Recenzja filmu

Wesele (2004)
Wojciech Smarzowski
Tamara Arciuch
Bartłomiej Topa

Ech to młode polskie kino

Zanim obejrzałam ten film naczytałam się o nim sporo – jaki to banalny i nudny, ale także o tym, że Wojciech Smarzowski to nadzieja polskiego kina. Ciekawości to pierwszy stopień do piekła.
Zanim obejrzałam ten film naczytałam się o nim sporo – jaki to banalny i nudny, ale także o tym, że Wojciech Smarzowski to nadzieja polskiego kina. Ciekawości to pierwszy stopień do piekła. Nie lubię od razu zdradzać moich zapatrywań, jednak w tym wypadku nie mogę się oprzeć. Nie pozostała mi nawet krztyna nadziei. Po pierwsze, przede wszystkim i co najważniejsze - jak można było wymyślić tak niesamowicie nieprawdopodobną historię. Wszakże i film powinien być "zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu". Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że niekiedy należy odrobinę przerysować fakty, by film okazał się możliwy w odbiorze, wydaje mi się jednak, że co za dużo to niezdrowo. Uczestnicy tytułowego wesela, które chętnie kojarzyłoby się z miłą rodzinną imprezą, zaprezentowali widzom wachlarz swoich degenerackich możliwości. Wiesiek Wojnar (Marian Dziędziel) nie widzi świata poza pieniędzmi, jego żona (Iwona Bielska) uwielbia swoje bogactwo, ale równocześnie marzy o dawnej świadomie utraconej miłości. Młodsze pokolenie także nie objawia zbyt wielu zalet. Na powadzenie wysuwa się pan młody, Janusz (Bartłomiej Topa), który ożenił się po to, by zdobyć ekskluzywny samochód. Na kolejnych miejscach plasują się skorumpowani policjanci, okrutny oszust (Paweł Wilczak) i zawsze gotowa do zabawy młoda blondynka (Iwona Wszołkówna). Pojawia się co prawda kilku pozytywnych bohaterów, ale można by ich policzyć na palcach u jednej ręki: dziadek (Wojciech Skibiński), który zresztą z niezależnych od niego przyczyn szybko przestaje odgrywać jakąkolwiek rolę w filmie, panna młoda (Tamara Arciuch) – minimalnie pazerna (w wypadku "Wesela" tyle wystarczy, by stać się tą dobrą) i Mateusz (Maciej Stuhr) – niepozorny i nieszczęśliwy. Niestety, okazuje się, że wykreowane przez Wojciecha Smarzowskiego postaci to nie wszystkie minusy fabuły. Wyjątkowo irytująca jest jedna z końcowych scen, w której to nieprzytomni już niemal uczestnicy zabawy śpiewają "Rotę". Mam dziwne wrażenie, że chciano widzom przekazać – "A to Polska właśnie", co rzecz jasna uważam za zupełnie nieprawdziwą teorię. Jeśli zaś chodzi ogólną wymowę... słów mi brak najzwyczajniej w świecie. Jestem pewna, że nawet człowiek, który po raz pierwszy w życiu widzi ekran domyśli się "co twórcy mieli na myśli" – miłość, nie pieniądze. To jednak nie koniec moich zarzutów pod adresem reżysera i scenarzysty. Wydaje mi się, że Wojciech Smarzowski zachęcony muzyka Tymona Tymańskiego (bardzo dobrą zresztą, oddającą główny zamysł reżysera, jakikolwiek by on nie był) zapomniał się troszkę i zamiast nakręcić film fabularny, postanowił zrobić teledysk. Nieczęsto zwracam uwagę na montaż, lecz tym razem byłoby to niewykonalne. Kamera skacze z jednego miejsca na drugie. Da się to co prawda jakoś przeboleć, ale zdecydowanie bardziej wolałabym dynamiczny, aczkolwiek płynny montaż. Nadszedł czas na plusy. Wbrew pozorom coś tam się jeszcze znalazło. Zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że brawa należą się aktorom. Nie zdołali niestety nadać swoim bohaterom żadnej głębszej wymowy i pozostawili ich takimi, jacy byli w scenariuszy, czyli jednowymiarowymi, lecz zagrali dobrze. Chwalebnym wyjątkiem jest Elżbieta Jarosik, która wcieliła się w postać gospodyni – niby sympatyczna, a jednak coś miała w sobie podstępnego. Warto także, moim zdaniem, zwrócić uwagę na wspomnianego już pana młodego – Bartłomieja Topę. Trudno powiedzieć czym dokładnie mnie urzekł – lecz czy nie na tym sztuka właśnie polega? Niestety nie mogę nic napisać o Macieju Stuhrze, jednym z moich ulubieńców. Zaangażowano go do roli takiej, jaką odgrywa najczęściej i na dodatek nie wprowadzono do jej psychiki niczego interesującego. Podsumowując: okazuje się, że niektórzy starsi i bardziej doświadczani recenzenci mają rację. "Wesele" jest banalne i nudne – gorąco nie polecam.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tradycyjnie w Polsce bardzo hucznie obchodzimy wszelkie święta rodzinne. A czy może być większe święto... czytaj więcej
Polskie kino miało kilka lat temu prawdziwy okres niemocy. W 2004 nie powstał praktycznie żaden dobry... czytaj więcej
Zapytawszy mojego znajomego, czy pójdzie ze mną na "Wesele", usłyszałam pytanie zwrotne o następującej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones