Recenzja filmu

Zabawy z bronią (2002)
Michael Moore
Dick Clark
Charlton Heston

I love my gun! Looove my gun!!!

Co roku w Niemczech w różnego rodzaju strzelaninach ginie ok. 380 osób. W Wielkiej Brytanii liczba ta wynosi 68 a w Japonii - 39 osób. W USA statystyki rejestrują ponad 11 tys. śmiertelnych ofiar
Co roku w Niemczech w różnego rodzaju strzelaninach ginie ok. 380 osób. W Wielkiej Brytanii liczba ta wynosi 68 a w Japonii - 39 osób. W USA statystyki rejestrują ponad 11 tys. śmiertelnych ofiar napadów i porachunków dokonywanych z bronią w ręku; codziennie od kuli ginie tam ponad 30 osób. Amerykanie to jedyna nacja na świecie, której członkowie z taką zaciętością wybijają się nawzajem. Dlaczego? To pytanie zadaje sobie od jakiegoś czasu cała masa amerykańskich ekspertów, socjologów i badaczy tamtejszej kultury. Jest ono także punktem wyjścia znakomitego dokumentu "Zabawy z bronią", wstrząsającego obrazu amerykańskiej obsesji na punkcie broni i przemocy. Reżyser filmu, Michael Moore, kilkakrotnie nawiązując do tragedii, jakie rozegrały się w szkole Columbine (gdzie dwójka nastolatków rozstrzelała 12 i raniła 25 swoich kolegów) i w jego rodzinnym miasteczku Flint (w którym 6-latek zabił ze znalezionej w mieszkaniu wujka broni swoją rówieśnicę), kolejno obala mity i teorie na temat tego, co stało się przyczyną ogromu przemocy w Ameryce, szczególnie wśród młodzieży. Okazuje się, że wcale nie jest to krwawa historia kraju (Niemcy dokonali przecież dużo poważniejszej masakry) czy ilość posiadanej broni (w Kanadzie jest jej proporcjonalnie równie dużo). Nie ma co winić także brutalnych filmów czy gier komputerowych (bowiem w ich eksploatowaniu Japończycy biją Amerykanów na głowę), ani muzyki Marylin Mansona (bo to bardzo facet, który od przemocy ostro się odżegnuje). Ci, co zwalają sytuację na barki rosnącego bezrobocia także są w błędzie - w innych wysoko rozwiniętych krajach jest ono przecież często o wiele większe niż w USA. Moore w swym dociekaniu prawdy bierze na tapetę wszystkich: rząd USA, system ubezpieczeń społecznych (który sprawia, że pozostawione bez opieki dzieci z ciekawości sięgają po broń), fabryki broni, związek strzelecki i białych ludzi. Choć nie znajduje odpowiedzi na swoje pytanie, jawnie wysuwa teorię, iż winą za taki a nie inny stan rzeczy należy obarczyć media, które bombardując ludzkie umysły doniesieniami o coraz to nowych zbrodniach, sprawiają, że populacja żyje w wielkim strachu. Ludzie, którzy mieszkają w bezpiecznych dzielnicach zbroją się po zęby a w swoich przyjaciołach i sąsiadach upatrują potencjalnych morderców nastających na ich życie. Trawiąca ich permanentna panika sprawia, iż pierwszą reakcją na stres jest pociągnięcie za spust. Reakcja ta jest zaś często nieproporcjonalna do rzeczywistej powagi sytuacji. Nikt jednak nie próbuje przerwać tego błędnego koła. Choć faktyczna ilość morderstw spadła ostatnio w USA o 20%, ilość informacji o nich w mediach wzrosła sześciokrotnie. Programy telewizyjne kręcone są na zasadzie "jak krwawi, zaciekawi", a kilkadziesiąt ekip dziennikarskich zajmuje się tylko i wyłącznie robieniem relacji z miejsc zbrodni. Paradoksalnie bohaterami przedstawianych w newsach opowieści nie są ofiary, ale sprawcy zbrodni - mordercy, gwałciciele, złodzieje. W Ameryce to nie sławny aktor ani laureat nagrody Nobla zarabia miliony na swojej biografii, ale bestia taka jak choćby Charles Manson. Pamiętam, jak 2 lata temu, gdy przebywałam w Nowym Jorku, odbywała się egzekucja Timothy'ego McVeigha, jednego z zamachowców, którzy podłożyli bombę pod budynek rządowy w Oklahomie, pozbawiając życia 168 osób (o tym wydarzeniu Moore także wspomina w swoim filmie). Od wczesnych godzin porannych media emitowały relacje sprzed bram więzienia, w którym miała dokonać się egzekucja. Do późnych godzin wieczornych wspominano nie tyle popełnioną przez niego okropną zbrodnię, ale rozmawiano o jego życiu, pokazywano ostatnie chwile, a już po śmierci - przemówienia kolejnych osób, które przy niej asystowały. Relacje te pojawiały się prawie na każdym kanale. Mnie napawały przekonaniem, iż Ameryka to nie tyle kraj świrusów, którzy popełniają tak straszliwe zbrodnie, ale świrusów, którzy lubują się w relacjonowaniu ich "dokonań". "Chciałem pokazać jak społeczeństwo manipulowane jest przez polityków, korporacje i media i wprowadzane w permanentny stan strachu i paniki" - powiedział w jednym z wywiadów Moore. "Zabawy z bronią" dowodzą jego teorii, że tworzenie zastraszonego społeczeństwa nie jest bezcelowe. Członkowie takiej populacji są bowiem w stanie poświęcić wszystko, nawet swoją wolność, by tylko przeżyć. Taką sytuację reżyser nazywa "kreacją fałszywego bezpieczeństwa". Takiego, na którym można zarobić. To przecież znakomite usprawiedliwienie dla rządowego programu zbrojeń. W przytoczonym w filmie fragmencie przemówienia ostro krytykowany przez Moore'a prezydent Bush jawnie przecież mówi, że jedyną drogą do tego by udowodnić jedność kraju jest wsparcie działań Pentagonu. Po 11 września 2001 roku wszelkie problemy socjalne nękające Amerykę, typu ubóstwo, bezrobocie czy fatalny stan opieki społecznej, zeszły na dalszy plan. Na pierwszym miejscu jest walka z terroryzmem i idąca za nią sprzedaż ogromnej ilości broni, masek gazowych, alarmów mieszkaniowych itd. "Ta kultura strachu popycha nas do przemocy, zarówno w kraju jak i za granicą" - twierdzi Moore, popierając to danymi, które krytykują działania amerykańskiego rządu na arenie międzynarodowej: niepotrzebne masakry w Sudanie, Afganistanie, Kosowie, sprzeczna polityka wspomagania światowych terrorystów, która zaowocowała m.in. tym, że straszny zamach na WTC został pośrednio sfinansowany przez Amerykanów. Z przesłania "Zabaw z bronią" wynika wyraźnie, iż społeczeństwo w stanie paniki nie powinno mieć łatwego dostępu do broni. A kult "guna" w USA jest niezaprzeczalny. "Nie jesteś uzbrojony - nie jesteś porządnym obywatelem" - mówi jeden z rozmówców reżysera. Są banki, które w ramach gratisu do założonego rachunku dają strzelbę, a amunicję można kupić nawet u fryzjera. W mieście Utah w stanie Virginia ustalono prawo, w myśl którego każdy obywatel musi posiadać broń. Strzelają tam więc wszyscy - dzieci, kobiety a nawet... niewidomi. Interesujące jest przedstawione w filmie porównanie Amerykanów do ich sąsiadów, Kanadyjczyków. Choć mieszkańcy Kanady posiadają podobną ilość broni, również nęka ich bezrobocie a społeczeństwo zróżnicowane jest rasowo, nikt nie robi tam masakr w szkołach i na ulicach. Wszelkie nieporozumienia tamtejsi ludzie nauczeni są rozwiązywać pokojowo, nie stresują się, nie trzymają naładowanych pistoletów pod poduszkami, nie zamykają drzwi od domu. "Zamykając drzwi czynimy z siebie więźniów" - mówią. Przecież jak ktoś chce się włamać, wejdzie do domu tak czy inaczej. Wielkim atutem "Zabaw z bronią" jest fakt, że jego twórca nie krytykuje na oślep, nie stara się udowodnić, że Amerykanie to chory naród i nie miesza go z błotem. Wręcz przeciwnie, z troską i wielkim patriotyzmem usiłuje dociec, gdzie tkwi przyczyna, by sprawić, by jego kraj stał się lepszym i bardziej normalnym miejscem. Moore nie chce siedzieć z boku i przyglądać się upadkowi swoich rodaków: "Wszystko co dzieje się w tym kraju, wszystko co robi mój rząd powinno mnie obchodzić. Nie chcę patrzeć na to z założonymi rękami i mówić, że nie mam z tym nic wspólnego". Żeby jednak zbytnio nie przygnębić widza swoimi oskarżeniami i powagą tematu, reżyser zręcznie i ledwo zauważalnie lawiruje pomiędzy horrorem, patosem a humorem, dodatkowo używając dynamicznego montażu i różnorodnej stylistyki. Wie, że humor to silna broń i używa go dość często. Zdaje sobie sprawę, że jeśli pozostawiłby widzów w depresji, sparaliżowałaby ich i nie wywołała żadnego działania, utrwalając tylko przekonanie o bezsilności wobec okropieństwa świata. Dlatego zdecydował się ich rozśmieszyć, zdystansować a czasem nawet rozwścieczyć, ustawicznie zmuszając do silnego przeżywania tego, co pokazuje na ekranie. To szansa na to, by przynajmniej kilka osób wyszło z kina mówiąc "zróbmy cos z tym!". Być może nie jest to obraz obiektywny, bo Moore jako czynny działacz społeczny otwarcie wyraża współczucie, na swój sposób ocenia pewne sprawy. "Zabawy z bronią" prezentują jego subiektywny punkt widzenia, pewne osobiste teorie. Nie twierdzę, że naginał fakty, ale na pewno dopasowywał je do swoich tez, dzięki czemu wszystko wygląda tak jak sobie zaplanował. Oglądając film nie myśli się jednak o tym, bo ważniejsze od odpowiedzi są tu stawiane pytania i samo jątrzenie problemu w jakże istotnym dla historii USA okresie. To film, obok którego nie można przejść obojętnie i którego z pewnością nie wolno przegapić.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<b>"<a href="fbinfo.xml?aa=35389" class="text">Zabawy z bronią</a>"</b>, nagrodzony Oscarem dokument <a... czytaj więcej
Wiktor Konieczny

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones