Recenzja filmu

Glass (2019)
M. Night Shyamalan
James McAvoy
Bruce Willis

Musimy porozmawiać o Kevinie

Już na wstępie uprzedzam – widzowie, którzy po zwieńczeniu trylogii twórcy "Niezniszczalnego" i "Split" spodziewali się starcia superbohaterów na miarę "Wojny bez granic", mogą się srogo
Musimy porozmawiać o Kevinie
"Wszystko, co nadzwyczajne, można jakoś wytłumaczyć. Ale to nie sprawia, że to coś przestaje być nadzwyczajne" – mówi w jednej ze scen tytułowy Glass, dodając otuchy bohaterowi, który zaczął wątpić w siebie. W tym właśnie zdaniu leży serce całego filmu M. Nighta Shyamalana. I już na wstępie uprzedzam – widzowie, którzy po zwieńczeniu trylogii twórcy "Niezniszczalnego" i "Split" spodziewali się starcia superbohaterów na miarę "Wojny bez granic", mogą się srogo zawieść. "Glass" to w gruncie rzeczy emocjonalny dramat o traumach, cierpieniu i krzywdzie, które czynią z niektórych nieprzystające do świata dziwadła. To też ukłon złożony indywidualności i zwykłym ludzkim słabościom. Jeśli przemawiają do Was takie tematy, jest szansa, że i samemu filmowi wybaczycie jego niedoskonałości. 

   

Przede wszystkim należy sprostować, że tytuł filmu Shyamalana nie oddaje jego faktycznej treści –  to nie Glass, czyli cierpiący na rzadkie schorzenie nadmiernej kruchości kości Elijah Price (Samuel L. Jackson), jest tutaj głównym bohaterem. Owszem, to szefujący intrydze geniusz zła, ale na ekranie jest go niewiele i nie dowiadujemy się o nim niczego nowego ponad to, co zostało już powiedziane w "Niezniszczalnym". Podobnie jest z supersilnym i czytającym w myślach Davidem Dunnem (Bruce Willis), który po odegraniu swojej kluczowej roli, zostaje szybko odstawiony na boczny tor. "Glass" bezdyskusyjnie należy do Kevina Wendella Crumba – jednej z 24 osobowości granych przez Jamesa McAvoya, który pierwszorzędnie wciela każdą z nich – od 9-letniego Hedwiga przez dystyngowaną damę Patricię aż po najbardziej niebezpieczną i pełną zwierzęcych instynktów Bestię. By nie zdradzać zbyt dużo i ominąć wszystkie fabularne niespodzianki, napiszę tylko, że wszyscy trzej spotkają się w zakładzie zamkniętym, gdzie umieszcza ich ambitna psychiatra próbująca wyleczyć ich – z jej zdaniem – niebezpiecznej dla społeczeństwa manii wielkości. I niestety – to właśnie jej misja zajmuje w filmie najwięcej miejsca. 



Niestety – ponieważ grająca doktor Ellie Staple Sarah Paulson jest nieprzekonująca w swojej roli, a sceny z jej udziałem dłużą się i nudzą. Shyamalan dał tej bohaterce zdecydowanie za dużo czasu na wyłuszczenie swojego zadania, a ponieważ jest ono od początku bardzo klarowne, doktor Staple wciąż powtarza te same kwestie. Cały "Glass" cierpi zresztą na nadmiar powtórek i zbędnych wyjaśnień. O ile lepiej czulibyśmy się jako widzowie, gdybyśmy mogli samodzielnie odkrywać fabularne atrakcje. A tych – dla równowagi – jest w filmie bardzo dużo. Shyamalan odwołuje się do sentymentu osób kochających komiksy i prowadzi z nimi grę w rozpoznanie konwencji. A w tej gubią się nawet bohaterowie "Glass", którzy sami – będąc niejako postaciami komiksu – próbują odgadnąć, w jakim typie opowieści się znajdują. I właśnie ta zabawa daje w filmie najwięcej radości. Widać w niej szczerość intencji Shyamalana, który wciąż – na zmianę z sukcesami i porażkami – podejmuje ryzyko, tworząc w stu procentach autorskie kino. To zbliża go do jego superbohaterów, którym jednak zdarza się mieć chwile słabości. Pozostaje czekać, aż Shyamalan znów w pełni odzyska swoje moce. 
1 10
Moja ocena:
6
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po trzech latach od wypuszczenia "Split" M. Night Shyamalan powraca z kontynuacją swojego uniwersum... czytaj więcej