Recenzja filmu

Wolność słowa (2007)
Richard LaGravenese
Hilary Swank
Patrick Dempsey

Jak gdyby nic, po raz kolejny to samo?

"Wolność słowa" swoją premierę miało ponad 12 lat po tym, jak na ekrany kin wszedł film "Młodzi gniewni". Mimo tego, jak widać, tematyka trudnej młodzieży i ich edukacji wciąż interesuje
"Wolność słowa" swoją premierę miało ponad 12 lat po tym, jak na ekrany kin wszedł film "Młodzi gniewni". Mimo tego, jak widać, tematyka trudnej młodzieży i ich edukacji wciąż interesuje amerykańskich filmowców na tyle, że co jakiś czas postanawiają odświeżyć ten temat. W 2006 roku zrealizowali film telewizyjny pt. "Młodzi gniewni - historia Rona Clarka" z Matthew Perrym w roli głównej (tym razem o młodszym, "trudnym" pokoleniu w podstawówce). Rok później wspomniana "Wolność słowa", w którą zaangażowała się Hilary Swank, jako odtwórczyni głównej roli, a także jako producentka. Wszystkie te obrazy są oczywiście na faktach. Mimo iż osobiście pochwalam, to co robią ludzie w kierunku edukacji marginesu społecznego, to do filmów o tym, szczególnie po świetnych "Młodych gniewnych", nastawiony jestem sceptycznie. I w przypadku recenzowanej "Wolności słowa" okazuje się, że słusznie. Nie jest to bowiem dobra produkcja. Odwołań do pierwowzoru jest tak dużo, że ciężko się ten film ogląda. Już pierwsze sceny, pierwsze ujęcia sprawiają, że nie sposób jest nie przypomnieć sobie produkcji z Michelle Pfeiffer z 1995 roku. I nie są to bynajmniej skojarzenia, na które reagujemy uśmiechem. Przynajmniej nie ja. Twórcy "Wolności..." stwierdzili, że ich film będzie "Młodymi gniewnymi" dzisiejszych czasów. Tymczasem jest to prawie identyczna kopia. Prawie... o różnicach niżej, a raczej o podobieństwach bo różnic niewiele. Oprócz zdjęć (już na samym początku, najpierw obraz ogólny młodzieży, potem przedstawiające uczniów trudnej klasy, po których bardzo łatwo rozpoznać hierarchię w niej, bowiem jest identyczna jak w pierwowzorze!) również podobne rozwiązania fabularne, np.: rozmowy u dyrektora o łamaniu przepisów systemowych przez główną bohaterkę; zamiast obrazu biedy i problemów z nią związanych, tutaj wydarzenia mają miejsce na tle konfliktów rasowych; zamiast nagród m.in.: za konkurs "Dylan/Dylan" tutaj jest pisanie pamiętników, za które prowadzenie ochoczo wzięli się wszyscy uczniowie!; zamiast uczennicy w ciąży, tutaj jest dziewczyna, która musi zeznawać przeciwko swojemu koledze; w końcu życie osobiste bohaterki: podczas, gdy Pfeiffer uchyliła zaledwie rąbek tajemnicy, mówiąc jedynie, że jest po rozwodzie, tutaj Swank co jakiś czas spotyka się z szanowanym tatusiem, a kochający mąż zaczyna być coraz bardziej zaniedbywany i niezadowolony, co prowadzi w końcu do rozstania. Nawet nieobecność jednego z uczniów, który odgrywał w klasie istotną rolę (w "Młodych..." niezapomniany Wade Dominguez w roli Emilio Ramireza), tutaj wywołała znajomy niepokój pani nauczycielki, tyle że nic on nie wniósł do filmu, bo twórcy widocznie zrezygnowali z jakichkolwiek dramatycznych posunięć.... Porównań jest więcej. Natomiast rzeczą, która jest "świeża" jest sprawa Holocaustu (jest to punkt niejako zwrotny w życiu nastolatków; w "Młodych..." było nim czytanie poezji i tekstów piosenek), po którym sami uczniowie chcą się uczyć. Mało tego, sami chcą spotykać się z byłymi więźniami obozów koncentracyjnych czy autorami książek o tej tematyce. Przyznaję, ten wątek jest ciekawie zrealizowany, nie od dziś wiadomo bowiem, że okrucieństwo tamtych czasów odmieniło niejednego. Co do muzyki, to wspominam o niej tylko dlatego, żeby stwierdzić, że nie dość, że nie ma ona swego motywu przewodniego, to bardzo daleko jej do tej z produkcji z 1995. (Przypominam: utwór "Gangstas Paradise" Coolio - rewelacyjny motyw przewodni). Ale tutaj również trzyma poziom. Kilka fajnych kawałków, hip-hopowych oczywiście, jak cały soundtrack, bo innego sobie nie wyobrażam. Szczególnie jeden z napisów końcowych, ze słowami Martina Luthera Kinga. Niestety, podsumowując, filmu nie polecam nikomu. Poza wymienionymi wyżej, wadą jest też to, że film się dłuży. Przecież wiemy, co stanie się, wręcz po kolei, niepotrzebne 123 minuty zatem. Zastrzeżenia mam również do Hilary Swank. Nie jest to dobra rola. Wyraz jej twarzy był niemalże identyczny przez cały film. Na przemian albo ze łzami w oczach, a z głupim uśmiechem. Śmiałbym stwierdzić, że aktorka nie widziała filmu "Młodzi gniewni", dlatego zaangażowała się w tą produkcją. Chcę, żebyście mnie dobrze zrozumieli. Nie jestem przeciwny robieniu filmów na ten temat, tylko dlatego, że jeden już powstał, ale wydaje mi się zupełnie bezsensowne robienie kopii filmów, które w dodatku trzymają poziom (tacy są niewątpliwie "Młodzi gniewni"). "Wolność słowa" nie wnosi absolutnie nic do naszego życia oraz kinematografii. Dlatego też nie uważam tego filmu za dobrą produkcję. Jeśli jednak komuś znudziły się poczynania Michelle Pfeiffer, poleciłbym raczej zobaczyć film "Dogonić marzenia" z Antonio Banderasem, gdzie rozwiązaniem problemów bynajmniej nie jest poezja, a utalentowana trudna młodzież została pokazana z ciekawej perspektywy...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jaki powinien być idealny nauczyciel? Według niektórych uczniów powinien być wyrozumiały, według innych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones