Recenzja filmu

Afonia i pszczoły (2009)
Jan Jakub Kolski
Grażyna Błęcka-Kolska
Mariusz Saniternik

Jeszcze się żarzy

Gdyby nie rażący patetyzm, objawiający się głównie w scenach pokazujących udręczenie Afonii i w muzyce, całość, z kryminalnymi wtrętami, można by potraktować jak podglądanie ludzi z zamierzchłych
Na pierwszy rzut oka Afonia w dziewczęco splecionych włosach i z korbą od kamery zawieszoną na szyi wygląda na znacznie młodszą, niż kiedy okazuje się, że ma już dorosłą córkę i najlepsze lata za sobą. W tej chwili wiedzie nudny żywot żony opiekującej się sparaliżowanym mężem, który nie jest w stanie zaspokoić jej jeszcze ciągle żarzącej się seksualności. Z pasją oddaje się filmowaniu wszystkiego, co wydaje jej się ważne i co chciałaby zatrzymać dla siebie na zawsze. A wyraźnie cierpi z powodu przemijania i nieodwracalności czasu. Gdy do ich domu trafia młody rosyjski wojskowy, chwyta się go z taką desperacją, jakby to była jej ostatnia szansa na jakiekolwiek emocje. Ruski, podobnie jak jej mąż, jest zapaśnikiem, ale w pełni formy, podczas gdy Rafał zawody w tym sporcie może oglądać jedynie ze swojego wózka. Na początku pojawia się mnóstwo pytań, które z czasem tylko się piętrzą – o relacje między Afonią i Ruskim, o przeszłość Rafała, o tajemniczą stronę dwunastą w jego szkicowniku, o prawdziwe uczucia bohaterów. A ponieważ wszyscy są niezwykle milczący, Kolski udziela odpowiedzi niemal wyłącznie za pomocą obrazu. Przez to całość filmu przypomina zlepek zdjęć, z których wnioski widz powinien wyciągnąć sam. Brak komentarza powoduje jednak, że nie wszystko jest tak jasne, jak reżyserowi mogło się wydawać. Umiejscowienie wydarzeń w roku 1953, a dokładnie od dnia śmierci Stalina, nie ma większego wpływu na całą akcję. Historia nie jest tu nawet tłem, tylko scenografią. A odległe lata 50. budują dystans do oglądanych wydarzeń. Bohaterowie tacy niedzisiejsi, wyrwani z innej rzeczywistości. A i romans jest tak powierzchowny, że nazywanie go miłością jest niemałym nadużyciem. Wytarty z wielkich uniesień i wielkich czynów robi raczej wrażenie ostatnich podrygów przed totalnym znieczuleniem. Sytuacja wydaje się oczywista, jak słowa Afonii do męża: Jestem ja, jesteś ty i jest on, i nie ma co się buntować. Jednoznaczna ocena filmu byłaby w tym wypadku nieuczciwa. Mimo olbrzymiej goryczy i nieustannej nostalgii wiszącej w powietrzu, kilka rewelacyjnych momentów wywołuje dużą radość. Magia utrwalona na taśmie kamery też może wprawić w drżenie co wrażliwszą krtań. I gdyby nie rażący patetyzm, objawiający się głównie w scenach pokazujących udręczenie Afonii i w muzyce, całość, z kryminalnymi wtrętami, można by potraktować jak podglądanie ludzi z zamierzchłych czasów. Po seansie można się otrzepać i wrócić do swojego życia.
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones