Recenzja filmu

Mężczyzna moich marzeń (2002)
Danièle Thompson
Juliette Binoche
Jean Reno

Miłość na lotnisku

Ona i on. Zupełnie obcy ludzie, różni jak dzień i noc. Spotkali się i zakochali. Filmów opowiadających o tym było już dużo. Bohaterów połączył los, mimo że mieszkali w różnych miastach, krajach,
Ona i on. Zupełnie obcy ludzie, różni jak dzień i noc. Spotkali się i zakochali. Filmów opowiadających o tym było już dużo. Bohaterów połączył los, mimo że mieszkali w różnych miastach, krajach, a nawet epokach. Niespodziewanie wpadali na siebie i jakaś niewytłumaczalna siła, ciągnęła ich ku sobie. W filmie Daniele Thompson "Mężczyzna moich marzeń" miejscem, gdzie spotykają się zakochani jest... lotnisko Roissy w Paryżu. Trudno o mniej romantyczne miejsce - tłum ludzi czekających na samolot, przesiadających się, odlatujących w najróżniejsze strony świata. A jednak właśnie tam spotykają się Felix i Rose. Ona, mocno umalowana, na wysokich obcasach, w trakcie rozmowy traci telefon komórkowy. Ponieważ sprawa jest bardzo pilna, a do automatu ustawiła się kolejka, jest zmuszona pożyczyć od kogoś aparat. On zgadza się, choć ekscentryczny wygląd nieznajomej, budzi jego nieufność. Z resztą taki właśnie jest Felix - cichy, zamknięty w sobie i dość nerwowy. Samoloty obojga mają duże opóźnienie, Felix i Rose mają czas się lepiej poznać. Początkowo zachowują dystans, lecz szybko zdają sobie sprawę, że ich spotkanie jest czymś więcej niż tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności... "Mężczyzna moich marzeń" to przyjemna, choć chwilami dość irytująca komedia romantyczna. Najbardziej drażni przerysowanie postaci - kobieta jest nad wyraz sztuczna, gadatliwa, mężczyzna mrukliwy i zamknięty w sobie. Felix i Rose są swoimi przeciwieństwami, jednak różnica między nimi jest przesadna. Irytuje skłonność bohaterów do posiadania i ulegania swoim eskcentryzmom. Rose wzrusza się do łez oglądając kronikę filmową, Felix natomiast nie znosi wszelkiego rodzaju silnych zapachowi sztuczności. Dlatego też nieznajoma kobieta wzbudza w nim niechęć z powodu swojego wyglądu (niebieski cień do powiek, 10cm obcasy, obcisłe ubranie, fryzura usztywniona lakierem do włosów). Felix przez wiele lat mieszkał w Ameryce, gdzie prowadził restaurację, dlatego też ciągle wtrąca angielskie słowa do rozmowy. Jest to dość niewiarygodne, znając przywiązanie Francuzów do ojczystego języka. W scenariuszu jest kilka takich budzących wątpliwości fragmentów. Na dodatek rozwój akcji jest bardzo przewidywalny. Widz wie, że osoba milcząca zacznie mówić, a gadatliwa ucichnie. I nie dostaje nic "w zamian" - wie jak historia się rozwinie, więc w trakcie sensu pojawia się uczucie znużenia. Daniele Thompson napisała "Mężczyznę moich marzeń" 10 lat temu. Oryginalnie miała to być opowieść o uczuciu, które wybucha między Amerykaninem i Francuzką. Jednak producentom, którzy zamówili scenariusz, nie spodobała się żadna jego wersja. Dlatego leżał on w szufladzie, aż pewnego dnia - podczas pracy nad swoimi debiutem reżyserskim - Thompson postanowiła sama stanąć za kamerą i zrobić film. Niestety nie był to najlepszy pomysł. Film jest dość nijaki, brakuje w nim osobistego stylu, choć ta wada nie przeszkadza bardzo w oglądaniu. Robi to natomiast pretensjonalna muzyka Erica Serra ("Nikita", "Wielki błękit"), która zapewne miała oddać harmider lotniska i podkreślić to, że bohaterowie są ciekawi, jednak na dłuższą metę jest dość męcząca. Podobnie zdjęcia Patricka Blossier, które choć poprawne, mają irytująca maniera znana między innymi z reklam. Widzimy bohatera lub parę bohaterów. Szybkie cięcie, ludzie ci sami, ale inna mina. Cięcie. Uśmiechy. Cięcie. Rozanielony wzrok. Cięcie. Bohater odrzuca głowę do tyłu i się śmieje. Taki zabieg zupełnie nie pasuje do dość oszczędnej formy filmu. Operator pokazując ludzi w taki sposób, zdaje się szeptać "zobaczcie, jacy oni są świetni". Efekt jest odwrotny - postacie stają się przez to jeszcze bardziej drażniące. Aktorzy za to spisali się dobrze, chociaz ciekawszy jest z pewnością Jean Reno . Jego bohater jest zmęczony, zabiegany, co widać w twarzy. Jednak mimo tego "wymięcia" Felix w tajemniczy sposób przyciąga i fascynuje. Nie jest to wielka rola Reno, ale też "Mężczyzna moich marzeń" nie jest wielkim filmem. Dobra jest też Juliette Binoche, choć przez prawie cały film jej rola składa się z dwóch elementów - charakteryzacji i tekstu. Jej bohaterkę widać i słychać, Binoche była zmuszona do ograniczenia innych środków wyrazu, aby jej gra nie męczyła widza. Dzięki rolom Reno i Binoche film dużo zyskuje. "Mężczyznę moich marzeń" można obejrzeć, ale nie trzeba. Z pewnością jest to ciekawsze propozycja niż pretensjonalne amerykańskie komedie. Spodoba się tym, którzy lubią Jeana Reno i wszystko co francuskie. Pozostałym widzom raczej polecam spacer, niż wycieczkę do kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<b>"<a href="fbinfo.xml?aa=94357" class="text">Mężczyzna moich marzeń</a>"</b> z <a... czytaj więcej
Agnieszka Majewska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones