Grobowiec diabła

Niektóre starożytne teksty mówią o istocie stworzonej przez Boga jeszcze przed Adamem i Ewą. Twór ten nie był ani płci męskiej, ani żeńskiej, jednocześnie piękny i odrażający. Bóg, nie będąc
Niektóre starożytne teksty mówią o istocie stworzonej przez Boga jeszcze przed Adamem i Ewą. Twór ten nie był ani płci męskiej, ani żeńskiej, jednocześnie piękny i odrażający. Bóg, nie będąc zadowolony z owocu swojej pracy, zesłał Pierworodnego do Otchłani, skazując go na całą wieczność w samotności i zapomnieniu. Ucząc się na własnych błędach, Bóg stworzył następnie swoje najdoskonalsze dzieło – człowieka – któremu podarował płeć, intelekt, emocje oraz duszę. Pierworodny nie mógł jednak znieść odrzucenia: kierowany zazdrością i nienawiścią desperacko próbował uwolnić się ze swego więzienia i zniszczyć ludzkość. Podczas każdej z tych prób, zabierał do Otchłani część czasu i przestrzeni, tworząc w ten sposób własne królestwo. Królestwo, którego historia na zawsze zwiąże się z miastem Al-Khali.

Przenieśmy się teraz do roku 1930, w którym powołany został specjalny oddział zajmujący się zjawiskami paranormalnymi. Podczas wojny jego głównym celem była walka z nazistami, którzy również wykazywali zainteresowanie sprawami nie z tego świata. Wkrótce rząd podjął decyzję o utworzeniu specjalnego, ściśle tajnego departamentu ds. zjawisk paranormalnych, który przez kolejne lata poszerzał zarówno swoje wpływy, jaki i obszar działań. W 1962 jego szeregi zasilił Arnold Leach – geniusz, ale jak się później okazało, również i szaleniec. Próba usunięcia go z ziemskiego padołu nie do końca zakończyła się sukcesem i Leach najpierw na lata zaginął bez śladu, a następnie zaczął przeprowadzać przerażające ataki terrorystyczne przy wykorzystaniu swoich nadprzyrodzonych zdolności. Teraz udał się do zaginionego miasta Al-Khali w celu sprowadzenia Pierworodnego do naszego świata. W ślad za nim wysłany został oddział Jericho, ale czy nie jest już za późno?

Clive Barker to człowiek, który nie ma szczęścia do gier komputerowych. W 2000 roku sygnował on swoim nazwiskiem "Undying" – horror na silniku "Unreal" – który pomimo pozytywnych recenzji i znanego nazwiska, osiągnął spektakularną klapę. Po siedmiu latach, twórca "Hellraisera" powrócił z "Jericho" – kolejną strzelanką z elementami grozy. Czy był to powrót udany? W grze wcielamy się w postać Davina Rossa – dowódcę oddziału złożonego z sześciu żołnierzy posiadających nadprzyrodzone zdolności. W wyniku pewnego "zdarzenia", już po przejściu misji treningowej będziemy mogli animować dowolną postać z grupy. Wybór mamy całkiem spory, nie mówiąc już o tym, że same postacie są ciekawe i oryginalne. Każdy członek oddziału dzierży przy tym zupełnie inne bronie, no i posiada unikatowe moce, które wykorzystywać będziemy nie tylko podczas walk z przeciwnikami, ale także podczas zwiedzania lokacji, bowiem często aby odblokować drogę dalej będziemy musieli użyć odpowiedniego bohatera i jego "specjalnych" argumentów. Jakich konkretnie?

Oddział "Jericho" składa się z dowódcy i sześciu podległych mu ludzi. Żeby nie było, że twórcy faworyzują którąkolwiek z płci, siły zostały rozłożone po równo: trzy kobiety i trzech mężczyzn. Ross potrafi wskrzeszać poległych towarzyszy, a więc po "przejściu" do innego ciała, zdolność tą otrzymuje także przejęta postać – jest to podstawowa moc i często to od niej zależeć będą losy potyczki. Kapitan Xavier Jones może "wejść" w przeciwnika, przez co otrzymujemy wgląd na przyszłe pole bitwy. W trybie tym możemy również wydawać przejętym przeciwnikom proste polecenia, ale umiejętność tą używałem tylko w konkretnych miejscach, aby odblokować drogę dalej. Nie jest to jednak postać bezużyteczna: dzięki mocnemu karabinowi jest bohaterem, którego warto wykorzystać w walce z dużą liczbą przeciwników. Frank Delgado to człowiek, który zawarł pakt z demonem ognia, zwanym Ababinili. Duch przejął jego rękę i podczas walki możemy go uwolnić, aby siał spustoszenie w szeregach wroga. Jeśli chcemy działać w sposób "tradycyjny", to możemy wykorzystać miniguna – w końcu duzi chłopcy bawią się dużymi zabawkami. Najważniejszy jest jednak ojciec Paul Rawlings – ksiądz nawracający za pomocą dwóch pistoletów Desert Eagle. Może on wysysać życie z przeciwników, jest też drugą postacią (po Rossie), która potrafi wskrzeszać towarzyszy. Jeśli padnie w walce i nie zdołamy mu pomóc, to będziemy w ekskrementach po uszy.

Płeć tak piękną, jak i zabójczą reprezentują Black, Church i Cole. Abigail Black to jedna z moich ulubionych postaci w grze, czemu raczej trudno się dziwić: jest ona doskonałą snajperką, na dodatek posiadającą zdolność telekinezy. Potrafi nie tylko ustrzelić z dużej odległości jakiegoś "niemilca", ale także wysadzić wroga w powietrze przy pomocy granatnika. Największa zabawa to jednak korzystanie z "ghost bullet", czyli pocisku sterowanego przy pomocy umysłu – dzięki niemu możemy zabić nawet do trzech przeciwników jednym strzałem. Billie Church to przyjaciółka Franka – cholernie szybka, zwinna, a wrogów kosi karabinem maszynowym i kataną. Jest też magiem krwi, a jej najbardziej przydatną umiejętnością jest stworzenie kuli, która unieruchamia przeciwników. Chyba nie muszę mówić, że nie raz nam to skórę uratuje, co nie? Ostatnią kobietą w "Jericho" jest młodziutka Simone Cole. Od innych wyróżnia się tym, że... nie ma żadnych nadprzyrodzonych zdolności! Co więc posiada? Genialny umysł, dzięki któremu potrafi zakrzywiać czasoprzestrzeń. A zatrzymanie czasu połączone z ciągłym używaniem karabinu maszynowego naprawdę bywa bezcenne...

Każdego kto spodziewa się po "Clive Barker's Jericho" taktycznej strzelanki muszę jednak rozczarować – drużynie możemy wydawać jedynie bardzo proste polecenia. Na szczęście gra doskonale sprawdza się jako szybki shooter bez zbędnego maltretowania szarych komórek. Jest dynamicznie, efektownie i krwawo, a więc tak jak być powinno. Troszkę bałem się zachowania AI, gdy nie będę pokazywał im palcami co mają robić, ale zostałem miło rozczarowany: bohaterowie chowają się za osłonami, wykorzystują zdolności specjalne, nawet gdy zginiemy potrafią cało wyjść z opresji i nas wskrzesić. Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić, to chyba tylko do "konsolowości" tego tytułu. Postacie "opanowujemy" przy pomocy podręcznego menu, które na klawiaturze średnio się sprawdza. Rozumiem, że na X-pudle czy zabawce Sony przycisków brakuje i trzeba coś wymyślić, ale na PC można było przypisać daną postać konkretnemu klawiszowi. Dlaczego się tego czepiam? Ponieważ gdy śmierć przyjdzie po nas podczas krwawej rzezi, należy jak najszybciej przenieść się do innego ciała i ewentualnie wykorzystać jakąś umiejętność, do odwrócenia losów spotkania. Przez podręczne menu często wciskałem nie to co trzeba i lądowałem w innym żołnierzu niż pierwotnie planowałem. Na szczęście po jakimś czasie idzie się do tego przyzwyczaić.

Etapy jakie przyjdzie nam odwiedzić są naprawdę ciekawe i zróżnicowane: podczas wędrówki w czasie i przestrzeni odwiedzimy miasto zniszczone podczas II wojny światowej, zamki z czasów wypraw krzyżowych, część Imperium Rzymskiego oraz trafimy do mitycznej wieży Babel. Nie raz czy dwa zdarzy nam się zatrzymać i podziwiać kunszt programistów, którzy wyczarowali dla nas pięć zupełnie różnych, świetnie zaprojektowanych "stref czasowych", wyrwanych naszemu światu przez Pierworodnego. Każdy etap podzielony jest na kilka pomniejszych map, pomiędzy którymi przeczytamy ciekawe briefingi napisane przez samego Mistrza Barkera. Większość etapów przechodzimy całym oddziałem, jednak od czasu do czasu, gra wymagać będzie od nas pokonania danego odcinka konkretnym bohaterem. Powoli zbliżamy się więc do jednego z największych minusów omawianego tytułu: liniowości. Etapy, jak już wspomniałem wcześniej, potrafią sprawić, że szczęka opadnie nam na podłogę, ale fakt faktem, że są one do bólu liniowe. Możemy iść praktycznie tylko do przodu (nie mamy nawet możliwości skakania), a jak trafi się jakiś problem, to najczęściej rozwiązać go można tylko w jeden sposób. Z jednej strony pozwoliło to na stworzenie efektownej strzelanki o filmowym zacięciu, ale z drugiej – za każdym razem gra wygląda tak samo. Efektownie, wybuchowo, klimatycznie... ale tak samo.

W żaden sposób nie można się jednak przyczepić do tego, co w tych etapach przyjdzie nam wybijać. W grach widziałem już naprawdę wiele, więc możecie mi wierzyć: potwory w tej grze wyglądają po prostu rewelacyjnie! Nawet gdyby nazwisko autora "Hellraisera" nie widniało w tytule, to i tak wiedziałbym, że to on maczał w tej grze palce. Jego styl jest po prostu nie do podrobienia: demony to obślizgłe, pozbawione skóry, okaleczone, owrzodzone maszkary przywodzące na myśl kultowych Cenobitów. Jest ich naprawdę cała masa, a niektóre z nich występują tylko i wyłącznie w danym okresie czasu, tzn. w średniowieczu będą to rycerze, w starożytnym Rzymie gladiatorzy itd. Inteligencją grzeszyć raczej nie będą i pod tym względem przypominają demony z rodzimego "Painkillera", ale za to występują w mieszanych grupach, dzięki czemu każda walka jest efektowna i emocjonująca. Od czasu do czasu przyjdzie nam się także zmierzyć z bossem. Walki z władcami danego etapu są naprawdę trudne i niekiedy trzeba się nagłowić żeby znaleźć ich słaby punkt. Jeśli jednak zamierzacie często ginąć, to musicie wiedzieć jedno: w grze nie ma możliwości zapisu stanu gry w dowolnym momencie. Wprawdzie checkpointy są rozmieszczone dosyć gęsto, ale na PC od zamierzchłych czasów save'a mogliśmy robić gdzie tylko chcemy – konieczność przejścia danego odcinka od nowa lub powtórzenia jakiejś walki może wkurzyć. Zwłaszcza po którymś razie z kolei.

Przejście kampanii dla pojedynczego gracza powinno zająć jakieś 7-8 godzin. Nie jest to wynik imponujący ale taki czas rozgrywki staje się powoli normą. Co możemy zrobić, gdy już poznamy zakończenie tej historii? Odpowiedź brzmi: zagrać jeszcze raz! "Jericho" z oczywistych względów nie posiada trybu multiplayer, ale ma za to bardzo ciekawy system achievementów, dzięki któremu wydłuża się żywotność tego tytułu. W menu głównym mamy listę zadań, których wykonanie skutkuje odblokowaniem karty postaci z dodatkowymi informacjami. Dzięki temu możemy poznać bardzo interesujące historie o m.in. przeszłości Black, upadku Maltheusa St. Claire, zamachu na Leacha czy powstaniu poszczególnych monstrów. A jakie zadania przyjdzie nam wykonać? Zdobycie określonej liczby headshotów, wysadzanie wrogów, ścięcia kataną, przejście poszczególnych etapów bez straty życia... Trochę tego jest i co najważniejsze – sprawdza się! Po zakończeniu kampanii włączyłem grę od początku na wyższym poziomie trudności (co naprawdę rzadko mi się zdarza) tylko po to, by odblokować kolejne karty postaci. Obecnie mam ten tytuł zaliczony na 100% i, co ważne!, podczas wykonywania listy zadań bawiłem się znakomicie.

Na potrzeby "Clive Barker's Jericho" MercurySteam stworzyło własny silnik graficzny, który zapewnia widoczki porównywalne z Unreal Engine 3. Wymagania minimalne nie należą do zbyt wygórowanych: aby uruchomić program będziemy potrzebować Pentium 2.4GHz albo Athlon XP 2400+, 1GB RAM, GeForce'a 6600/Radeona X1600, kartę dźwiękową kompatybilną z DirectX 9 i 6GB miejsca na dysku. Nie będę wam tu wypisywał jakie graficzne bajery gra posiada (sam do końca nie rozumiem wszystkich nazw), wystarczy że powiem, iż widoki naprawdę mogą robić wrażenie: ładne tekstury, bardzo szczegółowe modele, miłe dla oka wybuchy, efekty rozmycia, rag-doll, obsługa PhysX... Jest naprawdę mrocznie, krwawo, niekiedy obleśnie, a przede wszystkim: klimatycznie. Jedyną rzeczą, która czasem może zdziwić, to ciężar skrzyń - niekiedy wystarczy lekko je trącić, aby odsunęły się (czy nawet pofrunęły) na kilka metrów. Jest to jednak tylko taki mały szczególik. Oprawa dźwiękowa stoi na równie wysokim poziomie. Aktorzy podkładający głosy naszym bohaterom zostali świetnie dobrani i dobrze wczuwają się w powierzone im role: nie usłyszymy z ich ust żadnych mało przekonywujących zdań. Brawa należą się także osobom odpowiedzialnym za muzykę - doskonale uzupełnia ona to, co widzimy na ekranie. Osobiście najbardziej zapadł mi w pamięć utwór towarzyszący pierwszemu pojawieniu się Pierworodnego. Aż ciarki przechodzą po plecach, a w takich produkcjach, właśnie o to przecież chodzi.

"Clive Barker's Jericho" jest jedną z najbardziej zapadających w pamięć gier FPP, w jakie grałem ostatnimi czasy. Jej oceny były różne: jedni byli zawiedzeni nowym tytułem Barkera, inni zachwycali się jego niezwykłym klimatem. Jest tu wiele elementów, do których można się przyczepić: sterowanie, liniowe etapy, brak save'a w dowolnym momencie, zakończenie... Gra zabiera nas jednak w bardzo ciekawe miejsca, rzuca na nas hordy przerażających stworów, oddaje do naszej dyspozycji oddział interesujących postaci, a do tego wszystkiego wygląda i brzmi naprawdę smakowicie. Jest to efektowne połączenie filmu akcji z horrorem, które nawet po tylu latach od premiery pozytywnie wyróżnia się na tle konkurencji. Nie pozostaje nic innego jak zagłębić się w ten chory świat i czekać na sequel, o którym krążą plotki od ładnych kilku lat. To co Clive? Do następnego razu?
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tak to już jest z naszą ludzką naturą, że bezgranicznie lubimy się bać. Niezależnie od tego czy w grę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones