Recenzja filmu

Projekt Lazarus (2015)
David Gelb
Olivia Wilde
Mark Duplass

Medyczne eksperymenty z domieszką standardowego opętania

"The Lazarus Effect" to film straconej szansy. Niezły pomysł na zawiązanie historii, utalentowana obsada i solidne wykonanie w zderzeniu z bezbarwnymi postaciami, schematyczną w gruncie rzeczy
Zastanawialiście się kiedyś nadśmiercią? Myśleliście ożyciu pozagrobowym, piekle iniebie? Amoże ideę duszy jako bezcielesnego bytu zawierającego wszystkie nasze wspomnienia orazprzeżycia uważacie zaczysty absurd, zwykłą abstrakcję mającą złagodzić fakt bezpowrotnego zgonu? Kwestia życia iśmierci męczy ludzkość odwielu pokoleń. Możliwość poznania odpowiedzi nakluczowe dla istnienia człowieka pytania dostała bohaterka produkcji "The Lazarus Effect" Zoe, którapo śmierci wwyniku porażenia prądem napowrót wróciła dożywych dzięki wynalezionemu przez jej grupę badawczą specjalnemu specyfikowi. Pani doktor miała okazję znaleźć się podrugiej stronie lustra, spojrzeć śmierci wtwarz, anastępnie wyrwać się zjej objęć. Niestety grupa badawcza Zoe odniosła jedynie połowiczny sukces, bowiem bohaterka wróciła odmieniona.


Historia jak nahorror dość nietypowa idająca duże pole dopopisu scenarzystom. Mieli oni genialny pomysł nazawiązanie akcji – zastosowanie będącego wfazie badań specyfiku, pozwalającego naprzedłużenie stanu agonii, dowskrzeszenia porażonej przez prąd koleżanki. Zapowiadał się naprawdę pomysłowy horror, takie połączenie "Linii życia" z "Lucy". Twórcy poruszają wswojej produkcji dość ciekawe motywy orazproblemy. Dla przykładu można podać kwestię życia pośmierci, którazdecydowanie wysuwa się napierwszy plan obrazu. Wjej tle uważni kinomani dostrzegą ponadto motyw nieśmiertelności czy możliwości ipotencjału ludzkiego umysłu. Twórcy zahaczają także okwestie religijne, zadając widzom pytanie, czy człowiek ma prawo bawić się wBoga idecydować ożyciu bądź śmierci drugiej osoby. Niestety, prawie żaden zpowyższych motywów nie zostaje dostatecznie rozwinięty ani też doprowadzony dokońca – wszystkie bezpowrotnie znikają wspowijających mrok korytarzach podziemnego laboratorium. Twórcy skutecznie wzbudzili moją ciekawość, apotem pozostawili zpoczuciem niedosytu. Trudno mówić tutaj orozczarowaniu, widzowie zostają poprostu oszukani przez scenarzystów, bowiem początkowe dwadzieścia minut filmu obiecuje zupełnie inny rodzaj rozrywki niż ten, którydostaje się wdrugiej połowie produkcji. Widać kwestie medyczne orazreligijne były jedynie intrygującą otoczką niezwykle przeciętnego filmu oopętaniu. Niestety dobry pomysł tonie wszystko. Historia wdrugiej części obrazu schodzi praktycznie nadrugi plan, ustępując miejsca scenom akcji orazgrozy.



Mimo powyższych wad, nafilmie raczej naprawdę trudno się nudzić. Produkcję ogląda się bez zgrzytania zębami, adzięki dobremu końcowemu twistowi zapomina się poniekąd ojej mankamentach orazwyraźnych niedociągnięciach. Dla zabicia czasu, bez niepotrzebnego wysilania szarych komórek, "The Lazarus Effect" jest jak znalazł. Jednak nie liczcie nanic więcej, twórcy nie silą się nawet nawyjaśnienia, opacznie rozumiejąc słowa mistrza grozy Stephena Kinga, według któregonajwiększy strach budzi coś, czego nie da się objąć rozumiem, aco zatym idzie, przeciwstawić się temu, stanąć ztymdo równej walki; poprostu czyste zło. Taki motyw wykorzystano między inny wwydanym kilka lat temu "Sinister". Niestety wprzypadku "The Lazarus Effect", nawet jeśli twórcy stosowali się dopowyższej zasady, robili tobardzo nieumiejętnie, ponieważ nie usprawiedliwia ona licznych niedopowiedzeń idziur logicznych charakteryzujących ich najnowszą produkcję.



Przyzwoicie wypadło aktorstwo. Naprawdę trudno zarzucić obsadzie brak niezbędnych umiejętności czy zwyczajnie szczerych chęci, jednak słabo nakreślone przez scenarzystów postacie nie pozwalają im wżaden sposób zabłysnąć. Najbardziej poszkodowana jest Olivia Wilde, któradosłownie dwoi się itroi naekranie, starając się tchnąć życie wswoją bezpłciową bohaterkę. Wroli doktor Zoe jest przekonująca iwiarygodna; zprzekazywaniem uczuć radzi sobie bezproblemowo – owszem, niekiedy przesadza zich ekspresją, ainnym razem gra zbyt minimalistycznie, jednak daje zsiebie wszystko. Mimo towykreowana przez nią postać nie przyciąga uwagi. Podobnie jest zpozostałymi aktorami. Scenarzyści odwalili poprostu fuszerkę. Dostarczyli aktorom archetypiczne ibezbarwne postacie. Dodatkowo wsamej produkcji niewiele onich wiadomo. Nie mamy okazji poznać ich przeszłości (zjednym wyjątkiem) czy łączących postaci relacji. Wszystko jest stereotypowe. Skutkuje towyraźnym brakiem więzi bohaterów zwidzami, są im obojętni, ato whorrorze jeden zkarygodnych błędów. Film zasadniczo opiera się napostaci granej przez Olivię Wilde, któradobrze uchwyciła zmianę charakteru bohaterki. Zaskakująco dobrze spisała się wroli zwyczajnej, nieco wycofanej pani doktor orazpałającego zemstą orazrządzą krwi demona. Zresztą dopiero jako opętana, tracąca zmysły kobieta, Olivia Wilde dostaje raptem kilka minut, wktórych może się popisać. Są tonajlepsze sceny filmu. Ogólnie rzecz biorąc, aktorzy spisali się natyle, naile wymagała odnich produkcja. Przyzwoicie, alebez rewelacji.



Plusem produkcji jest niezła oprawa audiowizualna orazzastosowane straszaki. Jak nahorror brakuje ciągłego poczucia niepokoju istopniowanego napięcia – szczególnie napoczątku obrazu – aleim dalej wlas, tym lepiej. Przygasające światła orazwypełnione mrokiem laboratoria wpołączeniu zodpowiednim podkładem muzycznym tworzą całkiem znośną atmosferę. Zasadniczo nie ma naco narzekać. Podobnie jest zestraszakami. Mimo żeograne, spełniają zamierzony efekt. Naprodukcji naprawdę można się wystraszyć; nie raz inie dwa podskoczyć zestrachu. Wystarczy jedynie dać się ponieść reżyserskiej fantazji, co wcale nie musi być trudne szczególnie zewzględu nahistorię iatmosferę, bo pomimo licznych wad, obraz itak potrafi wciągnąć. Brak oryginalności twórcy nadrabiają rzetelnym isolidnym wykonaniem. Mamy tutaj doczynienia zpołączeniem ghost story związanego zopętaniem orazslashera. Ogólny efekt jest zadowalający, alezapaleni zwolennicy obrazów grozy będą czuć wyraźny niedosyt. Scen straszących jest zdecydowanie zamało iwwiększości polegają nanagłym pojawieniu się wkadrze odpowiednich elementów czy postaci. Liczyłem nazdecydowanie więcej "atrakcji". Zwłaszcza, żehorrory eksploatowane są odlat, ana brak dobrych pozycji ztego gatunku narzekać ostatnio nie można. Ponadto jeśli produkcję rozpatrywać jako slasher tojest zbyt ugrzeczniona. Brakuje szokujących scen mordu. Kilka znich jest naprawdę pomysłowych, aleograniczenia wiekowe (PG-13) niszczą końcowy efekt. Szkoda, bo jako krwisty slasher zelementami ghost story, film mógłby się podobać, dalej może, aleraczej mniej zaprawionym kinomanom lub ludziom niewybrednym.



"The Lazarus Effect" tofilm straconej szansy. Niezły pomysł nazawiązanie historii, utalentowana obsada isolidne wykonanie wzderzeniu zbezbarwnymi postaciami, schematyczną wgruncie rzeczy fabułą – sprowadzoną doroli nic nieznaczącego tła wdrugiej części obrazu – imomentami zbyt szybkim tempem akcji skutkuje kolejnym przeciętniakiem jakich wiele. Mógł być ciekawy horror otematyce medycznej, awyszedł powtórkowy obraz oopętaniu. Szkoda, bo dzieło miało ogromny potencjał iutalentowanych aktorów. Wrękach doświadczonego reżysera ize znacznie ambitniejszym scenariuszem, produkcja mogłaby stanąć wszranki zwydanym ostatnio "Coś za mną chodzi", odznaczając się nie mniej zaskakującą iabsorbującą historią. Jeśli więc szukasz niezobowiązującego kina zdreszczykiem emocji, októrym zapomnisz wprzeciągu tygodnia, to "The Lazarus Effect" jest idealnym kandydatem. Jednak wpotopie obrazów grozy, którynieustanie zalewa kinematografię, znajdziecie ztuzin ciekawszych iznacznie oryginalniejszych projektów, którymzdecydowanie bardziej należy się uwaga niż nowemu dziełu Davida Gelba.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nieudany eksperyment naukowy to jedna z najpopularniejszych klisz do napędzania horrorów. Skoro filmowych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones