nie da się jednak łatwo ugasić, młody mężczyzna będzie się szamotał, a wrażliwa i empatyczna Noa umęczy się wraz z nim.



W przeciwieństwie do Yoava Reuveniego Moran Rosenblatt jest przekonująca w roli dziewczyny, której emocje, przeczucia i lęki o przyszłość fundują bezsenne noce. Dzięki temu, że nie jest papierową postacią, "Listy od nieznajomego" są nie tylko historią o homoerotycznej fascynacji, ale i opowieścią o kryzysie w związku. Można się mu poddać albo z nim walczyć. Mozer zmusza swoich bohaterów do walki. Każdy z nich musi ją jednak stoczyć indywidualnie. Reżyserowi udaje się zbudować i utrzymać napięcie, które jako jedyne skłania do śledzenia owej potyczki i ewolucji bohaterów. Dobrze jednak zostać z nimi do końca, bo (tylko) finał "Listów od nieznajomego" autentycznie zaskakuje. Tomasz Wasilewski – który w "Płynących wieżowcach" w nieco bardziej wysublimowany sposób opowiadał o miłosnym trójkącie – rozwiązanie trudnej sytuacji swoich bohaterów oddał w ręce widzów. Mozer stawia kropkę nad i. Na nas zrzuca jednak konieczność odpowiedzenia sobie na pytanie, czy filmowy epilog równa się szczęśliwemu zakończeniu czy mówienie o tym, co się stało w kategoriach happy endu byłoby znacznym nadużyciem.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones